cytaty z książki "Dukla"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(…) życie podobne jest do halucynacji, bo nic z tego, na co się spojrzy, nie jest takie , jakie jest.
(…) piękno zawsze zawiera w sobie groźbę, że w istocie jest jakąś odmianą zła, odmianą, której możemy pragnąć tak, jakbyśmy pragnęli dobra.
No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza jak litanię swoje „dobranoc” i nic z rzeczy ważnych się nie przydarza (…)
Świat jest pełen szczegółów, od których zaczynają się historie.
No więc Dukla. Dziwne miasteczko, którego nie ma już dokąd pojechać.Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza , nic, tylko kruche domy przycupnięte przy szosie jak wróble na drucie, a pomiędzy nimi wietrzne wygony nieodmiennie zakończone niebem, które wznosi się, a potem przegina, zawisa nad głową, by wesprzeć się o przeciwległy skraj horyzontu.Tak jest - Dukla, uwertura pustych przestrzeni. Dokąd pojechać z Dukli?Z Dukli można tylko wracać. Podkarpacki Hel, urbanistyczna Ultima Thule.Dalej już tylko drewniane chyżki i betonowe okruchy corbusierowskich bastardów - czyli rzeczy, z którymi pejzaż daje sobie jakoś radę.
Czas jest tylko ideą, przestrzeń niestety przypomina fakt. I to fakt bez granic. Dlatego wprawia w drżenie wyobraźnię, która wprawdzie ma samą siebie za nieograniczoną, ale nie istnieje realnie.
To zabawne, że próbując uporać się z czasem, zazwyczaj wracamy do minionego, do tego, co ukształtowane, do gotowej formy. Wyobraźnia nie potrafi niczego wymyślić. Zawieszona w próżni spada jak kamień albo zajmuje się sobą, co koniec końców wychodzi na jedno.
Nareszcie i do nas przyjechał. Przewietrzy ten żydowski smród”.
Prawdziwi ludzie Wschodu podejrzewają, że czas nie ma końca, wiec trzeba oszczędzać gesty, z których wykonane jest życie, tak żeby starczyło na jak najdłużej.
Oddychałem głęboko. Powietrze pełzło przez żyły. Było nasiąknięte jej istnieniem.
Ona (Dukla) pojawia się jak napomnienie, ilekroć za wiele zaczynam rozmyślać o sobie.
Zarośla, zakamarki, zapach nagrzanych smołowanych dachów - miejsca w sam raz by usiąść, pić owocowe wino i przyglądać się dalekobieżnym, do których nigdy się nie wsiądzie.
W końcu jedyną rzeczą, jaką potrafiliśmy wymyślić na przekór nieograniczonej przestrzeni, jest umiejętność skupiania się, gromadzenia, zajmowania jak najmniejszej powierzchni. Tak żeby czuć przez skórę istnienie innych, skoro własnego nie jesteśmy pewni.
Wyobraźnia jest bezsilna. Powtarza tylko rzeczy widziane i słyszane, powtarza je zmienionym głosem, usiłuje popełnić grzechy, które dawno już popełniono.
Życie wprawdzie tutaj istnieje, lecz na wszelki wypadek nie przybiera żadnej formy.
Mój autobus stał gdzieś na samym końcu - żółtawy i tak bezradny, że miało się ochotę wziąć go w palce, wyprowadzić na szosę, pchnąć lekko i powiedzieć: no już, mały, nie bój się, w drogę.
Skwierczenie szaszłyków, automaty z cola i sprajtem, hamburgery, autokary, rewia rejestracji, kordony, dziesięć nowych błękitnych telefonów na kartę, czerwona brukowa kostka, transparenty, chorągwie – to wszystko wydziela smutny zapach człowieczeństwa.
Zatopiony w lodzie krzew tarniny był podobny do żywej cielesnej istoty, zaskoczonej przez rentgenowski błysk.
Trzej faceci przy stoliku niemo pili wódkę. Po prostu podnosili kieliszki do ust i przechylali. Nie zwracali na siebie uwagi (…). Faceci byli normalni, cali na szaroburo i z zarostem.
I wtedy odezwał się dzwon w drewnianym kościółku. Dzwonili na szóstą, na mszę dla kilku starych kobiet w ciemnych chustach, dla których zapalało się tylko dwie świece na ołtarzu, a ministrantów zastępował kościelny.
Przecież żadna rzecz nie może przesłonić innych rzeczy, gdy zmierzamy ku nicości, ku stwierdzeniu, że świat jest jedynie chwilowym zakłóceniem w swobodnym przepływie światła.
Cóż takiego może wyobrazić sobie człowiek, cóż oprócz tych wszystkich rzeczy, które w tym miejscu widzieli inni ludzie, rzeczy banalnych, złożonych z zamazanych i mdłych kształtów rzeczywistości.