cytaty z książki "Opowiadania kołymskie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Stosunek do kobiety - to papierek lakmusowy każdej etyki.
Człowiek żyje dzięki właściwej sobie umiejętności zapomnienia. Pamięć zawsze gotowa jest pozbyć się tego, co złe, i zachować tylko to, co dobre.
Przyjaźń nie rodzi się ani w nieszczęściu, ani w biedzie. Te "trudne" warunki życia, które - jak mówią nam bajeczki literatury pięknej - są nieodzownym warunkiem powstawania przyjaźni, są całkiem po prostu nie aż tak trudne. Jeśli nieszczęście i bieda spowodowały zbliżenie, zrodziły przyjaźń - oznacza to, że bieda nie jest skrajna, nieszczęścia nie tak wielkie, a zmartwienie nie tak ostre i głębokie, jeśli można je dzielić z przyjaciółmi. W prawdziwej biedzie poznaje się jedynie własną wytrzymałość duch i ciała; określone zostają granice własnych "możliwości", odporności fizycznej i siły moralnej.
To co ja widziałem, tego człowiek nie powinien widzieć i nawet nie powinien wiedzieć. Przestraszyłem się strasznej siły człowieka, pragnienia i umiejętności zapominania. Chciałem być sam, nie bałem się wspomnień.
To, co widziałem, tego człowiek nie powinien widzieć, nie powinien o tym wiedzieć.
Pojęliśmy, że życie, nawet najbardziej nędzne, składa się na zmianę z radości i biedy, sukcesów i niepowodzeń i że nie należy się obawiać, iż niepowodzeń będzie więcej niźli sukcesów.
Więźniów bili wszyscy: dyżurny, fryzjer, brygadzista, wychowawca, nadzorca, konwojent, starosta, kierownik gospodarczy, dyspozytor – każdy. Bezkarność bicia, jak i bezkarność zabójstw, demoralizowała, deprawowała ludzkie dusze, wszystkich, i tych, co to czynili, i tych, co widzieli, wiedzieli...
Więzień-inteligent zostaje przez łagier zaduszony. Wszystko, co dotąd było mu drogie, rozdeptano w proch; powłoka cywilizacji i kultury pęka w najkrótszym możliwym czasie, liczącym się w tygodniach. Argumentem w sporze jest kułak i pałka. Środkiem przymusu – kolba karabinu i cios w zęby. Inteligent przemienia się w tchórza i własny jego mózg podpowiada, jak „usprawiedliwić” swoje postępowanie.
... będziemy musieli wrócić do łagru, za druty, znowu wejść przez bramę z państwotwórczym napisem: "Praca jest sprawą honoru i chwały, sprawą dzielności i bohaterstwa". Podobno na wrotach niemieckich obozów koncentracyjnych widniał cytat z Nietzschego: "Każdemu za swoje". Beria, naśladując Hitlera, przeszedł go jednak w cynizmie.
Rzecz była o zadziwiającym napoju Północy, mocnej herbacie - gdy w niewielkiej filiżance zaparza się pięćdziesiąt i więcej gramów czaju. Napój niezmiernie gorzki, pije się go małymi łykami pod zakąskę z solonej ryby. Usuwa on senność, dlatego cieszy się uznaniem u błatniaków i północnych kierowców na długich trasach. Czyfir powinien niszcząco oddziaływać na serce, jednakże znałem długoletnich czyfirystów, którzy wchłaniali go zupełnie bezkarnie.
Wiele korzyści przynosił również słynny, wszędzie stosowany "konwejer", kiedy jeden śledczy zmieniał drugiego, nie dając aresztantowi spać. Siedemnaście dób bez snu - i człowiek traci rozum - czy aby nie z gabinetów śledczych zaczerpnięte zostało to naukowe spostrzeżenie?!
Od razu po wyroku mogłem zabić donosicieli i fałszywych świadków. I zabiłbym ich na pewno, jeżeli po sądzie powróciłbym na Dżełagę. Ale łagrowy obyczaj przewiduje, że ponownie sądzeni nigdy nie powinni powracać do tego łagru, skąd ich przywieziono na sąd.
Bardzo chciało mu się palić, ale lekarze zakazali tytoniu - jemu, który palił od czterdziestu lat. Zakazali -i rzucił: stchórzył, zapragnął żyć. Wola potrzebna była nie po to, aby rzucić palenie, lecz żeby nie słuchać lekarskich rad.
Samemu sobie udowadnia się tylko własną głupotę.
Dla aresztanta nadzieja - to stałe kajdany. Nadzieja zawsze zniewala. Człowiek mający na coś nadzieję, zmienia swoje zachowanie, częściej bywa nieszczery niż człowiek, który jej nie ma (...)
Przypomniałem sobie starą północną legendę o Bogu, który był jeszcze dzieckiem, gdy stwarzał Tajge. Barw było w niej niewiele, ale były one po dziecinnemu czyste, rysunek prosty i jasny, a tematy niewyszukane.
Póżniej, kiedy Bóg wyrósł i stał się dorosłym, nauczył się wycinać dziwaczne wzory liści, wymyślił mnostwo postaci różnobarwnych ptaków. Dziecięcy świat sprzykrzył mu się jednak i zasypawszy śniegiem swoje tajgowe dzieło, odszedł na południe.
Dlaczego przodowników zaprasza się na zebrania,
dlaczego siła fizyczna stanowi miarę moralną? Fizycznie
silniejszy oznacza, że lepszy ode mnie, cenniejszy
moralnie. No bo jakżeby. Podnosi głaz ważący dziesięć
pudów, a ja zginam się pod półpudowym kamieniem.
Łagier to w całej pełni negatywna szkoła życia. Nikt nie wyniesie stamtąd niczego, co potrzebne i może przynieść korzyść – ani sam więzień, ani jego naczelnik, ani straż, ani mimowolni świadkowie owego życia, inżynierowie, geolodzy, lekarze ani kierowcy, ani podwładni. Każda minuta życie w łagrze jest trucizną. Jest w nim zbyt wiele tego, o czym człowiek nie powinien wiedzieć ani widzieć,; a jeśli widział, to lepiej mu umrzeć. Więzień uczy się tam nienawiści do pracy i niczego innego nauczyć się nie może. Uczy się tam schlebiania, kłamstwa, drobnych i większych podłości, staje się egoistą. Powracając na „swobodę” spostrzega, że nie tylko się w łagrze nie rozwinął, lecz jego zainteresowania się skurczyły, stały się nędzne i prostackie. Gdzieś odsunęły się bariery moralne. Okazuje się, że można czynić podłości i żyć. Można kłamać i żyć. Można obiecywać i nie dotrzymując obietnic, mimo wszystko żyć. Można przepić pieniądze kolegi. Można wypraszać datki i żyć! Żebrać i żyć! Okazuje się, że człowiek nie umiera po dokonaniu podłego czynu. Przyucza się do markieranctwa, oszustwa, nienawiści do wszystkich i wszystkiego.
Naczelnik przyucza się w łagrze do prawie niekontrolowanej władzy nad aresztantami, uczy się patrzeć na siebie jak na boga, jak na jedynego przedstawiciela władzy, jak na człowieka wyższej rasy. Konwojent, w którego rękach wielokrotnie znajduje się ludzkie życie i który często zabijał tych, co przekroczyli „zakazaną strefę” – cóż on opowie swej narzeczonej o pracy na Dalekiej Północy? Czy o tym, jak walił kolbą głodnych, nie mających siły się poruszać, starych ludzi? Młody wieśniak, który trafił za kratki, widzi, że jedynie „urki” – złodzieje żyją względnie dobrze, że z nimi się liczą, a wszechmocne naczalstwo czuje respekt przed nimi. Zawsze są ubrani i syci. Wieśniak zastanawia się. Zaczyna mu się wydawać, że prawda życia w łagrze jest w posiadaniu błatniaków, że tylko naśladując ich, znajdzie realną drogę ratunku dla swojego życia.
W łagrach nie było politycznych. Byli tylko urojeni, wymyśleni wrogowie, z którymi jednakże państwo rozliczało się jak z prawdziwymi wrogami – rozstrzeliwało, zabijało, morzyło głodem.
To straszne zobaczyć łagier. Żaden człowiek na świecie nie powinien znać łagrów. W łagrowym doświadczeniu wszystko jest negatywne – co do jednej minuty. Człowiek staje się jedynie gorszy. I nie może być inaczej. W łagrze jest wiele tego, o czym człowiek nie powinien wiedzieć. Ale ujrzeć dno życia – to nie jest najstraszniejsze. Najstraszniejsze jest to, gdy owo dno staje się własnością człowieka, gdy miara jego moralności jest zapożyczana z łagrowego doświadczenia, kiedy zastosowanie w waszym życiu znajduje moralność błatniaków. Gdy rozum człowieka stara się nie tylko usprawiedliwić owe łagrowe uczucia, ale też im służyć.