cytaty z książki "Utracona cześć Katarzyny Blum albo: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Drobną zmianę wprowadzoną do słów pani Blum tłumaczył tym, że reporter zawsze jest na to nastawiony i przywykły „pomagać prostym ludziom w formowaniu ich wypowiedzi”.
Ci ludzie to zbóje i oszczercy (…), ale widocznie po prostu obowiązkiem tego rodzaju dziennikarzy jest pozbawiać uczciwych ludzi czci, dobrej opinii i zdrowia.
Czy władze zwierzchnie zdają sobie sprawę z tego, na jakie próby psychiczne wystawiają swoich urzędników i funkcjonariuszy? Przypuśćmy, że chwilowo podejrzana, raczej wulgarna osoba, na której przewód pozwolono założyć >>podsłuchanko<<, telefonuje do swego równie wulgarnego aktualnego partnera seksualnego. (…) Co może wtedy świstać koło uszu podsłuchiwacza lub płynąć z taśmy magnetofonowej prosto do jakiejś, być może, pruderyjnej jednostki, obojętnie jakiej płci? Czy wolno ją na to narażać? Czy ma zapewnioną pomoc psychiatryczną?
No cóż, tyle dzieje się na pierwszym planie, a jeszcze więcej w głębi.
Swoboda i radość wymagają zaufania, to ich fundament.
Naturalnie myślałam też o tym zastrzelonym w moim mieszkaniu. Bez skruchy, bez żalu. Chciał przecież pieprzyć, no i ja wypieprzyłam, prawda?
myślałam o matce, o jej przeklętym, nędznym życiu, a także o ojcu, który zawsze, bezustannie zrzędził, zawsze wymyślał na państwo i na Kościół, na władze i urzędników, oficerów i w ogóle wszystko, ale jeśli miał z którymś z nich do czynienia, to płaszczył się, niemal skamlał ze służalczości.
zeznaje do protokołu, że dziś około godziny 12:15 zastrzeliła w swoim mieszkaniu dziennikarza Wernera Totgesa. Prosi, aby pan komisarz kazał wyważyć drzwi jej mieszkania i "zabrać go stamtąd". Ona sama między 12:15 a 19:00 włóczyła się po mieście szukając w sobie skruchy, ale jej nie znalazła.
No, tak. Tyle, jeśli chodzi o fakty.
ma ona (Katarzyna) dwie cechy charakteru niebezpieczne w życiu: wierność i dumę.
-Zerżnął cię, co?
Na co Katarzyna, zaczerwieniona, a zarazem dumnie triumfująca, rzekomo odpowiedziała:
- Nie, tak bym tego nie nazwała.
Możesz się śmiać, jeśli chcesz - ja kocham tę kobietę. Tylko, że jej nie można pomóc, a mnie jeszcze można - ona po prostu nie daje sobie pomóc...
Tu należy wykonać cofkę, czyli to co w filmie i literaturze nazywamy retrospekcją.
Powiedział: "No, Blumciu, co będziemy teraz robili?" -Nie odpowiedziałam ani słowa, wycofałam się do pokoju, a on wszedł za mną i powiedział: -Co na mnie patrzysz z takim osłupieniem, Blumciu - proponuję, żebyśmy najpierw popieprzyli". Tymczasem ja znalazłam się przy torebce, a on już zabierał się do mojej kiecki i pomyślałam: chcesz pieprzyć, no dobra, to wypieprzysz, wyjęłam pistolet i od razu strzeliłam.
Podatku kościelnego nie płaciła (...) już będąc dziewiętnastoletnią dziewczyną, w roku 1966, wystąpiła z Kościoła katolickiego.
wyjęła z torby oba numery GAZETY i spytała czy państwo - właśnie tak się wyraziła - nie może zrobić nic, aby ochronić ją przed tymi brudami i przywrócić jej utraconą cześć.
Spór o biszkopty z makiem potrwa jeszcze długo - i cała ta rozmowa zostanie nagrana na taśmę na koszt podatników.
Powiedziała: - Dlaczego to musiało się tak skończyć, dlaczego to musiało się stać? - z czego (pismak) Totges na użytek GAZETY zrobił: "Musiało się tak stać, tak musiało się skończyć". Drobną zmianę wprowadzoną do słów pani Blum tłumaczył tym, że reporter zawsze jest na to nastawiony i przywykł "pomagać prostym ludziom w formowaniu ich wypowiedzi".
Niemniej Straubleder zatelefonował niedawno do Blorny, zapewniając go, że "nie damy wam umrzeć z głodu", przy czym Blornę uderzyło, że Straubleder powiedział "wam", a nie "ci".
Oto młoda kobieta w najlepszym humorze, niemal radosna, wybrała się na niewinną potańcówkę, a w cztery dni później - ponieważ nie mamy tu sądzić, lecz relacjonować, pozostańmy przy wymienieniu faktów - staje się morderczynią.
-Znów potrzebne mi są małe podsłuchanka. Tym razem dwa. (śledczy policyjny Beizmenne).
Próbowała zasłonić twarz i popadła przy tym w konflikt z torebką, woreczkiem z przyborami toaletowymi i plastykową torbą, w której znajdowały się dwie książki i przybory do pisania.
Zapytana, czy dużo pije i czy od czasu do czasu upija się, odpowiedziała, że nie, pije mało i nigdy się nie upija, tylko raz - w obecności i za zgodą męża, na wieczorze towarzyskim werblistów - została spita czymś anyżkowym, przypominającym lemoniadę.