cytaty z książki "Mszczuj"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bawię się w babcię, która po kryjomu daje wnuczkowi batoniki i pozwala mu rzucać w ogrodzie nożami do celu.
- To co? Wracamy do domu? - zapytałam.
- Tak, chodźmy. Niestety piechotą, bo moje auto chyba właśnie umarło.
(...)
- Przykro mi to mówić, Mszczuju, ale ono było martwe już od dawna. Jeździło tylko dzięki twojej nadziei.
Jaga pokiwała głową. Jeden guzik. To wyjaśniało, dlaczego Gosia umie z niego korzystać.
Sekundy upływały, a my mierzyliśmy się wzrokiem. To znaczy ja z Dziadem Mrozem. Mszczuj nie spuszczał spojrzenia z lelenia, który w dość ostentacyjny sposób oblizywał się na jego widok.
Bardzo mi się to nie podobało. Mszczuj nie miał mocnej głowy, bałam się, że zabawa w słowiańskiego szamana w końcu źle się dla niego skończy.
-No to gdzie on teraz jest? zapytałam w duchu prosząc bogów, żeby koleżanka zaraz mi nie oświadczyła, że potwory go w nocy zabiły.
-Siedzi zamknięty w piwnicy - odpowiedziała ponurym tonem.
-Mimowolnie zerknęłam na podłogę pod stopami.
-W piwnicy? A dlaczego?
-Bo przemówił wczoraj w nocy ludzkim głosem i oświadczył mi, że chciałby przegryźć moja szyję i chłeptać z kałuży krwi. A potem wytarzać się w posoce obok moich zimnych zwłok.
Uroczo. Najpierw mnie ruga, a teraz nagle przestaje zauważać. Skoro ja się niby bawię w dom, to on się właśnie bawi w czarny charakter, który notorycznie zapomina, co powinien robić.
Do całego mojego rozdygotania spowodowanego unoszącą się w powietrzu magią doszły jeszcze fochy Mszczuja. Za dużo jak na jeden wieczór.
Nagle do naszych uszu dotarł dźwięk silnika samochodu. Gaźnik krztusił się co jakiś czas niczym chory na zapalenie płuc człowiek. Ktoś jechał drogą w naszą stronę.
- Jego przekleństwem jest rozum - dodał w zamyśleniu Swarożyc.
- Dlaczego?
- Bo tylko istota rozumna może popaść w szaleństwo.
A może dziwna ignorancja Mszczuja wynikała z tego, że pomimo iż był kapłanem, to tak naprawdę w mało co wierzył? Na przekór własnemu ojcu.
- Uwierz mi, Mszczuju, że coś się teraz dzieje - powiedziałam poważnym tonem. - Czuję, że las mnie woła. Nawet ubożęta są podniecone.
Kapłan zerknął pod kredens, spod którego cały wieczór rozlegały się miarowe postukiwania.
- Może to myszy...? - mruknął.
- Tak, myszy perkusistki - prychnęłam.
Odłożyłam sztućce. Nie miałam więcej ochoty na biesiadowanie przy świątecznym stole. A już na pewno nie będę się przy nim kłóciła, czy po irlandzkich łąkach biegają banshee, a z norweskich jezior mogą wyskoczyć krwiożercze nyksy. O bogach też wolałam dzisiaj nie rozmawiać.
- Czyli co proponujesz? Udawać, że nic złego się nie dzieje? Zamykać oczy za każdym razem, kiedy stanie się coś niewytłumaczalnego? - upewniłam się.
- Szczerze? Na początek tak. Plus nie powinniśmy tego napędzać. Ostrzegasz ludzi przed niebezpieczeństwem i tym budzisz w nich strach. A ten strach przyciąga zło.
Wiara czyni cuda. To nie był pusty frazes. Może nie udowodniono tego naukowo, ale było mnóstwo przekazów z całego świata, że jeżeli w coś bardzo mocno się wierzy, to kiedyś to się stanie. Tak samo można było przyciągnąć do siebie nieszczęście. Samospełniające się przepowiednie istniały w wielu kulturach. Tak jak różne teorie psychologiczne tłumaczące ich działanie.
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam przestać mówić. Chociaż nie, dobrze wiedziałam. Spacerowanie za rękę ze Swarożycem po lesie, w ciemnościach i zimowej scenerii było niestety zbyt romantyczne. Starałam się zniszczyć cały nastrój swoim gadaniem.
- Technologia to tak naprawdę ostatnie kilkaset lat. Życie zawsze toczyło się utartym torem. Wszystkie te wasze wynalazki to tylko dodatki. Tak naprawdę nie zmieniło się nic. Wy się nie zmieniliście.
- To i pocieszające, i smutne - stwierdziłam.
- Znowu coś cię zasmuciło? Co tym razem?
- To, że ludzie się nie zmieniają. Nie doskonalą.
- To prawda. Nadal macie te same wady.
- A wiesz, co tam jest? - zapytałam. - Tam, na innych planetach?
- To samo co tu, szeptucho. Może inaczej zapakowane, ale to samo.
- To znaczy?
- Życie i śmierć.
Wiesz, że czasem są rzeczy, na które nie mamy wpływu, choćbyśmy nie wiem ile się starali?
- I takie właśnie były te twoje rytuały? Dzikie, zbereźne seksy z odurzonymi akolitkami? - prychnęłam.
- W nocy nie narzekałaś - zauważył usłużnie.
Wspomnienia powoli pojawiały się w mojej pamięci niczym kadry z niemego filmu. Westchnęłam na wspomnienie niektórych akrobacji. Nawet nie wiedziałam, że tak umiem.
- Jaga, ale ja nie mówię o zemście, tylko o rozmowie. Zemsta to takie raczej ostateczne rozwiązanie, nie sądzisz?
Wzruszyłam niefrasobliwie ramionami. Być może ostateczne, ale za to jakie przyjemne!