cytaty z książek autora "Elly Griffiths"
Omnia mutantur, nihil interit; wszystko się zmienia, nic nie ginie
Czworonożny towarzysz to ważny trop gatunkowy w opowieści o duchach, ponieważ zwierzę wyczuwa rzeczy, których człowiek nie potrafi pojąć. Czy jest coś bardziej przerażającego niż pies wpatrzony w coś, czego nie widać?
Biorę czarną kawę z automatu i siadam przy samym końcu jednego ze stołów. Dziwnie się czuję, jedząc i pijąc, wykonując rutynowe czynności, układając sobie w głowie plan dzisiejszych zajęć. Wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że żyję w świecie bez Elli. Choć prawdopodobnie za najlepsze przyjaciółki uznałabym
Jen i Cathy z uniwersytetu, to nie ma wątpliwości, że z Ellą spotykałam się częściej – w ciągu trymestru widywałam się z nią codziennie. Opowiadałyśmy sobie o naszych rozczarowaniach uczniami, a także Rickiem i Tonym, o naszych nieczęstych sukcesach, dzieliłyśmy się pikantnymi plotkami na temat pedagożki i jednego z asystentów w laboratorium. Nawet teraz mam ochotę do niej napisać, chociaż to niedorzeczne.
- Gdy pracowałam w Londynie – powiedziała - szefem mojego zespołu anglistów był niejaki Lucca. Nie był klasycznie atrakcyjny, ale dość inteligentny i miły, więc podobał się wielu kobietom. Prowadził dziennik i pisał w pracy, może dlatego, żeby nie mogła go znaleźć jego żona. Tak czy inaczej, w szkole pojawiła się nowa młoda nauczycielka, która zadurzyła się w Lucce i pewnej nocy włamała się do szkoły, żeby przeczytać jego dzienniki. Za wszelką cenę chciała sprawdzić, co o niej pisał.
- I co o niej pisał? Clare parsknęła śmiechem.
- W tym tkwi ironia całej tej sytuacji. Nic. W ogóle o niej nie wspominał. Lucca sam mi to powiedział. Woźny przyłapał ją na włamaniu i kobieta musiała odejść ze szkoły. Z pewnością była niezrównoważona. Ale wiesz, co w tym było najzabawniejsze?
- Nie - przyznałam, wyczuwając, że muszę udzielić jakiejś odpowiedzi.
- Najzabawniejsze było to, że potem musiał o niej napisać.
Pewnie powinnam zejść na kawę, dopóki jeszcze mam chwilę przerwy. Wstaję i spoglądam przez okno. Zapada zmierzch i nagły podmuch wiatru kołysze drzewami. Patrząc na tuman liści przetaczający się przez parking, widzę to, co powinnam zauważyć już wcześniej: nieznajomy samochód, w którym siedzą dwie osoby. Nic szczególnie dziwnego. W końcu to szkoła, tyle że w trakcie ferii. Goście nie są zupełnie nieoczekiwani. Być może to nawet członkowie grona pedagogicznego, którzy przyjechali przygotować klasy i zaplanować pracę na przyszły tydzień. Ale w aucie i tych ludziach jest coś, co budzi mój niepokój. To nijaki szary pojazd – w ogóle nie znam się na markach, ale Simon by ją rozpoznał. Wygląda na solidny i wytrzymały, mógłby służyć jako taksówka. Tylko dlaczego pasażerowie wciąż w nim siedzą? Nie widzę twarzy tych osób, ale obie są ciemno ubrane i podobnie jak wóz wyglądają prozaicznie i równocześnie groźnie.
- Czy kiedykolwiek ktoś zadedykował ci książkę?
– Co takiego?
– Dużo czytasz. Prowadzisz zajęcia z kreatywnego pisania. Czy ktoś kiedyś wspomniał o tobie w książce? „Dla Clare, bez której to dzieło powstałoby dwa razy szybciej”?
Clare się śmieje.
– Nie, nikt nigdy nie zadedykował mi książki.
- (..) Skąd wiadomo, co jest podejrzane, a co nie?
– To dobre pytanie – przyznaje Harbinder.
Ci dwaj za oknem nie pasują do tego schematu. Nie są na rowerach, nie biegają ani nie spacerują z psem. To nie emeryci. Obaj przed czterdziestką, krótko ostrzyżeni, mają na sobie dżinsy i kurtki, jeden niebieską, drugi szarą.
- Ten syn, Nigel, poprosił mnie, żebym zaczęła od książek.
Pani Smith miała ich dużo, bardzo dużo. Wszystkie o zbrodniach.
– Kryminały?
– Tak. No wie pani, mężczyzna zabija kobietę. Albo kobieta zabija mężczyznę. Czasami tak się zdarza. Chociaż niezbyt często. (...) I wtedy coś zauważyłam.
– Co takiego? – pyta Harbinder.
Natalka najwyraźniej nie ma zamiaru się streszczać, ale Harbinder jest dzisiaj wyrozumiała.
– Wszystkie zostały napisane dla niej. Dla pani Smith.