cytaty z książki "Lis już wtedy był myśliwym"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Każdy dzień i każda noc i cały świat dzielą się na takich, co podsłuchują i dręczą, i takich, co milczą i milczą.
Tam, gdzie rosną krzaki, noc gotuje się do skoku między liśćmi i napadem.
Kiedy w ciemnym mieście nie ma prądu, noc przychodzi od dołu, najpierw odcina nogi. Wokół ramion utrzymuje się jeszcze szare światło, które wystarcza do kołysania głową, zaciskania oczu. Do patrzenia nie wystarcza.
Czerń w oku codziennie rozgląda się z gazety po kraju.
Przez kraj przebiega nerw wzrokowy.
Za płaskim dachem kawiarni leży park, za nim stoją
spadziste dachy. To są ulice dyrektorów, inspektorów,
burmistrzów, funkcjonariuszy tajnych służb i oficerów.
Ciche uliczki władzy, gdzie wiatr się boi, gdy mocniej zawieje. I gdy leci, to nie wiruje. A gdy uderza, woli sobie
złamać żebro niż jakąś gałąź.
Wieczorem, powiedziała córka służącej, kiedy jest już ciemno, wraca do domu pan, jest oficerem, przepija swoje dni w kasynie wojskowym przy placu Wolności. Wieczorem to droga jego znajduje, a nie on drogę. Gdy wychodzi, kelnerki zakładają mu na głowę czapkę od munduru tyłem do
przodu. I tak telepie się po ulicach, aż droga do domu go
znajdzie, z daszkiem czapki na karku.
Moja żona tak jęczy, kiedy na niej leżę, że sąsiedzi w środku
nocy stukają w ścianę i krzyczą, przestań ją bić. Za tymi
jękami nie ma nic, wiem to już od dawna, pod jej koszulą
nocną wszystko jest zimne, tylko usta krzyczą.
U krzyczących głów w sklepie głód ma przezroczyste
uszy, twarde łokcie, zepsute zęby do gryzienia i zdrowe
zęby do krzyku. W sklepie jest świeży chleb. Niezliczone
są łokcie w sklepie, ale chleby są odliczone.
Kobiety z fabryki nawet latem noszą grube majtki z nogawkami do kolan, ściągane gumkami. Wkładają sobie
codziennie do majtek tyle spinaczy, aż ich nogi i brzuchy są tak wypchane, że spinacze nie brzęczą przy chodzeniu.
Dzieciom nie wolno mówić, że człowiek jest dobry jak kawałek chleba, mówi kierowca, dzieci w to uwierzą i nie będą mogły urosnąć. A starym nie wolno tego mówić, oni czują, kiedy się kłamie, i stają się mali jak dzieci, bo niczego nie zapominają.
Krwią arbuzów każda kobieta może przywiązać do siebie każdego mężczyznę, powiedziała Clara. W fabryce drutu kobiety opowiadają sobie, jak dodają mężczyznom raz w miesiącu późnym popołudniem krew arbuzów do zupy pomidorowej.
Sprzątaczka mówi, nie ma papieru toaletowego w nauczycielskim kiblu, bo trzy dni pod rząd była nowa rolka i każda z trzech rolek każdego dnia już po pierwszym kwadransie została ukradziona, a trzy rolki muszą wystarczyć na trzy tygodnie.
Uczniowie naszej klasy pomagają przy zbiorach pomidorów. Wspaniale jest pracować na polach naszej ojczyzny. To jest zdrowe i pożyteczne.
W tym mieście bywają w sierpniu takie dni, że słońce jest jak obrana ze skórki dynia. Wtedy od dołu rozgrzewa się asfalt, a od góry beton bloków. Wtedy głowa z upału cały dzień chodzi z oderwaną pokrywą czaszki.
Puste ubrania chodzą na przystanku tam i z powrotem i już wczesnym rankiem noszą pełne torby.
Ciche uliczki władzy, gdzie wiatr się boi, gdy mocniej zawieje. I gdy leci, to nie wiruje. A gdy uderza, woli sobie złamać żebro niż jakąś gałąź.
Potem kule przeleciały przez ekran, spadły pod ścianą koszar, w najbrudniejszy kąt na dziedzińcu. Ściana stała podziurawiona i pusta. (…) Wokół ich głów stały wkoło ciężkie żołnierskie buty. Jej jedwabna chusta obsunęła się z głowy na szyję. Jego czarna futrzana czapka nie.
Przeklina matkę wszystkich wtyczek (…) Przeklina matkę wszystkich tramwajów.
On ucieka (…), on chce uciec, (…) jeśli ucieknie, już nie żyje.
Kiedy idzie tędy ktoś, kto tu nie mieszka, kto tu nie należy, to dla tych ulic jakby go nie było.
Człowiek staje się czujny w powiewie strachu.
Cienie porzuciły rzeczy, do których należą. Należą teraz jedynie do późnego popołudnia, które się kończy.
Rumuńscy chłopi jedzą i piją za dużo, bo mają za mało (…) i mówią za mało, bo za dużo wiedzą.
Portier jest żarliwie wierzący (…). Dlatego nie kocha ludzi. Karze tych, którzy nie wierzą. I podziwia tych, którzy wierzą. Nie kocha tych, którzy wierzą, ale szanuje ich. Szanuje sekretarza partii, bo on wierzy w partię. Szanuje dyrektora, bo ten wierzy we władzę.
Kot co roku ma młode. Są tak samo pręgowane jak ich matka. Od razu je pożera, póki jeszcze są oślizgłe, mokre i ślepe.
Tam robienie dzieci jest jak kradzież, tak samo łapczywe i w ukryciu.