cytaty z książki "Niezwyciężony"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Niezwyciężony”, krążownik drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowała baza w konstelacji Liry, szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru.
Czy mamy wszędzie przybywać z niszczącą potęgą na pokładach statków, aby strzaskać to wszystko, co sprzeczne z naszym rozumieniem?
To, co wiem, nie jest równoznaczne z tym, co istnieje. Co może istnieć.
Człowiek, pojmował to w tej chwili bez słów, jeszcze nie wzniósł się na właściwą wysokość, jeszcze nie zasłużył na tak pięknie nazwaną postawę galaktocentryczną, która, wysławiana od dawna, nie na tym polega, aby szukać tylko podobnych sobie i takich tylko rozumieć, ale na tym, żeby nie wtrącać się do nie swoich, nieludzkich spraw. Zagarnąć pustkę, owszem, dlaczegóż by nie, ale nie atakować tego, co istnieje, co w ciągu milionoleci wytworzyło własną, niepodległą nikomu, ani niczemu oprócz sił promienistych i sił materialnych, równowagę trwania, czynnego, aktywnego trwania, które nie jest ani lepsze, ani gorsze od trwania białkowych związków, zwanych zwierzętami czy ludźmi.
... Nekrosfera - pomyślał Rohan - aha, bo te kryształki są martwe: nie ma jak uczeni. Zawsze wymyślą jakąś ładną nazwę...
- Nie reagował na wołanie, więc musieliśmy go gonić. Co się tam działo. Jednym słowem trzeba było go wiązać, inaczej nie sprowadzilibyśmy go z powrotem.
- Co mówią lekarze?
- Jak zwykle, mówią po łacinie, ale poza tym nie wiedzą nic.
Rohan, któremu rakietnica wypadła z ręki, ani wiedział, kiedy zesunął się po boku maszyny i chwiejnym, przesadnie dużym krokiem, nienaturalnie wyprostowany, zaciskając pięści, by zdusić nieznośne drżenie palców, szedł prosto na dwudziestopiętrowy statek, który stał w powodzi świateł, na tle blednącego nieba, tak majestatyczny w swym nieruchomym ogromie, jakby naprawdę był niezwyciężony.
Milczał więc dalej. Milczał, ale teraz udając już, że się nie domyśla niczego, że nie wie. Czepiał się tej naiwnej nadziei, że skoro nic nie zostało powiedziane, tego co przeszło z oczu w oczy można się wyprzeć. Można skłamać, że to niedomyślność...
To, co wiem, nie jest równoznaczne z tym, co istnieje. Co może istnieć.
Kolistymi pierścieniami, jak bałwany prawdziwego morza, na wszystkie strony gnały dymiące fale pustynnego piachu.
Skoro za przeciwników mamy twory martwej ewolucji zapewne apsychiczne, nie możemy rozważać problemu w kategoriach zemsty (...). Byłoby to tym samym, co wymierzyć oceanowi chłostę za to, że zatopił statek i ludzi.
Każdy człowiek musiał wiedzieć, że inni nie zostawią go - w żadnych okolicznościach. Że można przegrać wszystko, ale trzeba mieć załogę na pokładzie - żywych i umarłych. Tej zasady nie było w regulaminie. Ale gdyby tak nie postępowano, nikt nie mógłby latać.
[...] te ustroje niczego nie budują, nie posiadają żadnej cywilizacji, nie mają w ogóle niczego prócz siebie, nie tworzą żadnych wartości: dlatego winniśmy je traktować jak siłę naturalną. Natura też nie tworzy ani ocen, ani wartości.
Te twory po prostu są sobą, trwają i działają tak, aby to trwanie kontynuować...
Czuł się niepotrzebny w owej krainie doskonałej śmierci, gdzie przetrwać zwycięsko mogły tylko formy martwe aby odprawiać tajemnicze działania, których nie miały oglądać żadne żywe oczy. Nie ze zgrozą, ale z pełnym oszołomienia podziwem, uczestniczył przed chwilą w tym co się stało. Wiedział, że żaden z uczonych nie bedzie zdolny podzielić jego uczuc, lecz chciał wrócić teraz już nie tylko jako zwiastun zagłady zaginionych, ale i jako człowiek, który bedzie się domagał pozostawiania planety nietkniętą. „Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas” - pomyślał (...).
- Mieli wszystkie środki zabezpieczenia: energoboty, lasery, miotacze. Główny antymat stoi tuż przy statku. Mieli to samo co my - bezbarwnym głosem powiedział Rohan. Usiadł nagle. - Przepraszam... - powiedział.
Astrogator wyjął z szafki ściennej butelkę koniaku.
- Stary środek, czasem się przydaje. Niech pan to wypije, Rohan. Używano tego dawniej na polach bitew...
Człowiek, [...], jeszcze nie zasłużył na tak pięknie nazwaną postawę galaktocentryczną, która, wysławiana od dawna, nie na tym polega, aby szukać tylko podobnych sobie i takich tylko rozumieć, ale na tym, żeby nie wtrącać się do nie swoich, nieludzkich spraw. Zagarniać pustkę, owszem, dlaczegóż by nie, ale nie atakować tego, co istnieje, co w ciągu milionoleci wytworzyło swoją własną, niepodległą nikomu ani niczemu oprócz sił promienistych i sił materialnych równowagę trwania, czynnego, aktywnego trwania, które jest ani lepsze, ani gorsze od trwania białkowych związków, zwanych zwierzętami czy ludźmi.
Czy mamy wszędzie przybywać z niszczącą potęgą na pokładach statków, aby strzaskać to wszystko, co jest sprzeczne z naszym rozumieniem?