cytaty z książki "Himalaistki. Opowieść o kobietach, które pokonały każdy szczyt"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W górach z ludzi wychodzi ich małość. Zwłaszcza z tych, którzy góry traktują instrumentalnie, jako narzędzie podniesienia poczucia własnej wartości, zbudowania prestiżu społecznego w kolejnej dziedzinie życia. Wtedy porażka bardzo boli, bo pokazuje, że nie wszędzie, nie w każdej sytuacji człowiek jest dla siebie bogiem. I że nie jest na tym świecie sam.
Gdy wracasz z zimowego wspinania, doceniasz, że masz ciepły prysznic. Czujesz,że żyjesz. Bardzo lubię przebywać w ekstremalnych warunkach. To szalenie satysfakcjonujące. Pozwala doceniać małe przyjemności|: ciepłą herbatę, wygodne łóżko lub to, że w ogóle ma się gdzie spać. Lubię przesuwać sobie te granicę strefy komfortu, a nie granicę wysokości czy ryzyka. Izabela Czaplicka.
Wspinanie w górach najwyższych to pasmo wyrzeczeń. Odpowiadając na pytanie, dlaczego je akceptujemy, powiedziałbym: czasem warto spiętrztć przed sobą trudności po to, aby je pokonać.
Najbardziej drażni mnie to, że ryzykujemy życie dla czegoś, co wydaje się kompletnie bezużyteczne, nikomu niepotrzebne. Ale może jest to potrzebne tym, którzy to robią? Może oni po prostu potrzebują tego, żeby żyć, żeby istnieć?
Panie Wszechmogący, Stworzycielu wszystkich rzeczy widzianych i niewidzialnych, wszytsko się dzieje według Twojej woli. I tak ma być. Tylko nie wiedzieć czemu, my tu płaczemy jak te bobry.
-Pani Ewo, niech mi pani powie: czy było warto?- zadaję ostatnie pytanie.
- Niech pan sobie pilnie zanotuje: warto, warto, bardzo warto!
- Jeśli bardzo chcesz, to zgoda: opowiem ci o pasji. O tym, czym pasja jest dzisiaj, w czasach, w których trudno znaleźć dwie godziny, żeby usiąść i pogadać. O tym, jak to jest, kiedy liczą się odwaga i spontaniczność, przychodzi spać pod stołem w schronisku i przeżywać tydzień za pięć euro po to tylko, żeby zaznać przygody.
W górach bardziej niż siła mięśni liczy się siła woli i wytrzymałość na zimno. Kobiety rzadziej się odmrażają. Nie mogą unieść tak ciężkich plecaków, jakie noszą mężczyźni, rąbanie platformy w lodzie też zwykle przypada facetom - wszystko to jednak jest rekompensowane wytrzymałością, siłą kobiecego charakteru i rozwagą.
- Nam kobietom pod pewnymi względami jest trudniej. Szkolę dużo dziewczyn. Podczas wspinania traktuję je tak samo jak chłopaków, bez taryfy ulgowej. Ale jeśli kursantka trafi do zbyt opiekuńczego instruktora, który nie będzie wymagał, tylko się nią opiekował, nie stanie się ona dobrym wspinaczem. To takie ludzkie: jeśli ktoś za kogoś coś robi, to ten drugi się rozleniwia, nie uczy.
Dina Sterbova w książce o wspinających się kobietach z całego świata podaje najważniejsze- jej zdaniem- usprawiedliwienie ludzkiej obecności w górach, zwłaszcza Himalajach. Pragnienie wspinania się na najwyższe szczyty i podejmowania ryzyka po prostu tkwi w wybitnych jednostkach. "Ta podstawowa i niezbędna dla przetrwania gatunku potrzeba zapisana jest w naszych genach"- pisze Sterbova. Dzięki temu ludzkość wciąż ewoluuje. Sterbova uważa podejmowanie ryzyka za warunek konieczny ludzkiego rozwoju. "Motywacja ludzi pragnących narażać życie i zdrowie w najwyższych górach, jest rodzajem atawizmu, mającego źródło u samego początku cywilizacji. (...) Niewątpliwie z jakiegoś powodu istotne jest, żeby ludzkość pielęgnowała tę cechę swojego gatunku, by ta nie zanikła i się nie zdegenerowała"- pisze. W przeciwnym razie zostalibyśmy niewolnikami cyfrowych technologii, którzy zapomnieliby o bożym świecie.
Według Sterbovej istnieje jeszcze inne uzasadnienie zdobywania górskich szczytów. Autorka ma na myśli aspekt etyczny, którego ludzie są spragnieni. Góry są piękne, jeśli nie najpiękniejsze. "Wspaniale i nieokiełznane, wciąż się zmieniają. Swoim ogromem przybliżają nam wyobrażenie nieskończoności, zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, i dają nam tak potrzebne poczucie, że oto przekraczamy kolejne granice. Umożliwiają dialog z absolutem i pomagają porównać hierarchie wartości, odróżnić istotne od nieistotnego, małostkowe od prawdziwego. Człowiek religijny powiedziałby, że góry są dziełem bożym". Ale nie chodzi tu bynajmniej, o zawłaszczenie gór dla religii, wręcz przeciwnie: o nadanie im uniwersalnego znaczenia. Choć buddyjskie przysłowie przytoczone przez Sterbovą głosi: "Człowiek musi wejść na prawdziwe wyżyny, by mógł spojrzeć na dno swej duszy". W góry nie ucieka się przed sobą, ale właśnie wychodzi na spotkanie z sobą samym, tym prawdziwym, nie pozbawionym wad.
Przed każdą trudną wyprawą [człowiek] musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy jeśli nie zdobędę szczytu, mam do czego wracać?
- Jak na nie odpowiadasz?- pytam Kingę.
- Świadomie nie chcę stawiać gór w moim życiu na pierwszym miejscu. One są ważne, kocham je, ale nie chce by przesłaniały mi w życiu inne rzeczy. Ważna jest dla mnie rodzina, przyjaciele, relacje z ludźmi bliższymi i dalszymi, praca i niestanie w niej w miejscu, czyli całe mnóstwo rzeczy- mówi pewnie. (...)
Nie jest dobrze być oderwanym od rzeczywistości- mówi. - Super jest być w górach, uwielbiam to w każdej postaci- tatrzańskiej, himalajskiej, bieszczadzkiej. Ale aby być w górach, ponad chmurami, trzeba też twardo stąpać po ziemi. Żeby nie odlecieć. I pamiętać, że moje życie jest tu, na nizinach.
- Czego nauczyło cię bycie w górach?- pytam Kingę Baranowską.
- Więcej: ono mnie ukształtowało!- odpowiada. - Góry były i są- chociaż teraz może mniej- podstawą wyobraźni, myślenia o świecie. Gdybyśmy mieli mówić o takich pojęciach jak dobro, szlachetność, miłość, drugi człowiek- większość z nich dojrzała tak naprawdę w górach. Piękno to stanie na szczycie góry- ze szczytu jest dla mnie najpiękniejszy widok na świecie, mistyczny, zahaczający o tajemnicę. Dobro to drugi człowiek, i to, ile mu dałam i od niego otrzymałam: milion rzeczy, głupi kubek herbaty w bardzo trudnych momentach. Przekonanie, że można na ludzi liczyć. Relacje międzyludzkie to partnerzy, przyjaciele górscy [...]mnóstwo osób z Polski i zagranicy, które bezinteresownie coś dla mnie zrobiły i spowodowały, że ja też mogłam otworzyć swoje serce w taki sposób. Nie znałam siebie od niektórych stron, a dzięki górom wiele się o sobie dowiedziałam.
- Czego na przykład?
- Mnóstwa rzeczy. Jest takie zdanie, z którym się poniekąd zgadzam, choć nie pamiętam czyjego jest autorstwa: "Poznać siebie, to więcej, niż wskrzeszać umarłych". Mocne. Całe życie będziemy siebie poznawać. Nie mówię o takim "kręceniu się wokół siebie". Dla mnie poznawanie siebie odbywa się przede wszystkim w relacji z drugim człowiekiem. W górach poznałam też mnóstwo swoich słabości, ale też rzeczy, w których radzę sobie dobrze. Kiedy poznasz siebie "po całości", przyjmiesz to, zaakceptujesz- w tym rzeczy, które wcale nie są przyjemne- dopiero wtedy możesz powiedzieć, że trochę siebie znasz. Wbrew pozorom daje to większy spokój i wewnętrzną siłę, harmonię. Jeśli znasz siebie od słabych stron, nabierasz też więcej pokory i wyrozumiałości dla słabości innych ludzi.
O mężczyznach, którzy się wspinają, mówi się: niezależny, odważny, twardy, realizuje się mimo niesprzyjających warunków. A o kobietach: kłótliwa, stawia na swoim, idzie po trupach, a przede wszystkim jest wyrodną matką, zostawia dzieci i ryzykuje.
Od siebie nie uciekniesz. Gdziekolwiek nie pójdziesz, tam zabierzesz siebie samego.
A ja zwyczajnie nie wiem, może po prostu jestem osobą bardzo wrażliwą na piękno, sztukę, przyrodę, na cierpienie? Jako mała dziewczynka stworzyłam sobie idealistyczny świat i myślę, że udaje mi się w nim cały czas żyć. To wszystko kwestia tego, co w nas. To, co mamy w sobie, widzimy na zewnątrz. Jeśli nosimy w sobie dużo bólu, to tak widzimy świat. Romantyzm jest w nas. Jeśli mamy go w sobie, to czujemy go także wokół siebie. Myślę, że ja widzę świat przez miłość. Mimo wszystko. Miłość zawsze zwyciężała, dawała mi nadzieję na lepsze jutro. Nigdy nie straciłam uczucia do gór. Nawet wtedy. Nawet po tamtym.
- To, co zobaczymy, zależy od tego, co mamy w środku- podsumowuje Kinga Baranowska.
-Dla mnie było oczywiste, że jeśli Halina zostanie moją żoną, to razem z tymi swoimi górami - rzuca. - Mówiła mi zresztą, że naprawdę wolna czuje się tylko w górach, że ma wtedy wręcz kosmiczne odczucie: ta przestrzeń, inne niebo i inne wszystko. Można to chyba nazwać miłością do gór, w związku z czym mogę powiedzieć, że naszą miłość mieliśmy podzieloną.
Nie wiem dlaczego, bo przecież ci, którzy kochają góry tak samo jak ja, wiedzą, że nic nie zastąpi smaku zwycięstwa na szczycie ani zachodów słońca, kiedy kolory nabierają wyrazistości i czujesz otaczający Cię świat każdą komórka ciała...
Moją bohaterkę na koniec pytam, czy jest odważna.
- Zależy, w jakim sensie- odpowiada.- Na początku miałam lęk wysokości. Im człowiek dłużej się wspina, tym ten lęk staje się mniejszy. Teraz jestem w stanie tkwić całymi dniami w ścianie na wiszących stanowiskach w kilkusetmetrowej ekspozycji i nie bać się wysokości. Aha, no i pająków się boję. To moja słabość.
- W górach z ludzi wychodzi ich małość. Zwłaszcza z tych, którzy traktują góry instrumentalne jako narzędzie podniesienia poczucia własnej wartości, zbudowania prestiżu społecznego w kolejnej dziedzinie życia. Wtedy porażka bardzo boli, bo pokazuje, że nie wszędzie, nie w każdej sytuacji człowiek jest dla siebie bogiem.
- Boi się Pani?
- Żartowałam. Ja się już niczego nie boję.