cytaty z książek autora "Max Brooks"
Tak, to były kłamstwa, ale czasem kłamstwo nie jest złe. To znaczy, kłamstwo samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Jest jak ogień: może ogrzać, ale może spalić - zależy od sposobu użycia.
Tak bardzo pragnąłem śmierci, a wciąż podejmowałem wszelkie środki ostrożności, żeby jej zapobiec.
Każdy musi samodzielnie podejmować własne decyzje i potem żyć do końca swoich dni z konsekwencjami swoich postępków.
(...) podstawową wadą ludzkości jest uleganie emocjom. Wciąż powtarzał, że serce powinno się zajmować jedynie przepompowywaniem krwi do mózgu; wszystko inne to strata czasu i energii.
Oczywiście, jeśli piekło istnieje, to nie chcę nawet myśleć o tym, jak wielu tych idiotów będzie tam na mnie czekać. Mam tylko nadzieję, że nie będą chcieli zwrotu pieniędzy...
Większość ludzi nie wierzy, że coś może ich spotkać, dopóki sami nie staną oko w oko z problemem. To nie wynika z głupoty, nie jest słabością – po prostu taka jest ludzka natura.
Droga w przyszłość prowadzi między górami zbyt wysokimi, by dostrzec, co się za nimi kryje.
- Włącz telewizor - ciągnął profesor. - Co zobaczysz? Ludzi sprzedających swoje produkty? Guzik! Ludzi przerażonych wizją tego, jak nędzną musisz wieść egzystencję bez ich produktu.
Tam nie było innych kobiet, tylko inne kadetki, konkurentki, które łączyła jedynie wspólna wada: brak fiuta.
To właśnie jest jedyny czas na wzniosły idealizm, ponieważ te idee to jedyne, co nam pozostało.
To było takie cholernie norteamericano, tak typowe dla gringo: sięgać do gwiazd w chwili, gdy trzeba zadzierać głowę, żeby gówno nie wlało się nosem.
Powstaje z grobu, a ciało jego nieczyste z domem czerwi. Bez życia w oczach, zimna jego skóra, serce mu w piersi nie bije. Jego dusza pusta i mroczna jak nocne niebo.Drwi z ostrzy,plwa na strzały żadnej szkody mu nieczyniące. Po kres wieczności błąka się po ziemi,wietrząc krew żywych i ucztując na kościach potępionych. Strzeżcie się żywej śmierci!
To było takie cholernie "norteamericano", tak typowe dla gringo: sięgać do gwiazd w chwili, gdy trzeba zadzierać głowę, żeby gówno nie wlało się nosem.
Odtąd żyliśmy w wolności prawdziwej, wolności wskazania na kogoś palcem i powiedzenia: On mi kazał to zrobić! To on jest winien, nie ja!
Tu zagłada rodzaju ludzkiego puka do drzwi, a ta kretynka próbuje zachowywać polityczną poprawność?