cytaty z książek autora "Gail Carriger"
- Czy nie powinna pani martwić się o własne problemy?
- A co to za frajda? Cudze są o wiele zabawniejsze.
Odwieczne pytanie: kto przechodzi większe katusze, człowiek w kiepsko zawiązanym krawacie czy ludzie skazani na jego widok?
- Jakim cudem nigdy nie ma go, kiedy jest potrzebny, a kiedy nie jest, kluje w oczy?
- Bezcenna umiejętność.
Pan wrzeszczał, milordzie?
*parafraza popularnego zwrotu: Pan wołał, milordzie?
- Mama zawsze powtarzała: jesteś w czymś dobra, rób to na jak największą skalę. Naturalnie miała na myśli zakupy, ale zawsze czułam, że to jedyne mądre zdanie, jakie w życiu wypowiedziała.
Radziła sobie z ciążą do pewnego momentu, gdy przed trzema tygodniami jej wrodzone pokłady opanowania ustąpiły miejsca nader denerwującej ckliwości. Nie dalej jak wczoraj rozpłakała się nad jajkiem sadzonym, bo "dziwnie na nią patrzy". Blisko pół godziny wataha stawała na głowie, aby jej to wyperswadować, a hrabia tak zmarkotniał, że sam był bliski łez.
-Wypraszam sobie, panie... - (Alexia)szukała szczególnie obraźliwego słowa - ...burku!
-Ależ milordzie, pan jest goły!- oznajmiła, wstrząśnięta nie do opisania.
- Jeśli... - Hrabia nerwowo przełknął ślinę. - ... Jeśli się mylę... nie twierdzę, że tak jest, ale jeśli... znów będę musiał się płaszczyć, tak?
Próba wyduszenia informacji z najstarszej córki była równie bezowocna jak poddanie ducha transfuzji.
Dzieciofeler kopnął w odpowiedzi i Conall aż drgnął.
-Ruchliwy, co?
-Ruchliwa - sprecyzowała małżonka. - Jakby moje dziecko miało czelność być chłopcem.
-(...) Zaręczyła, powiadasz? Kim jest nieszczęśliwy wybranek?
- To kapitan Featherstonehaugh.
- Oho, to nawisko coś mi mówi. Czy nie słuzyliśmy z nim w czasie ostatniej wyprawy do Indii?
- Nie, mój panie, to był jego dziadek.
- Doprawdy? Patrz, jak ten czas leci.
-A to ci paradne! Czymże panią tak urzekł? Chętnie wybatożyłbym tego cherlaka!
-Byłby raczej wniebowzięty.- mruknęła Alexia, która żywiła pewne podejrzenia względem upodobań przyjaciela.
Miesiące usługiwania coraz bardziej marudnej Alexii nauczyły wszystkich mieszkańców Woolsey, że w razie braku natychmiastowej przekąski poleci sierść lub, co gorsza, lady Maccon wybuchnie płaczem. W rezultacie paru gorliwców szeleściło przy każdym kroku papierem śniadaniowym, gdyż wszędzie mieli poupychane kanapki”.
Nie ma nic gorszego, niż przemawiać do rozsądku samemu sobie.
Czyżby stanowiło to powód jego fascynacji? Alexia w kratce? Posunął się o krok dalej, wyobrażając ją sobie bez kratki, i tego było już za wiele.
-Sili się pan na dowcip, profesorze Lyall? To do pana nie pasuje.[...]
-Badam niezbadane rejony swojej jaźni.
-Proszę natychmiast przestać.
-Tak jest, milady.
Uczucia, które wzbudza pan we mnie, milordzie, są dalece niestosowne.
-Poprzedni hrabia Woosley to był dopiero, co? Umiał się bić, fakt, ale trochę padło mu na głowę... za dużo żywych przekąsek. "Fioł", mówili na niego. [...]Żenada, aby mięsożercę porównywać do kwiatków, nieprawdaż?
-Do rzeczy, Randolphie. - Hrabia nie dał się wodzić za nos.
-Obawiam się, że też masz botaniczne zadatki, mój panie.
Zresztą nieskazitelne piękno bywa bezbrzeżnie nudne, nie sądzi pani?
-To doprawdy upiorne - wtrąciła kąśliwie Alexia, nie mogąc dłużej się opanować. - Istoty myślące, i t po sąsiedzku. O, losie!
[...]Oczy mu zalśniły i kokieteryjnie odgarnął z karku jasne włosy.(lord Akeldama)
-Domyślam się, że czasem chadzacie niekompletnie ubrani?
Hrabia [Maccon] przewrócił oczami, ale profesor Lyall uznał, że warto kuć żelazo, póki gorące.
-Albo rozebrani.
Lord Akeldama z zachwytem skinął głową.
-Och, moi chłopcy będą w siódmym niebie. Lubią wiedzieć, co słuchać u sąsiadów
-Jestem twoim miłym?
-No cóż, jesteś wilkołakiem i Szkotem, gołym i umazanym krwią, a mimo to trzymam cię za rękę, tak?
- Ależ Alexio, nie godzi się bić wampira, ani parasolką, ani czymkolwiek!
-Do kaduka, Boots! Skąd, u licha wiesz, że to lady Maccon? - spytał drugi dżentelmen w cylindrze.
-A któż inny stałby w czasie pełni na środku płonącej ulicy i wymachiwał parasolką?
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, owładnięty napadem męstwa Brytan rzucił się na Channinga. Który od niechcenia odwrócił głowę i połknął go w całości.
Jeden mały kosz i w te pędy poleciał do innej. Taki niestały! Patrzcie go, grucha i smali cholewki, ledwie mu serce złamałam! Chwiejny jak ten, no... motyl!
-[...]Po prostu uważam, że w twoim stanie nie możesz snuć się po Londynie z parasolką w garści, nie sądzisz?
Alexia zerknęła na swój brzuch i zrobiła zaciętą minę.
-Właśnie, że mogę.
-I co, osaczysz wroga i staranujesz go brzuchem?
Gdyby wzrok mógł zabijać...