cytaty z książek autora "John Burnham Schwartz"
Psy o wiele lepiej wyczuwają wysokie częstotliwości emanacji ludzkiego nieszczęścia; nie zostawią cię, ale nie będą naciskać. Kiedy już dadzą ci odczuć swoją miłość i współczucie, zaczną krążyć wokół, czekając, aż podniesiesz głowę.
Dzień był jakby własnym zwierciadłem, albo może moim: mijał, ale jednocześnie się wydłużał. W nieskończoność. Byłem w nim nikim i niczym, maleńki punkcik statku widoczny na szarym horyzoncie, miraż bez twarzy. Nie posuwałem się do przodu, nie mogłem się skupić. Coś się zmieniło, coś mi umknęło dokładnie wtedy, kiedy myślałem, że już to mam, zaklepane i załatwione. Czułem się słaby i mały.
Pokój wypełniały cienie. Troskliwie pielęgnowane rośliny, stały kamionkowych donicach, inne zwisały z sufitu, długimi przypominającymi sieć girlandami - rośliny, które podlewała, w których szukała inspiracji i z którymi czasami rozmawiała 0 towarzyszyły jej tutaj zawsze. Ale bez światła liście i kwiaty, które zawsze były dla niej naturalnymi formami słów, rodzajem żywej poezji, nagle stały się jedynie martwymi cieniami, jak wszystko inne, wszyscy inni, cała ta ciemnia, nieobecna przestrzeń, w której znajdowało się kiedyś coś bardzo cennego. Jakby ktoś wyjaśnił jej, na czym polega trik i wszystko zepsuł.
Nie mogła nic przełknąć. Na sam widok babeczek w lodówce zrobiło jej się niedobrze, i to na dłużej. Bez trudu mogła wyobrazić sobie, jak głodzi się na śmierć, jak powoli zanika jej ciało, potem mózg, i na koniec pamięć, aż nie zostaje już nic. Ale to byłoby zbyt łatwe.
Kiedy zabraknie nadziei, potrzeba ukarania staje się jedyną prawdziwą religią.
Sprawiedliwość musi się dokonać. Bo inaczej pozostaje jedynie pustynia żalu i smutku i ślady własnych stóp na piasku - niespokojnych, nieustających, osamotnionych jak najodleglejsza planeta wszechświata.
Istniała tylko jedna prawda: żyła teraz a peryferiach tego świata, który kiedyś posiadała, nawet się nad tym nie zastanawiając.
Nie można myśleć, trzeba przestać myśleć. Od zaraz. I pozostać w zawieszeniu, w stanie niedowierzania. Inaczej można by zwariować. Można by próbować rozwalić ten cholerny dom, deska po desce, aż leżałby na trawniku, jak po wybuchu, ni mniej ni więcej tylko w tych samych kawałkach, z których powstał.
Można by chcieć się zabić.
Ciekawość to jeszcze jeden rodzaj nadziei, a nadzieja jest chora, jak odczuwanie po śmierci.
Tylko odwaga powoduje, że widzimy jasno, a ja nie mogłem jej odnaleźć.
To jakaś groteska, idiotyczny żart. Błąd, niewyobrażalna pomyłka.
Jak coś takiego opisać? Głos chłopca, jedyny w swoim rodzaju. I głos ojca. Rozmowa o niczym - zima, numery telefonów, sanki - po której stałem tam w przedpokoju, okaleczony. Okaleczony przez poczucie winy i wstydu, i przez tęsknotę. Okaleczony i słaby.
Zawieś w rodzinie rytuał posiłków, a zostanie z niej przystanek na drodze, bez gwarancji ludzkiego kontaktu, nawet miłość jej nie daje. O ten kontakt trzeba walczyć, zapracować na niego, trzeba go pragnąć i troskliwie karmić. Konieczne są nadzieja i odwaga.
Jeśli nie widzisz swojego syna przez cztery lata, a potem widujesz go jedynie w niedziele przez osiem godzin, od do, i na dodatek w domu jest nowy facet, to liczby zaczynają rozkładać się inaczej, zwyczajny bilans zysków i strat. Mona użyć dowolnego porównania - na przykład ocean, który zabiera piach i nanosi na inna część plaży - ale nie spodziewajcie się, że coś, co zostawicie dziś, za tydzień będzie czekać na was tak, jak to zostawiliście.