cytaty z książek autora "Joanna Maria Chmielewska"
Jej ciche „dzień dobry” zabrzmiało jak „przepraszam, że żyję”.
A jej przyszło wtedy do głowy, że może carpe diem oznacza coś zupełnie innego, niż robiła do tej pory. Że zamiast smakować dni, zadowala się życiowym fast foodem, a to, co najważniejsze, przecieka jej przez palce.
- Wie pani, bo ja właściwie nie znam się na kawie – zdradziła konspiracyjnym tonem kobieta. – Ale kocham miejsca z klimatem. No a aromat kawy… aromat kawy jest dla wnętrza tym, czym perfumy dla kobiety.
- Nie jesteśmy sobie pisani. A szkoda wplątywać się w coś, z czego potem trudno się wyplątać.
[...] zadzwoniła Jolanta, prosząc, żeby przyjechał jak najszybciej, bo utknęła w miejscu i nie może pisać dalej, [...] tymczasem bohaterowie książki rwą się do działania, a wena tupie nóżkami z niecierpliwości. Jak wiadomo, pani wena bywa kapryśna, więc gdy czekanie ją znudzi, może wyprowadzić się gdzie indziej i co wtedy?
Są takie miejsca, gdzie dobre myśli łatwiej odnajdują człowieka...
Czasami, gdy życie za bardzo mu dopiekło, przychodziły mu do głowy różne myśli... straszne... Wcale ich nie chciał, ale one szły za nim wszędzie; do pubu, do szkoły, na dyskotekę. Próbował je wypocić na siłowni albo wybiegać w parku, ale nic z tego i... („ale niech się pani nie śmieje” - powiedział wtedy Weronice), i tylko tutaj, w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem, udawało mu się je zgubić. Trafił tu kiedyś przypadkiem, a myśli zostały na drzwiami i chyba nie chciało im się czekać, bo już nie wróciły tamtego dnia, więc gdy dopadły go znowu, chciał sprawdzić, czy to działa.
I zadziałało.
Działało za każdym razem, dlatego tu przychodził.
- Dziecko urodzone w pociągu podobno ma darmowe bilety do końca życia. A jakie przywileje przysługują kociakom urodzonym w bibliotece? - Dożywotni tytuł bibliotecznego kota.
(...) Boże, daj mi pogodę ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagę do zmiany tego, co zmienić mogę, i mądrość, żeby odróżnić jedno od drugiego.
Hanka przenosi w bezpieczne miejsce ślimaki, które nieopatrznie wyszły na drogę, ratuje rybiki wspinające się po śliskich ścianach wanny i pająki wymiecione gdzieś z kątów, karmi biedronki, które w domu znalazły sobie zimowe schronienie, patrzy pod nogi, żeby nie zdeptać nieostrożnych mrówek. Wszędzie dostrzega okruchy życia. Drobinki, które trzeba chronić.
Bo on tak żonę kochał, że woli mówić sam do siebie albo z kwiatkami rozmawiać niż babę do swojego domu wpuścić. A chłop bez baby dziwaczeje.
Cierpienie staję się zaczątkiem piękna...
Gdyby nawet tata nie pił, to mama i tak miałaby trochę gówniane życie. Tylko że wtedy tego gówna w życiu byłoby mniej. Tylko tyle, co przyklei się do buta.
W dziecięcym prywatnym rankingu Weroniki ciotka Dora plasowała się gdzieś pomiędzy Matką Boską a świętym Antonim.
Nadzieja to miętowy likier zamknięty w butelkowozielonych kulkach i zatopiony w deserowej czekoladzie
Kawę i miłość najlepiej smakować na gorąco
Impulsy... Czasami z pozoru niewiele znaczące zdarzenia - ot, choćby taka wizytówka, ludzik z kamyków, jakieś zdanie wypowiedziane w odpowiedniej chwili, latte podane zamiast mocnej, czarnej Monsooned Malabar... - pojedyncze zdarzenia lub ich ciągi wpasowują się w czyjąś życiową układankę. Stają się inspiracją. Początkiem łańcuszka lub też jego kolejnym ogniwem. Niteczką splatającą ze sobą ludzkie losy. Albo liną ratunkową.
Są miejsca, gdzie dobre myśli łatwiej odnajdują człowieka.
Z biedronką na ramieniu, z garścią malin, które czekały tu na nią aż do września, z promykiem słońca wplątanym we włosy szła przez las, czując pod stopami miękki mech, twarde szyszki, ziemię… życie… po prostu życie… „.
- Pan mąz! Pan mąz psysedł! - Antosia rzuciła się Piotrowi na szyję. - Będziemy śrubokręcić safki. Ja mam śrubokręt! A ty mas?
Kilka słów, uśmiech, trochę uwagi- wystarczyło tak niewiele zachodu, by dostać w zamian kilka niezbędnych do życia głasków. Bez zobowiązań i wzajemnych oczekiwań. I bez rozczarowań.
Są rzeczy, których się nie zapomina
Jak nieskończenie dłużyłby się dzień, gdyby nie można było robić sobie przerw na kawę
[...] W takich chwilach miała wrażenie, że jej ciało zakorzenia się w ziemi, a ona sama staje się częścią jakiejś większej całości, jest po trosze i lasem, i słońcem, i powietrzem, i kroplą rosy, nie przestając jednocześnie być sobą... To było niezwykłe uczucie i Weronika chciała je zatrzymać, ale nie potrafiła - niezwykła chwila mijała, a pozostawało tylko wspomnienie i tęsknota.
Ciało wie. Umysł trudzi się, próbuje pojąć, a ciało wie, tylko człowiek bywa na jego sygnały - coś podobnego wyczytała w tamtym artykule.
Czy zauważyła, że szklany podgrzewacz, otoczony promieniami światła, wygląda jak słońce? Słońce na stole... Dziwne... tyle razy Weronika podgrzewała na nim herbatę, a nigdy wcześniej nie zwróciła na to uwagi.