cytaty z książki "The Secret History"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Piękno to strach. Cokolwiek nazywamy pięknym, boimy się tego
Nie ma nic złego w umiłowaniu piękna. Ale piękno-jeśli nie jest połączone z czymś głębszym-jest zawsze powierzchowne.
Im bardziej ktoś jest cywilizowany, im bardziej inteligentny, im bardziej powściągliwy, tym bardziej potrzebuje jakiegoś sposobu skanalizowania prymitywnych impulsów, na których tłumieniu tak bardzo mu zależy. W przeciwnym razie te potężne stare siły będą się kumulować i wzmagać, aż w końcu eksplodują, tym gwałtowniej, im bardziej były powstrzymywane, często wystarczająco potężne, żeby całkowicie znieść ludzką wolę.
Czasami, kiedy dochodzi do wypadku i rzeczywistość staje się zbyt nagła i dziwna, by ja ogarnąć umysłem, wkrada się poczucie surrealizmu. Akcja zwalnia do onirycznego tempa, klatka po klatce; ruch ręki, wypowiedziane zdanie wypełniaja całą wieczność. Małe rzeczy - świerszcz na łodydze, żyłki na liściu - potężnieją, wydobyte z tła nabierają rażącej wręcz ostrości.
Jeśli budzisz się z zamiarem zamordowania kogoś o drugiej, raczej nie zastanawiasz się, czym nakarmisz zwłoki na kolacje.
- Śmierć jest matką piękna - powiedział Henry.
- A czym jest piękno?
- Trwogą.
- Dobrze powiedziane - pochwalił Morrow. - Piękno rzadko jest czymś delikatnym lub pocieszającym. Wręcz przeciwnie. Automatyczne piękno jest często dość zatrważające. (...) I jeśli piękno to trwoga, w takim razie czym jest pożądanie? Wydaje nam się, że mamy wiele pragnień, ale w istocie mamy tylko jedno. Jakie?
- Aby żyć - powiedziała Camilla.
- Żyć wiecznie - dodał Bunny z brodą opartą na dłoni.
Nie ma nic bardziej samotnego i dezorientującego niż bezsenność.
Kiedyś, jak przypuszczam, nosiłem w sobie różne historie, ale teraz nie mam już innych. Nie będę nigdy w stanie opowiedzieć żadnej historii – oprócz tej jednej.
Piękno to trwoga. Jeśli nazywamy coś pięknym, drżymy przed tym.
w porannym świetle nawet najbardziej pospolite rzeczy stają się znośne.
Nasza własna jaźń czyni z nas ludzi bardzo nieszczęśliwych i właśnie dlatego tak bardzo chcemy ją zgubić.
Po cóż lękać się rzeczy, o których nic się nie wie? - spytał. - Jesteście jak dzieci. Które boją się ciemności.
A poza tym, czy śmierć naprawdę jest aż tak straszna? Straszna wydaje się wam, bo jesteście młodzi, ale kto wie, czy jemu nie jest teraz lepiej niż wam? Albo- jeśli śmierć jest podróżą do innego świata- czy nie spotkacie się znowu? Otworzył leksykon i zaczął czegoś szukać.
-Po cóż lękać się rzeczy, o których nic się nie wie?- spytał.- Jesteście jak dzieci. Które boją się ciemności.
Lubimy wierzyć, że w tym starym wyświechtanym powiedzeniu "amor vinicit omnia" kryje się ziarno prawdy. Ale jeśli się czegoś nauczyłem w trakcie mego krótkiego i smutnego żywota, to tego mianowicie, że ta konkretna sentencja jest kłamstwem. Milość nie zwycięża wszystkiego. I ktokolwiek myśli inaczej jest głupcem.
Martwi ukazują nam się w snach - wyjaśnił Morrow - bo tylko w ten sposób mogą sprawić, że ich zobaczymy; to, co widzimy, jest jedynie projekcją, wyświetlaną z ogromnej odległości, jak światło pulsujące z martwej gwiazdy...
Psychologia to jeszcze jedno określenie na coś, co starożytni nazywali losem.
Już raz się z nią żegnałem, teraz jednak kosztowało mnie wszystko, co miałem, by znów się pożegnać, po raz ostatni, niczym biedny Orfeusz odwracający się, by po raz ostatni rzucić okiem na ducha swej jedynej miłości i z tym samym uderzeniem serca tracący ją na zawsze - hinc illae lacrimae, stąd te łzy.
Nie, że wszystko stało się „czarną plamą”, nic z tych rzeczy; tylko po prostu samo wydarzenie jest niewyraźne z powodu jakiegoś prymitywnego efektu paraliżującego, który wówczas je przesłonił. Tego samego efektu, jak przypuszczam, który sprawia, że spanikowane matki potrafią przepłynąć lodowate rzeki lub wpaść do płonącego domu dla ratowania dziecka; efektu, który czasem pozwala pogrążonej w głębokim smutku osobie wytrzymać pogrzeb bez uronienia jednej łzy. Niektóre rzeczy są zbyt straszne, by od razu je pojąć. Inne - nagie, bełkoczące, niezatarte w swej okropności - są zbyt straszne, by je w ogóle kiedykolwiek pojąć. Dopiero później, w samotności, we wspomnieniu, zaczyna świtać świadomość. Kiedy popioły ostygły; kiedy żałobnicy odjechali; kiedy człowiek rozgląda się wokoło i odnajduje, ku swemu zdumieniu, w zupełnie innym świecie.
To coś strasznego, gdy w dzieciństwie zaczyna do nas docierać, że jesteśmy istotami oddzielonymi od reszty świata, że nikt inny i nic innego nie cierpi, jeśli sparzymy się w język albo obetrzemy kolano, że nasze bóle i dolegliwości należą wyłącznie do nas. A jeszcze straszniejsza jest świadomość, do której dochodzimy z wiekiem, że żadna osoba, nawet najbardziej ukochana, nigdy nas w pełni nie zrozumie.
Była dla mnie chodzącym marzeniem, sam jej widok rozbudzał we mnie nieskończoną bez mała gamę fantazji, od greckich do gotyckich, od wulgarnych do boskich.
Ktoś- czy to był van Gogh?- powiedział, że pomarańczowy to kolor obłąkania.
Dlaczego ten uparty głos w naszych głowach tak nas dręczy? - spytał, rozglądając się po zebranych przy stole. - Może dlatego, że przypomina nam, iż żyjemy, przypomina nam o naszej śmiertelności, o indywidualnych duszach... z czego ostatecznie boimy się zrezygnować, chociaż nic innego nie sprawia, że czujemy się tak podle? Ale czy to nie ból pozwala nam sobie uświadomić siebie najbardziej?
Cokolwiek innego można powiedzieć o poczuciu winy, z pewnością użycza ono diabelskich mocy
inwencji.
W społeczeństwie sprawiedliwość występuje
wtedy, kiedy każdy poziom hierarchii pracuje na swoim miejscu i jest z tego zadowolony. Biedak, który pragnie
wznieść się ponad swój stan społeczny, czyni z siebie jedynie niepotrzebnie nieszczęśnika. I mądrzy biedacy
zawsze to wiedzieli, tak samo jak mądrzy bogacze.
- W mojej rodzinie nie możemy poszczycić się urodą, wiesz, wystające kości i haczykowate nosy - wyjaśnił Francis. - Może dlatego stawiam znak równości między fizycznym pięknem a cechami, z którymi nie ma ono nic wspólnego. Widzę ładne usta lub melancholijną parę oczu i wyobrażam sobie różnego rodzaju głębokie pokrewieństwa, intymne więzi.