cytaty z książki "Komornik"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Podobno na początku była ciemność, a Duch Boży unosił się nad wodami. Tak przynajmniej głosi wersja oficjalna, ale to gówno prawda: na początku zawsze jest ból, a potem przychodzi jeszcze więcej bólu.
Co dziś źle się toczy, potoczy się gorzej... - Prosta zasada świata Po. Planuj na złe, szykuj się na najgorsze, a rezultat i tak przejdzie twoje najczarniejsze koszmary.
- Świat jest piękny - westchnął Jafet, gdy się zatrzymaliśmy i pomogłem mu zsiąść. - Szkoda, że tak późno to zauważamy...
Odpowiedź nasuwała się sama. A jako że nikt z nas takich akurat odpowiedzi nie lubi, to myślałem dalej, próbując przekonać samego siebie, że może nie mam racji.
- Świat jest piękny - westchnął Jafet, gdy się zatrzymaliśmy i pomogłem mu zsiąść. - Szkoda, że tak późno to zauważamy…
Nie skomentowałem, bo nie zgadzałem się z nim w ani jednym słowie. Świat wcale nie był piękny, a obrzydliwy, pełen bezsensownego cierpienia i niczym nieuzasadnionej przemocy. (…) To wyłącznie hormony i adrenalina szalejące w mózgu wykrzywiały nasze postrzeganie rzeczywistości.
Nienawidziłem go. Nienawidziłem tak, jak nienawidzi się szefa w pracy. Jak nie cierpi się upierdliwego kolegi z pokoju, który jest siłą okoliczności naszym towarzyszem doli i niedoli. Jak pała się zawiścią i niechęcią do czegoś, czego nie ima się głód, chłód i ogień, co drwi z praw normalnego świata. Nienawidziłem go za jego opanowanie i brak emocji. Nienawidziłem go - bo tylko to mi pozostało.
Wszystko inne we mnie umarło tamtego dnia. Pozostała tylko bezsilna nienawiść.
Nienawidziłem tej roboty. Nienawidziłem świata, nienawidziłem ludzi, a przede wszystkim samego siebie. Miałem ochotę zakończyć to jak najszybciej, żeby po prostu mieć od tego wszystkiego spokój...
ktoś na górze miał nawet nas, Komorników, głęboko w swej świetlistej, okolonej srebrzystym włosem anielskim, transcendentnej dupie.
Bo jak tu niby wyperswadować koledze, że to głupota. Jak wytłumaczyć mu, że bezterminowa umowa zlecenie, podpisana z aniołem o twarzy taliba, to idiotyzm i lekkomyślne szafowanie własnym losem.
Wbrew tym jakże skomplikowanym podstawom ich stworzenia postawione przed Apokryficznymi zadanie było nad wyraz proste: wstąpić w obowiązki syndyka masy upadłościowej, którą stała się nasza Ziemia. Jak najszybciej opisać, skatalogować i ogarnąć tak zwany stan zastany rzeczy. Uprzątnąć powstały burdel. Powyciągać brudy z kątów. Zorganizować szybki i efektywny proces dla zarządzania okresem przejściowym, a docelowo wymieść wszystko do czysta, pogasić światła, zapieczętować drzwi i oddać klucz na portierni. Cóż zatem zrobili Apokryficzni, myślący w pewnym zakresie podobnie do ludzi?
Tak jest. Od razu rozejrzeli się za sposobem jak najszybszego i najmniej męczącego odwalenia powierzonej im fuchy po jak najniższym koszcie. Słowem - powodowani czysto ludzką spychologią zdecydowali o konieczności kaskadowania obowiązków, a w logicznej konsekwencji wynajęli podwykonawców.
W ten właśnie sposób utworzono instytucję Komorników.
- Przyznam panu, że to naprawdę dziwne. Ale krewetki, ostrygi i ośmiorniczki... Z cytryną i octem balsamicznym... Tak, za to można umrzeć. I nawet iść do Piekła.
Przełknąłem ślinę.
– Proszę nie żartować.
– Nie żartuję, panie Komorniku. Życie naprawdę jest piękne i trzeba się nim cieszyć. Odwrócił się do mnie bokiem, wystawił twarz do słońca. Uśmiechnął się, zaczął cicho nucić pod nosem.
– A kiedy przyjdzie także po mnie zegarmistrz światła purpurowy... By mi zabełtać błękit w głowie, to będę jasny i gotowy...
Pchnąłem mocno od dołu, celując prosto w serce: nieprzepisowo, ale gówno mnie to obchodziło w tamtej chwili. Przytrzymałem ciało, aż ustały skurcze, po czym delikatnie, ostrożnie ułożyłem na plecach.
Spłyną przeze mnie dni na przestrzał, zgasną podłogi i powietrza...
Usiadłem obok na ziemi, złapałem się dłońmi za skronie i zacząłem bujać w tył i w przód, w tył i w przód. A cholerna, stara piosenka, o której istnieniu nawet nie pamiętałem przez tyle, tyle długich lat, nie chciała przestać grać, natrętnie dźwięczała w uszach i wwiercała się w mózg, szarpiąc wszystkie struny synaps i ściekając lodem w podstawę czaszki.
Na wszystko jeszcze raz popatrzę i pójdę nie wiem gdzie na zawsze.
Gdy w końcu stanąłem na nogach jak z waty, krew zdążyła dawno wsiąknąć w piach. Zdjąłem kurtkę, ściągnąłem przez głowę koszulę, odpiąłem pas, stanąłem w rozkroku nad bladym, nieruchomym ciałem, na którego ustach na zawsze zastygł zagadkowy uśmieszek. Zagryzłem zęby, wzniosłem i z całej siły opuściłem miecz...
Choć ludzi też coraz mniej, bo wszyscy żyją na kredyt, w pożyczonym czasie.
Naprawdę - marzyłem o tym, aby ten ohydny świat nareszcie spłonął.
- Niewiele co ma wciąż znaczenie, tak prawdę powiedziawszy. Czy naprawdę myślisz, że wszystko jest aż tak proste, jak ci to przedstawiają? Zawsze było?
- Nie, nie jest. I nigdy nie było.
Nie wiem, czy ludzie naprawdę są przekonani, że jak ktoś cię poczęstuje papierosami, a tobie uda się z nim zaciągnąć gadkę, to tamten nie poderżnie ci gardła?
Nie bój się nic, mały. To tylko ludzie, chociaż trudno w to czasem uwierzyć.
Ale skąd przyszło im do głowy,żeby zrobić z tego miejsce rytualnych samobójstw ?
Nie wiem,może ludziom już do końca odpierdoliło i rzeczywiście było tylko kwestią czasu,zanim jakiś nawiedzeniec na to wpadł. Może zaczęło się właśnie od tego,że ktoś w obłąkańczym pędzie ślepej wiary chciał zrzucić na dół coś ciężkiego,ale po prostu poślizgnął się i zjebał z urwiska ze skutkiem śmiertelnym,a inni uznali to za znak,omen czy wręcz cud.
Aha, super. Na wszystko macie przepis, tylko nie na to, na co potrzeba.
Właśnie tak chcę, żebyś mnie zapamiętał. To piękny dzień, popatrz sam: uwędziliśmy ser, poszliśmy na spacer, teraz mieliśmy gościa... Wypij jeszcze moją herbatę do końca, szkoda, żeby się zmarnowała.
No, no, no. Gdybym miał trzynaście lat i nadal słuchał Krejdyl of Fyłf, pewnie bym się wystraszył.
Umarłem już chuj wie ile razy i naprawdę, szczerze i otwarcie wątpię, czy jakikolwiek Raj w ogóle istnieje.
Ludzie...! - wysyczał mi nad uchem Melekesz. - Jakże ja was nienawidzę! Gdybym mógł, to jednego po drugim obdzierałbym ze skóry, rozrywał kawałek po kawałku, wywlekał wnętrzności i patrzył, jak umieracie w męczarniach.
- A więc to już czas?
Zdjąłem kapelusz, żeby mógł zobaczyć znamię. Większość ludzi reaguje w takich chwilach nerwowo, ale on przymknął tylko oczy, odetchnął głęboko. Miałem wrażenie, jakby zstąpił na niego dziwny spokój.
– Tak. – Kiwnąłem. – Jeśli ma pan jakieś niedokończone sprawy, to teraz jest na to pora.
Zamieszał kubkiem, powąchał z lubością napar. Wstał.
– Chodźmy.
- Tak po prostu? – Spojrzałem na niego zaskoczony. On rozłożył ręce, uśmiechnął się.
– A co innego miałbym zrobić? Spakować walizkę, napisać list pożegnalny? Nic, co powiem, nikomu nie pomoże. Nic nie wyrazi. Na coś takiego każdy dzień jest równie dobry jak dowolny inny.
Ja nigdy nie dostaję więcej, niż chcę. Ja chcę wszystkiego.
Nic tak nie pomaga zapomnieć o przerażającej głębi własnego skurwienia jak porządna,
uczciwa, rzeźnicza praca.
Ludzie! - parsknął z niechęcią. - Małe, dwunożne szkodniki! Bezrozumne! Nie pojmujące niczego poza granicami swej nędznej, białkowej egzystencji. (…)
Jakże ja was nienawidzę! Gdybym mógł, to jednego po drugim obdzierałbym ze skóry, rozrywał kawałek po kawałku, wywlekał wnętrzności i patrzył, jak umieracie w męczarniach.
- Bóg dał, Bóg zabrał. Pochwalone niech będzie Imię Pańskie.
Jakkolwiek było,Cytadela zaczęła powstawać dość wcześnie. Nie potrafiłem jednak ustalić,czy zaczęli ją wznosić zaraz Po,czy trochę później,gdy okazało się, że niebiański Blitzkrieg się nie udał i eksterminacja planety trochę się przeciągnie.