cytaty z książki "Kryzys sumienia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Gdy zostaje zakwestionowana twoja godność, poświęcenie i wierność Bogu – jest to największa z możliwych obelg – jak zimny wiatr chłoszczą słowa kogoś, kogo uważało się dotąd za wiernego przyjaciela: „Nie wiem, co się stało i wolę nie wiedzieć”. Albo: „Nie znam faktów, lecz cokolwiek Organizacja zrobiła, musiała mieć uzasadniony powód”.
Bardzo niewielu uświadamia sobie, że przez prawie pięćdziesiąt lat Towarzystwo „Strażnica” w swej roli proroka ogłaszało i zwiastowało, że ta niewidzialna obecność rozpoczęła się w roku 1874. Jeszcze w 1929 r., piętnaście lat po roku 1914, wciąż tego nauczano.
Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zorientowałem się, jak daleko zaszły sprawy. Dowiedziałem się o tym nie z tzw. „literatury opozycyjnej”; lecz z samych publikacji „Strażnicy” a także od aktywnych, zasłużonych współwyznawców, nie wyłączając niektórych członków Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy. Rok 1914 jest datą kluczową. Na niej opiera się w dużej mierze struktura doktryny oraz struktura władzy w Organizacji Świadków Jehowy.
Posłuszeństwo tym wywołującym sprzeczne opinie decyzjom było egzekwowane jak najbardziej konsekwentnie. Nie podporządkowanie się raz opublikowanej lub w inny sposób podanej do wiadomości decyzji mogło spowodować (powodowało zresztą) wyłączenie – odcięcie od zboru, od rodziny i przyjaciół.
We wszystkich tych kontrowersyjnych przypadkach przewinieniem „kwalifikującym do wyłączenia” nie było coś, co Pismo Święte jasno nazywałoby grzechem. Był to wyłącznie rezultat przyjętej polityki organizacji. Raz opublikowana zasada – ze wszystkimi swoimi konsekwencjami – stawała się prawem obowiązującym na całym świecie.
Od dziesięcioleci nie było wśród Świadków takiego poczucia ekscytacji jak to, które zostało wywołane przez powyższe wywody. Wytworzyła się atmosfera ogromnego oczekiwania, przewyższająca o wiele bardziej poczucie bliskości końca, którego wraz z innymi doświadczyłem na początku lat czterdziestych. Gdy więc otrzymaliśmy Pytania czytelników w opracowaniu Freda Franza, byliśmy zdumieni. Dowodził on w nich bowiem, że koniec 6000 lat nastąpi rok wcześniej, niż podano w dopiero co wydanej, nowej książce. Nastąpi mianowicie nie w roku 1975, lecz w 1974.
Sprawa była całkiem jasna. Albo jednostka ludzka lojalnie podporządkuje się naukom i sposobom postępowania owego „postawionego ponad domem Pana zarządcy” (tj. Russella), albo zostanie uznana za winną odrzucenia Jezusa Chrystusa, a przez to za odstępcę. Rzadko odwoływanie się do ludzkiego autorytetu bywa stawiane wyraźniej.
Historię Świadków Jehowy rejestruje się najczęściej od daty wydania pierwszego numeru czasopisma Strażnica, tj. od 1 lipca 1879 roku. W roku 1881 zostaje założona, a w 1884 zarejestrowana korporacja o nazwie „Strażnica” – Towarzystwo Biblijne i Traktatowe (Watch Tower Bible and Tract Society). Z pewnością jest prawdą, że w tamtych dniach korporacja ta nie „kształtowała, nie rządziła, nie kontrolowała ani też nie kierowała” (aby użyć słów wiceprezesa) Ciałem Kierowniczym osób zrzeszonych w Towarzystwie „Strażnica”. Nie czyniła tego, ani też nie mogła tego czynić, z tej prostej przyczyny, że nie istniało wówczas żadne „ciało kierownicze”.
Mam nadzieję, że z błędów przeszłości czegoś się nauczyłem i choć z pewnością zrobię tych błędów więcej, ufam, że będzie w tym jakaś korzyść – zarówno dla dobra innych, jak i mego własnego.
Znam cierpienie, które towarzyszy poniżającemu czasem przeżyciu przesłuchiwania przez tych, którzy w końcu odzierają człowieka z jego godności, dają odczuć ciężar swego autorytetu i ośmielają się wrogo osądzać postawę człowieka wobec Boga.
Jedną rzecz mogę powiedzieć z całym przekonaniem: Ciało Kierownicze rozumuje w sposób dla mnie niepojęty. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego z jednej strony głosi się światu proroctwa czasowe jako coś pewnego, coś, na czym człowiek może – i powinien – z pełnym zaufaniem oprzeć się, budować
swe nadzieje i układać swe plany życiowe, a z drugiej strony ci sami ludzie, którzy rozgłaszają te rzeczy wiedzą, że w ich własnym gronie brak szczerej, wypływającej z mocnego przekonania, jednomyślności co do głoszonych nauk.
Raz opublikowana zasada - ze wszystkimi swoimi konsekwencjami - stawała się prawem obowiązującym na całym świecie.
Stanowisko mówiące, że to, co jest dobre dla organizacji, jest również dobre dla należących do niej ludzi, i że należy „poświęcić” interesy jednostki, gdy wymagają tego interesy dużej organizacji, było - jak się wydaje - poglądem przyjętym i akceptowanym przez wielu członków.
Lata 1976 i 1977 przyniosły z sobą wiele miłych akcentów. W siedzibie międzynarodowej centrali nastał zupełnie inny klimat, zapanował duch większego braterstwa, otwartości i równości. Niektórzy porównywali to z „oknem”, jakie w Kościele rzymskokatolickim otworzył papież Jan XXIII, aby „wpuścić nieco świeżego powietrza.
Fakt, że mocno rozreklamowany rok 1975 minął bez spodziewanego nastania milenijnego jubileuszu, miał niewątpliwie pewien upokarzający wpływ – dogmatyzm wyraźnie stracił na znaczeniu.