cytaty z książki "Alchemia słowa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Pióra jest w istocie wspaniałym berłem i kto ma być pisarzem, nieraz już we wczesnej młodości nosi w sobie świadome lub jawne poczucie królestwa słowa.
Lecz co najwięcej rozdrażnia twórcę, to niewspółmierność między jego pracą a wysiłkiem czytelnika, jakim miałby być krytyk. Któż nie odczuje bolesnego skurczu, słysząc o swoim dziele: “Przeczytałem jednym tchem, w parę godzin!”. Powiedziane w dobrej wierze, obliczone na pochwałę te słowa mieszczą w sobie okrutną ironię. W parę godzin! To jakby się widziało prędki płomień trawiący setki, tysiące godzin twórczych. Nawet w dymach kadzideł pisarz nie może się oprzeć goryczy, widząc, jak krytyk przecwałował na przełaj jego książki. “Żądam tylko jednej łaski - pisał Monteskiusz we wstępie do Ducha praw - i obawiam się, że jej nie dostąpię: oto by nikt nie osądzał na podstawie krótkiej lektury pracy dwudziestu lat".
Pod piórem pisarzy naznaczają sobie spotkanie słowa, które się nigdy nie spotkały, czasowniki zaciągają się w służbę nie znanych im dotąd czynności, rzeczowniki zdobywają nowy zakres władzy. Tymczasem w mowie potocznej, w lichej literaturze, w pospolitej publicystyce słowa nudzą się i dręczą w stałych związkach. Wciąż te same przymiotniki wloką się w cień za swoimi rzeczownikami. Skamieniałe zwroty, spróchniałe metafory. Pleśń, rzęsa, stojąca woda. Ten zakrzepły świat czeka na tchnienie pisarza, jak sadzawka Siloe czekała, by ją anioł poruszył.
Trudno zaprzeczyć, że pisarz w życiu codziennym nie umie zachować równowagi. Przebywanie wśród rojeń, chimer i widm przesłania mgłą rzeczywistość. Balzac zwrócił się raz do siostry: “Czy wiesz, z kim się żeni Felix de Vandenesse? Z panną de Grandville. Żeni się bardzo dobrze, bo Grandvillowie są bardzo bogaci, mimo że mają wielkie wydatki, na które ich naraziła panna de Bellefeuille”. Kto by tę rozmowę posłyszał, przysiągłby, że dotyczy ona przyjaciół, znajomych albo sąsiadów, tymczasem były to postaci z powieści, którą Balzac pisał. Oto prawdziwy poeta.
Tytoń stał się jednym z najpotężniejszych demonów w życiu pisarzy. Kto mu raz uległ, nie potrafi zdania napisać, jeśli się nie zaciągnie dymem, jeśli nie ma pod ręką tytoniu i zapałek. I jak każdy demon, tajemniczy w swym działaniu, umie pięknie gospodarzyć w naszych myślach - nikt nie zaprzeczy, że w błękitnych zwojach dymu przyszły doń nieraz słowa, na które czekał na próżno w surowej czystości płuc i powietrza.
Pismo arabskie wygląda jak rozsypany i pokruszony tytoń, a w indyjskie wchodzi się jak w gąszcz delikatnych gałązek, chińskie można wziąć za ornament, zrodzony z fantazji malarza. W wielu krajach i różnych okresach artyści słowa byli osobną kastą o własnych obyczajach i przywilejach. Używali specjalnego języka , którego się trzeba było nauczyć. W takiej atmosferze wytworzył się sanskryt, czyli ,,kunsztowny” język modlitwy i poezji.
Literatura jest przeznaczona do zatrzymania czasu w jego
niszczącym biegu. Ona to zawiesza w wiecznej teraźniejszości
wszystko, co kiedykolwiek mogło się zdarzyć, Tadeusz wciąż patrzy na kołyszące się drzwiczki ogrodu, wciąż w wierszu Goethego trwa chwila ciszy wieczornej, kareta wioząca panią Bovary dudnić będzie po ulicach Rouen, dopóki istnieć będzie dzieło Flauberta, i tak samo pełnią swą czynność skromne przedmioty, którymi nie może się poszczycić żadne muzeum — zamki i zasuwki z "Odysei", odtworzone z tak namiętną precyzją, jakby w istocie poeta czuł obowiązek zabezpieczenia im nieśmiertelności.
Starożytność była to epoka ucha. Każdy wiersz jak i każde zdanie prozy rozważano przede wszystkim w organach głosu. Poezja krążyła bardziej w żywym słowie niż w książce. Książka była droga i rzadka. Podręczną biblioteczkę , wybór z ulubionych poetów nosiło się w pamięci (...) Były takie odległe epoki , kiedy ,,szło się na poetę ” tak jak dziś ,,idzie się na księdza” i tkwiło w tym nawet większe podobieństwo, gdyż służba poety miała związek z religią .