cytaty z książek autora "Gilbert Keith Chesterton"
Baśnie są bardziej niż prawdziwe, nie dlatego iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać.
Zawsze byłem stronnikiem polskiej idei, nawet wtedy, gdy moje sympatie opierały się wyłącznie na instynkcie (…) Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych sądów – i metoda okazała się niezawodną.
Chrześcijaństwo jest zawsze niemodne, ponieważ jest zawsze rozsądne, a wszystkie mody to łagodna forma obłędu.
Wolnomyśliciele też czasem myślą, choć dosyć wolno im to idzie.
Nie zmieniamy rzeczywistości tak, aby ją dopasować do naszych ideałów. Zmieniamy ideały: to o wiele łatwiejsze.
... myślę, że ludzie współcześni mają jakieś wypaczone poglądy na życie. Zdają się spodziewać czegoś, czego natura im nigdy nie obiecywała, a potem starają się zniszczyć to wszystko, co im dała naprawdę.
Istnieje jednak praktyka nieskończenie bardziej absurdalna i nieskuteczna niż palenie człowieka za poglądy. Polega ona na głoszeniu, że poglądy są w ogóle nieważne; a rozpleniła się bujnie w dwudziestym wieku, w tym schyłkowym i dekadenckim okresie Rewolucji Francuskiej.
Oto co zarzucam waszemu kosmopolityzmowi. Gdy mówicie, że pragniecie połączyć wszystkie narody, to w rzeczywistości pragniecie tego połączenia po to, żeby nauczyć je sposobów waszego narodu. Beduin arabski nie umie czytać, więc posyłacie mu jakiegoś misjonarza angielskiego czy nauczyciela, żeby nauczyć go czytać, ale nikt z was nie powie:"Ten nauczyciel nie umie jeździć na wielbłądzie, najmiemy Beduina, aby go nauczył".
..., dziwactwa wydają się dziwne tylko ludziom normalnym. Dziwactwa nie są dziwne dla dziwaków. Dlatego też normalni ludzie bawią się znacznie lepiej od dziwaków, którzy zawsze narzekają na monotonię życia.
Radość, która dla pogan stanowiła rzecz niewielką i jawną, jest największą tajemnicą chrześcijan. Zamykając ten chaotyczny ton moich rozważań, otwieram raz jeszcze niewielką książeczkę, z której chrześcijaństwo wzięło swój początek. I znów napełnia mnie przeczucie, że oto znalazłem potwierdzenie moich myśli. Ogromna postać wypełniające Ewangelię przewyższa w tym względzie, jak i w każdym innym, wszystkich myślicieli, którzy kiedykolwiek uważali się za wielkich. Jego patos był naturalny, niemal zdawkowy. Zarówno starożytni, jak i współcześni stoicy byli dumni z ukrywania łez. On zaś nigdy nie ukrywał łez; pozwalał im pojawiać się na odsłoniętej twarzy z powodu różnych codziennych zdarzeń, na przykład na widok rodzinnego miasta. A jednak i On coś ukrywał. Uroczyści nadludzie i imperialni dyplomaci są dumni z tego, że potrafią ukryć swój gniew. On zaś nigdy nie ukrywał gniewu. Zrzucał stoły z frontowych schodów świątyni i pytał ludzi, jak mogą uniknąć potępienia w piekle. Ale przecież coś ukrywał. Z całym szacunkiem muszę powiedzieć, że w tej wstrząsającej Osobowości dostrzegam cechę, którą trzeba nazwać nieśmiałością. Było, coś co skrywał przed wszystkimi, gdy szedł na górę się modlić. Było coś, co ukrywał, nagle milknąc lub pospiesznie odchodząc. Bóg, chodząc po ziemi, nie mógł nam okazać tego, co całkowicie nas przerastało; czasem podejrzewam, że tym czymś był Jego śmiech.
Kiedy socjologowie twierdzą, że każdy powinien dostosować się do nowoczesnych trendów, zapominają, że nowoczesne trendy tworzone są w najlepszym razie przez ludzi, którzy nie mają ochoty dostosowywać się do czegokolwiek - a w najgorszym razie - właśnie przez miliony zastraszonych stworzeń, usilnie dostosowujących się do trendu, którego nie ma. I tak też w coraz większym stopniu wygląda obecna sytuacja. Każdy wypowiada się z respektem o opinii publicznej, mając na myśli opinię publiczną minus jego własną opinię. Każdy wycofuje się z własnego zdania pod mylnym wrażeniem, że inny człowiek wnosi do ogólnej puli takie zdanie, jakie podobno mają wszyscy. Każdy ulega rezygnując z własnych pomysłów w imię atmosfery społecznej, która przecież sama w sobie jest formą uległości. Zaś nad całym tym bezdusznym ujednoliceniem rozpościera się nowa, męcząca i trywialna prasa, niezdolna do inwencji, niezdolna do śmiałości, zdolna jedynie do służalstwa, tym bardziej godnego pogardy, że nie jest to nawet służalstwo wobec silnych. Cóż, taki właśnie kres czeka wszystkich, którzy zaczynają do marzeń o potędze i podbojach. Główna cecha "nowego dziennikarstwa" polega na tym, że to po prostu złe dziennikarstwo. To najbardziej niedbała, bezbarwna i wyprana z indywidualności działalność jaką prowadzi się w naszych czasach.
Niewysłowiona różnica dzieli samotność od posiadania jednego choćby sojusznika.
Krótko mówiąc, byli to więźniowie nowoczesnego systemu niewolnictwa i niemal słyszałem, jak podzwaniają ich kajdany. Właściwie każdy był skrępowany łańcuchem, najcięższym łańcuchem, jaki kiedykolwiek zniewolił człowieka- nazywa się do łańcuszkiem od zegarka.
Przyjrzałem się ulicom, którymi jechaliśmy, i kościołom, które mijaliśmy. Początkowo byłem olśniony ogromem tego wszystkiego. Nie mogłem pojąć sensu tych rzeczy. Teraz jednak rozumiem dobrze. Sens jest w nas. Cywilizacja to tylko sen. Rzeczywistość to ja i ty.
Zło jest tak złe, że dobro wydaje nam się jedynie czymś przypadkowym; dobro jest tak dobre, że nabieramy pewności, iż zło można wytłumaczyć.
Najbardziej światowi ludzie nigdy nie rozumieją świata; polegają całkowicie na kilku cynicznych powiedzeniach, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Pamiętam, jak kiedyś przechadzałem się z dobrze prosperującym wydawcą. Wygłosił on uwagę już przedtem często przeze mnie słyszaną - jest ona nieomal mottem współczesnego świata. Usłyszałem ją wtedy o jeden raz za dużo i nagle zdałem sobie sprawę, że nie ma w niej ani krzty prawdy. Wydawca powiedział mianowicie o kimś: "Ten człowiek da sobie radę. On wierzy w siebie". I pamiętam, że gdy podniosłem głowę, aby go lepiej słyszeć, kątem oka dostrzegłem omnibus z napisem "Hanwell" (szpital dla psychicznie chorych w pobliżu Londynu). Powiedziałem mu:"Chce pan, żebym panu powiedział, gdzie są ci, którzy najbardziej w siebie wierzą? Mogę panu powiedzieć. Znam ludzi, których wiara w siebie jest jeszcze bardziej kolosalna niż wiara Napoleona czy Cezara. Wiem, gdzie błyszczy nieruchoma gwiazda pewności i sukcesu. Mogę zaprowadzić pana przed tron Nadczłowieka. Bo ci, którzy wierzą w siebie najbardziej, są w zakładach dla umysłowo chorych".
Przypuśćmy, że na ulicy dochodzi do zbiegowiska z powodu,
dajmy na to, latarni, która wiele wpływowych osób najchętniej by przewróciło. Ktoś pyta o zdanie mnicha w szarym habicie, symbolizującego średniowieczny sposób myślenia. Mnich zaczyna wykład w suchym stylu scholastycznym: „Rozważmy wpierw, bracia, wartość światła. Jeśli światło jako takie jest dobre...". W tym momencie mnich dostaje po głowie, i chyba nas to nie dziwi. Tłum ludzi otacza latarnię, przewraca ją w ciągu dziesięciu minut i przez pewien czas wszyscy gratulują sobie wzajem tego wyczynu, tak praktycznego i całkiem nie średniowiecznego.
Po czym zaczynają się kłopoty. Niektórzy zniszczyli latarnię, bo była gazowa, oni zaś chcieli elektrycznej; inni zniszczyli latarnię, bo potrzebny im był kawałek żelaza; jeszcze inni, bo pragnęli ciemności, w której najlepiej kwitnie zło. Byli tacy, co uważali, że latarnia jest za kiepska, i tacy, co uważali, że jest aż za dobra; parę osób zamierzało zniszczyć coś, co należy do gminy, a parę innych chciało zwyczajnie zniszczyć cokolwiek. Skończyło się to wojną w głębokim mroku, i nikt nie był do końca pewien, komu zadaje cios. Powoli i stopniowo znaleźli się tacy, którzy doszli do wniosku, że mnich jednak miał rację - że wszystko zależy od naszej filozofii Światła. Tyle że mogliśmy dyskutować o niej w blasku latarni; teraz musimy dyskutować
w ciemnościach.
Cóż to za farsa ten cały współczesny liberalizm. Wolność słowa oznacza w naszej cywilizacji współczesnej, że musimy mówić tylko o mało ważnych rzeczach. Nie wolno nam mówić o religii, bo to nie jest liberalne; nie wolno nam mówić o chlebie i serze, bo to jest mówienie o sprawach przyziemnych; nie wolno mówić o śmierci, bo to przygnębia; nie wolno mówić o narodzinach, bo to niedelikatne. Tak dłużej być nie może. Coś musi przerwać tę dziwną obojętność, ten dziwny drzemiący egoizm, to dziwne osamotnienie milionów jednostek w tłumie. Coś musi to przerwać. Dlaczegóż nie mielibyśmy tego dokonać, pan i ja?
Są ludzie, którzy zrzędzą, kiedy widzą, że ktoś nie ma nic do roboty. Są też inni, których jeszcze trudniej zrozumieć, którzy zrzędzą, kiedy sami nie mają nic do roboty. Dajcie im cudowne godziny, cudowne dni kompletnie puste, a będą jęczeć wobec takiej pustki. Ofiarujcie im dar samotności – który jest również darem wolności – a odrzucą go, będą starali się go zniszczyć za pomocą jakiejś okropnej gry w karty, albo odbijając małą piłeczkę... Nie mogę powstrzymać dreszczu, kiedy widzę, jak psują swoje z trudem nabyte wakacje robiąc coś. Co do mnie, to nigdy nie będę miał dość nicnierobienia
Człowiek nowoczesny oznajmia: „Odrzućmy wszystkie te arbitralne normy i pełną piersią korzystajmy z wolności". Przetłumaczone na język logiki, oznacza to: „Nie rozstrzygajmy, co jest dobre, lecz uznajmy za dobre, że o tym nie rozstrzygamy". Człowiek nowoczesny mówi: „Te wasze moralne formułki są funta kłaków warte; ja tam wolę iść z postępem". Co oznacza, logicznie biorąc „Nie rozstrzygajmy, co jest dobre, rozstrzygajmy, czy mamy tego coraz więcej". Człowiek nowoczesny peroruje: „Cała nadzieja, kolego, leży nie w religii ani w moralności, lecz w edukacji". Co oznacza: „Nie umiemy rozstrzygnąć, co jest dobre, ale dajmy to naszym dzieciom".
Możesz spoglądać na jakąś rzecz dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy i nic nie zmąci twego spokoju, lecz gdy spojrzysz na nią po raz tysięczny, grozi ci to straszne niebezpieczeństwo, że zobaczysz ją po raz pierwszy.
Nie rozumie natury Kościoła ani alarmującego tonu jego starożytnej doktryny ten, kto nie zdaje sobie sprawy, że w pewnym momencie cały świat o mało nie umarł na chorobę zwaną tolerancją i braterstwem wszystkich religii.
W naturze ludzkiej leży wieczna pogoń za rzeczami znikającymi, które najbardziej cenimy wówczas, gdy okazują zdecydowany zamiar zniknięcia.
Toteż - jak świadczy przykład wielu dzisiejszych inteligentów - ten, kto czyta dobrą literaturę, uczy się tylko cenić dobrą literaturę; nic więcej. Z kiepskiej literatury mógłby się nauczyć, jak władać imperiami i spoglądać na mapę ludzkości.
Rewolucja Francuska wywodzi się z ideałów chrześcijaństwa. Gazety wywodzą się z ideałów chrześcijaństwa. Ruch anarchistyczny wywodzi się z ideałów chrześcijaństwa. Nauka wywodzi się z ideałów chrześcijaństwa. Same nawet ataki na chrześcijaństwo wywodzą się z ideałów chrześcijaństwa. Jedno jedyne, co z wszelką pewnością i ścisłością wywodzi się dziś z pogaństwa - to właśnie chrześcijaństwo.
Nie ma sensu złorzeczyć przeciw cynikom i materialistom. Tacy nie istnieją. Każdy jest idealistą; tyle że niestety często posiada niewłaściwy ideał. Każdy jest sentymentalny; problem w tym, że nieraz żywi niewłaściwe sentymenty.
Dawne restrykcje oznaczały, że tylko ortodoksom wolno było rozmawiać o kwestiach teologicznych. Współczesna swoboda oznacza, że nikomu nie wolno o nich dyskutować.
Rozmyślania prowadzone w odosobnieniu i pysze czynią w końcu z człowieka idiotę.