cytaty z książek autora "Benedict Wells"
- To właśnie lubię w nocy - powiedziała - Jest jak negatyw dnia, wszystko jest na odwrót. Ci, którzy są głośni, stają się cisi, a ci, którzy milczą za dnia, stają się nagle słyszalni.
Rzeczy przychodzą i odchodzą, długo nie mogłam tego zaakceptować, a teraz nagle udaje mi się to z łatwością.
Wściekłość zaczynała się tam, gdzie kończyły się moje myśli.
- Naprawdę powinno być na to jakieś słowo - powiedziała. - Coś w rodzaju eufancholii. Z jednej strony szalejesz ze szczęścia, ale z drugiej jesteś pogrążony w smutku, bo wiesz, że coś tracisz albo że ta chwila kiedyś minie. - Schowała notatnik. - Być może cała cholerna młodość to jedna eufancholia.
Patrzyłem na pola w oddali. Powietrze było nieruchome, a im dłużej wpatrywałem się w ten idylliczny krajobraz, tym bardziej rozmazywał się on na krańcach, a ja poczułem lęk, który znałem z dzieciństwa: że ta chwila zaraz się rozpadnie i stanie się coś strasznego...
- To znaczy... Od urodzenia jesteśmy na "Titanicu". - Marty potrząsnął głową, nie czuje się zbyt dobrze podczas takich przemów. - Chcę powiedzieć: toniemy, nie przeżyjemy, to już nieodwołalne. Nic nie jest w stanie tego zmienić. Ale możemy wybierać: czy biegać w kółko, krzycząc w panice, czy tez, jak ci muzycy, dzielnie i z godnością grać dalej, mimo że statek tonie.
Śmierć siedziała przez cały czas przy naszym stole kuchennym, piła kawę, popatrywała milcząco na zegar.
- Kiedyś miałem tutaj jeszcze dwa regały z książkami, ale zamiast pisać, czytałem, i to dlatego musiałem je niestety zlikwidować.
Alternatywą wizji życia i śmierci jest nicość(...)Czy byłoby naprawdę lepiej,gdyby ten świat po prostu nie istniał?A jednak żyjemy,tworzymy sztukę,kochamy,obserwujemy,cierpimy,cieszymy się i śmiejemy.Wszyscy istniejemy na miliony różnych sposobów,aby nie było nicości,a ceną za to jest własnie śmierć.
Bycie dzieckiem jest jak rzut piłką,
Doroślejemy, gdy spada ponownie.
Więcej odwagi wymaga przyznanie się do strachu niż uleganie kretyńskiemu naciskowi grupy.
- Umrę młodo i w dodatku wtedy, gdy będę wreszcie szczęśliwa. Wtedy coś się wydarzy i nagle przestanę żyć. - Spojrzała na nas obu. - Ale to jest okay. Byłam już prawie wszędzie, tak wiele widziałam, mgłę poranną na Manhattanie, dżunglę w Ekwadorze, skoczyłam ze spadochronem, miałam wielu kochanków i przeżyłam dziki, trudny okres, ale wcześniej także czas szczęśliwy, bezpieczny, i naprawdę wiele nauczyłam się na temat śmierci. Nie obchodzi mnie, że wcześnie umrę, ponieważ mimo to mogę powiedzieć, że żyłam.
Trudne dzieciństwo jest jak niewidzialny wróg. Nigdy nie wiadomo, kiedy uderzy.
Życie nie jest grą o sumie zerowej. Nic człowiekowi nie jest winne, a co się zdarza, to się zdarza. Niekiedy słusznie, tak że wszystko ma swój sens, niekiedy tak niesprawiedliwie, że wątpi się we wszystko. Zerwałem losowi maskę z twarzy i znalazłem tam przypadek.
Moja ówczesna dziewczyna odeszła. Powiedziała, że jestem zbyt n i e r z e c z y w i s t y, zbyt zamknięty w sobie, a ona nie jest już w stanie znieść mojego spojrzenia, które świadczy o tym, że żyję w swoim własnym, niedostępnym świecie.
W domu czekała na mnie cisza, znana od lat. Dosyć już miałem tej egzystencji pustelnika, tej niezdolności do udziału w życiu. Zawsze tylko śniłem, nigdy nie żyłem tak naprawdę, na jawie. Popatrz na siebie, pomyślałem, dlaczego w towarzystwie tak tęsknisz za samotnością, a jednocześnie z takim trudem ją znosisz?
A jeżeli czasu nie ma? Jeżeli wszystko, co przeżywamy, jest wieczne, jeżeli to nie czas przechodzi obok człowieka, lecz sam człowiek mija to, co przeżył?
Wszystko było możliwe, a to, że z tysiąca wariantów urzeczywistnił się ten, długo wydawało mi się czystym przypadkiem. Jako młody człowiek miałem poczucie, że od śmierci rodziców prowadzę inne, fałszywe życie. Zadawałem sobie pytanie, jeszcze częściej niż moje rodzeństwo, w jakim stopniu ukształtowały mnie wydarzenia z dzieciństwa i młodości. Dopiero później pojąłem, że w rzeczywistości to ja sam jestem architektem własnej egzystencji. To ja pozwalam, aby przeszłość na mnie wpływała, i to również ja jej się sprzeciwiam. [...] to inne życie, w którym pozostawiłem już tak wyraźne ślady, nie może być fałszywe.
Ponieważ jest moje.
- To wszystko jest jak zasiew. Internat, szkoła, to, co stało się z moimi rodzicami. To wszystko zostało we mnie posiane, ale nie wiem, czym wykiełkuje. Dopiero kiedy dorosnę, nadejdą żniwa, ale wtedy będzie już za późno.
Na niektóre pytania po prostu nie ma odpowiedzi, tak już jest. My, ludzie, jesteśmy tu na dole zdani wyłącznie na siebie. Cóż to byłby bowiem za świat, w którym wysłuchana zostałaby każda modlitwa, a my z całą pewnością wiedzielibyśmy, że po śmierci jest ciąg dalszy? Do czego potrzebne byłoby nam wówczas życie, dawno bylibyśmy już w raju. Zna pan przysłowie: daj człowiekowi rybę, a dasz mu pożywienia na jeden dzień, naucz go łowić ryby, a dasz mu pożywienia na całe życie. I dokładnie tak to funkcjonuje tutaj. Bóg chce, abyśmy nauczyli się troszczyć sami o siebie. Nie daje nam ryby i nie wysłuchuje wszystkich naszych modlitw, ale słucha nas i obserwuje, jak sobie tu, na dole, ze wszystkim radzimy, z chorobą, niesprawiedliwością, śmiercią i cierpieniem. Życie jest po to, aby nauczyć się łowić ryby.
Dokąd idzie człowiek, któremu złamano serce?
- Uczuć się nie wybiera - szepnęła. - Nawet gdyby był tym właściwym, nie kocham go.
- Ale miłość to przecież tylko słowo - zauważył Marty. - Chodzi o to, żeby być zadowolonym.
Liz się roześmiała.
- To takie gadanie mięczaków. Ja mam w dupie zadowolenie, przykro mi. Chcę podniety, wyzwań, napięcia. Toni jest wspaniały i mówiąc szczerze, mogę sobie wyobrazić, że jest mężczyzną, z którym mogłabym się zestarzeć. Ale to tylko przyjaciel. Jego można lubić, ale nie sposób się w nim zakochać. Ja potrzebuję kogoś, kto potrafiłby mnie odepchnąć, kto by mnie źle traktował, o kogo musiałabym walczyć.
- Ale dlaczego? Jak można chcieć czegoś takiego?
Wzruszyła ramionami.
- Istnieją po prostu kobiety, którym nie wystarczą poczucie bezpieczeństwa i czyjaś troska.
Istniały sprawy, o których nie potrafiłem mówić, mogłem tylko pisać. Mówiąc bowiem, myślałem, a pisząc, odczuwałem.
- Jak myślisz, czy jeżeli przez całe życie idzie się w złym kierunku, to czy mimo wszystko nie może być to słuszne?
Czas nie biegnie linearnie, podobnie jak wspomnienia. Człowiek zawsze przypomina sobie wyraźniej to, co aktualnie jest mu bliższe emocjonalnie. W Boże Narodzenie myśli się, że poprzednie święta były całkiem niedawno, mimo że minęło całe dwanaście miesięcy. A lato, choć w rzeczywistości bliższe, wydaje się bardziej odległe. Wspomnienia zbliżone pod względem emocjonalnym do teraźniejszości dochodzą do nas w pewnym sensie na skróty.
To, że znajdowałem się na planecie pędzącej z nieprawdopodobną prędkością przez wszechświat, wydawało mi się równie przerażające jak nowa, wytrącająca z równowagi myśl, że śmierć jest nieunikniona. Moje strachy rosły, przypominały powiększającą się rysę. Zacząłem bać się ciemności, śmierci, wieczności.