Hard Land Benedict Wells 7,3
ocenił(a) na 738 tyg. temu Zanim na scenę wszedł „Hard Land”, zdążyłam zacząć i porzucić w trakcie aż trzy książki, wydawałoby się sensowne, bo „Motel Sun Down” Simone St. James, „Mechanicznego anioła” Cassandry Clare i reportaż „Pińskie błota” Sławomira Łotysza. Informuję o tym dla porównania, bo sama nie mogę do końca uwierzyć, że te dwa bestsellery i reportaż o tematyce wielce mnie interesującej przegrały z kretesem z krótką, banalną i w zasadzie pozbawioną puenty opowieścią o amerykańskim nastolatku w latach 80-tych. W dodatku napisaną przez Niemca piszącego pod pseudonimem, urodzonego mniej więcej w połowie tej właśnie dekady. Jak to się stało?!
Można utyskiwać, że amerykańskie nastolatki w tamtym czasie żyły w zupełnie inny sposób niż polskie. Że w latach 80-tych nie mieliśmy takiego dostępu do filmów, muzyki, aut i pracy dorywczej. Mogłabym nawet oponować, że jestem dziewczynką a bohater „Hard Land” chłopcem. Skąd się wiec bierze ta swojskość i bliskość, którą odczuwałam od pierwszej do ostatniej strony tej opowieści? To proste, z emocji które hojnie zasiewa ta książka. Mogliśmy się z Samuelem różnić poziomem życia, otoczeniem, płcią i milionem różnych rzeczy, ale ja w jego wieku zwyczajnie odczuwałam to samo. „Hard Land” to powieść o dorastaniu, o ważnych życiowych zmianach i o burzy uczuć a nie ma chyba zjawisk bardziej uniwersalnych w życiu niemal każdego nastolatka na świecie.
I nie tylko nastolatka, bo „Hard Land” szybko podbija stawkę i poważnieje, opowiadając historię relacji Sama z jego umierającą na raka matką. Wątek ten również jest na swój sposób banalny, ale wszystkie kolory uczuć, przez które przechodzi chłopiec, są - zaręczam Wam - stuprocentowo prawdziwe i tak uniwersalne, że ja przeszłam przez nie wszystkie już jako dorosła kobieta. Anatomia tego pożegnania jest złożona, lecz da się sprowadzić do najprostszych przeżyć: nadzieja, strach, złość, rozpacz - oto czterech jeźdźców prywatnej apokalipsy, którzy jednoczenie sieją spustoszenie i, och piszę to bez żadnych wątpliwości, równocześnie są zalążkiem całkiem nowego życia. O rytuale przejścia opowiada całe „Hard Land”, to książka o tym jak przepoczwarzamy się, aby móc żyć dalej.
Choć przedstawione tu nastolatki są, jak na amerykańskie nastolatki, głęboko przeintelektualizowane, bohaterowie nie są, jak się obawiałam, szczególnie archetypiczni. Czytając miałam cały czas wrażenie, że książka tętni przez to życiem i entropią, że prawie nic nie dzieje się tam zgodnie z „hollywoodzkimi” oczekiwaniami a wszystko jest bardzo ludzkie. Taki kawałek życia w pigułce, niby sentymentalny ale nie za daleko odklejony pejzaż dorastania, przedstawionego jako moment największych transformacji, wewnętrznej rewolucji. A jednocześnie oczekiwanego i nie odbiegającego od schematów przejścia do stanu wewnętrznego spokoju, który daje nam uwolnienie się od uczuciowej zależności od innych.