cytaty z książki "Zły"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Geniusz jest rzeczą bezwzględną: można być genialnym portierem hotelowym czy sprzedawcą tekstyliów, o geniuszu decyduje, jak się daną rzecz robi, a nie co się robi (...)
Ile nieszczęść dzieje się dlatego, że nie potrafimy czegoś wyrazić słowami, prawda(...)?
Wypili trzy ćwiartki wódki, po czym długo siedzieli milcząc, zaś w milczeniu tym było mnóstwo wzajemnych uczuć i kupa zadowolenia. Pierwszy raz pili razem alkohol. Ta chwila wymagała bowiem wielkiej dojrzałości i głębokiego, obopólnego zrozumienia.
- To, co w tej chwili robimy - rzekł Halski kładąc ręce w kieszenie - nazywa się flanowaniem.
- Uhm - przytaknęła Marta bez pośpiechu. - Źródłosłów francuski, czyż nie?...
- Tak. Oznacza wałęsać się po mieście bez określonego celu.
- Uhm... Nie wiedząc, po co się to czyni i dokąd zmierza.
- Wiedząc tylko jedno: że chce się, aby ten stan trwał jak najdłużej.
(...) miał wyraz twarzy przypominający wołu rozwiązującego zadanie matematyczne z użyciem logarytmów i pierwiastków.
(...) ta prosta prawda, że elegancja to nie to samo, co kosztowne naśladownictwo bieżącej mody, że elegancja to własne sympatie, uwydatnione w dobrze dobranym do własnej osoby ubraniu.
Ludzie czekający w życiu na coś dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy wiedzą, na co czekają, i na tych, którzy tego nie wiedzą, a tylko czekają.
Rodzaj nagłego zainteresowania, nazywanego przez słabych pisarzy z początków lat dwudziestych miłością od pierwszego wejrzenia.
...za drewnianą, wysoką barierą stał tęgi mężczyzna o twarzy nacechowanej wzgardliwą goryczą, jaka zazwyczaj maluje się w połowie dnia roboczego na obliczach ludzi w pełni świadomych tego, ilu wspaniałych rzeczy można by w życiu dokonać, gdyby nie niczym nie usprawiedliwiona konieczność zarobkowania przy pomocy zwykłej pracy.
Dobre imię to połowa powodzenia. Daje ono wyborną podstawę psychiczną dla przeróżnych osiągnięć, a nawet wyznacza w niejakim sensie losy ludzkie. Nawet najbrzydsza dziewczyna, nazywając się na przykład Pamela, dysponuje pewną szansą życiową, której brak jest zwykłym Haniom i Marysiom.
Twardy jest zawód górnika, twardy i wymagający niezwykłego hartu, wykuwający surowość dla siebie i innych, pełen uporczywej, znojnej walki z węglowymi skałami, walki, w której tężeją mięśnie i serca. Twardy jest zawód marynarza, chłostanego przez wichry i uginającego się pod sztormami i twardzi są ludzie morza na chybotliwych deskach pokładu, dla których nieustępliwość i siła muskułów stanowią nieraz o gołym życiu. Ale najtwardsi pod słońcem, wszędzie, na wszystkich równoleżnikach i południkach, są ludzie przemysłu gastronomicznego.
Twardzi są warszawscy kelnerzy, szatniarze, barmani, muzycy z nocnych lokali. Życie ich upływa na nieustannej walce. Wobec pertraktacji z pijanym warszawiakiem praca w kamieniołomach wydaje się fabrykowaniem dziecięcych baloników. Starożytni galernicy uciekliby w popłochu na widok katorżniczej roboty, jaką wykonuje warszawski kelner w sobotnie wieczory, zaraz po pierwszym każdego miesiąca. Toteż kelnerzy ci mają twarde serca, nic nie jest w stanie ich wzruszyć, rozpogodzić, przejąć sympatią dla świata. Nic - ani uprzejmość, ani ubóstwo, ani młodzieńcza naiwność, ani radość życia. Imponuje im moc, urzeka ich siła i twardość innych, korzą się tylko przed realnymi korzyściami. Gotowi są służyć tym wątpliwym wartościom, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo czynią niesłusznie. Usprawiedliwia ich tylko jedno: atmosfera nocnego lokalu, w którym spędzają życie...
Życie wokół nas pełne jest dokądś wiodących tropów, albowiem wszędzie wokół i codziennie dzieje się mnóstwo ciekawych spraw.
Przepełniony irracjonalnie tramwaj [...] stanowi doskonały odczynnik, przekonujemy się w nim codziennie, jacy jesteśmy i jak bardzo żyjemy życiem tramwajowym. W chwili gdy najbliższy bliźni demoluje nam śledzionę, masakruje nerki, unicestwia czar dopiero co kupionego płaszcza, niweczy z trudem przyszyte guziki, gasi brutalnie przepiękny połysk żarliwie wyczyszczonych butów, gniecie na miazgę wiezione dla dzieci ciastka, uśmiecha się przepraszająco, pakując nam w usta rękaw od kurtki, w której przed chwilą czyścił kominy lub wypakowywał stare śledzie — w takiej chwili, powtarzam, instynkty, jak działa żaglowej fregaty, wysuwają się groźnie z burt naszych dusz. Wtedy dopiero spostrzegamy z przerażeniem, jacy potrafimy być pierwotni, dzicy, egoistyczni, kłótliwi, nietolerancyjni, zaślepieni, krótkowzroczni. Z drugiej strony — ileż wspaniałych wartości dostrzegamy naraz w życiu, gdy uda nam się wepchnąć jako ostatni do rozchodzącego się w szwach autobusu, gdy przygodny sąsiad, wisząc na stopniu, odstąpi nam trzy centymetry kwadratowe miejsca, akurat tyle, by postawić na nich szpic buta, gdy złapany rozpaczliwie za krawat ten, który już do połowy tkwi w środku, uśmiechnie się bez pretensji i przygarnie nas mocnym ramieniem, gdy wreszcie starsza pani, której, prąc ku wyjściu, strąciliśmy kapelusz, porwali w strzępy gazety i wgnietli całą zawartość siatki z masłem, jajami i marmoladą w biust, uśmiechnie się z tramwajową melancholią i powie smutne, lecz przebaczające: — Nie szkodzi... [...] Tramwaj wyzwala w nas dziś [...] cenną bezpośredniość przeżywania i dlatego żyjemy tu [...] życiem tramwajowym.
W Warszawie łapie się życie na gorąco. Prężność tego miasta zdumiewa, w pewnych wypadkach demoluje, w innych jest uciążliwa i dezorganizująca, jeszcze w innych uszczęśliwia swą dynamiką i każe optymistycznie wierzyć w przyszłość.
-Cointreau, Śliwowica, White Horse, Siwucha, Orzechówka, Curacao Orange, Hennessy, Ryski Alasz, Sherry, Cinzano... -czytała Marta. -Jest w tych nazwach coś, co pobudza wyobraźnię -rzekł Halski. Właśnie -rzekła Marta. -Przyrzekają one mnóstwo najróżniejszych wrażeń. -W tym tkwi błąd -odezwał się głos z drugiego końca baru: siedział tam, z głową opartą na dłoni, jakiś pan z filiżanka kawy i dużym kieliszkiem czystej wódki przed sobą. Wstał ze swojego krzesełka i zbliżył się do Marty i Halskiego. (...) -Błąd tkwi w tym - rzekł, siadając nieopodal - że za owymi różnorodnymi etykietami kryje się jednakowa, zawsze ta sama treść. -Nie mogę się z tym zgodzić -rzekł barman. -Od pierwszego łyku rozpoznaję każdy gatunek. -Cóż z tego? Smak to właściwość zewnętrzna trunku. To nie ma znaczenia -rzekł pan o zmiętej twarzy. -W rzeczywistości to tak jak z kobietami: każda z nich wygląda inaczej i każda ma do dania identyczne te same rozkosze, radości i troski. -Nie przyznam panu racji -rzekł z uśmiechem Halski. -Jest to bowiem kwestia wyrobionego smaku, który pozwala cieszyć się subtelnymi różnicami. -Młody człowieku -rzekł pan o zmiętej twarzy -to cyniczne, co mówię, ale myli się pan. Z czasem dojdzie pan do tych samych wniosków co i ja.
Kłamała tak, jak kłamią ludzie, którzy pragną, by ich rozmówcy wiedzieli, że kłamią, i nie mieli o to pretensji.
Człowiek gimnastykuje się, jak może... Buja się na huśtawce zwątpienia i rozpaczy...
Czy jednak pomyślała pani już o tym, że celem życia młodej dziewczyny jest znalezienie kogoś, na czyim twardym, męskim ramieniu można się ufnie wesprzeć w uciążliwą wędrówkę przez życie?
- Uhm - przytaknęła Marta - od czasu do czasu myślę i o tym.
Czasami człowiek spojrzy tylko raz i wie nagle, że życie jego zaczęło się w tej właśnie chwili.
(...) imię jednak znaczy bardzo wiele. Można nawet napisać interesujący, poparty przykładami z życia traktat na temat imienia. O prezencie z imienia, jakie czynią rodzice małej, świeżo narodzonej istocie. Dobre imię to połowa powodzenia. Daje ono wyborną podstawę psychiczną dla przeróżnych osiągnięć, a nawet wyznacza w niejakim sensie losy ludzkie. Nawet najbrzydsza dziewczyna, nazywając się na przykład Pamela, dysponuje pewną szansą życiową, której brak jest zwykłym Haniom i Marysiom. Toteż imię obowiązuje i pomaga zarazem.
Ideał (...) Łap za włosy i ciągnij do urzędu stanu cywilnego! Wszystko jest!
...wczesne sobotnie popołudnie jest ostatecznie porą pierwszego oddechu po całotygodniowej pracy, zaczerpnięcia tchu przed sobotnim wieczorem i niedzielnym rankiem: rozkoszny smak tego popołudnia umieją w pełni ocenić ci tylko, którzy przeznaczają ja na leniwy, żadnym pospiechem nieskracany prysznic i wygodne wyciągnięcie się na czymś poziomym i miękki wśród stosu czasopism ilustrowanych markujących koniec tygodnia.
Tylko wielkie metropolie posiadają peryferie, zwykłe miasta mają przedmieścia. Różnica pomiędzy przedmieściem a peryferią jest prosta: przedmieścia różnią się między sobą zdecydowanie, podczas gdy peryferie są zawsze takie same. Im większe miasto, tym dokładniejsza jednakowość jego peryferii. Nie znaczy to, że wyglądają one identycznie, o nie, łączy je jednakowość wyższego rzędu, jednakowość charakteru, nastroju.
Ile nieszczęść dzieje się dlatego, że nie potrafimy czegoś wyrazić słowami...