cytaty z książek autora "Hubert Klimko-Dobrzaniecki"
Kiedyś myślałem, że samobójcy to tchórze, że ten desperacki krok jest ucieczką przed życiem, przed jego problemami i przed odpowiedzialnością. A może samobójcy to ludzie, którzy wygrali w chińczyka z Panem Bogiem, rzucili kostką i kiedy tamten odwrócił głowę, dali dyla, zanim w swojej łasce pozwolił im umrzeć naturalnie lub w wypadku. Teraz wiem, że samobójcy to ludzie całkowicie wolni, a tym samym nieposłuszni, to odważni wariaci, którzy sami wybierają swoje miejsce i czas, ubiegają Pana Boga, prowadzą z Nim jeden do zera.
Znaleźliśmy się na płaskowyżu usłanym łubinem, kilometrami łubinu we wszystkich możliwych odcieniach niebieskiego. […] To był kosmos, to był niekończący się świat niebieskiego, bo kres pola zlewał się gdzieś z niebem. Wyszliśmy. Oparłem się o maskę i delektowałem niesamowitym widokiem, a Szymon wyjął z samochodu kąpielówki i ręcznik, który następnie rozwinął na ziemi, tak samo jak to się robi na plaży w Międzyzdrojach. Rozebrał się do naga i założył niebieskie kąpielówki, wyjął smyczek, skrzypce, podstroił je i zapytał: Ty się nie kąpiesz, prawda? – po czym wszedł wraz ze skrzypcami w pole łubinu. Szedł do przodu, powoli, instrument trzymając wysoko nad głową, jakby nie chciał go zamoczyć, jakby brnął przez fale. […] W pewnej chwili stanął i punkcik jeszcze się zmniejszył, bo Szymon opuścił ręce ze skrzypcami. Stał nieruchomo przez chwilę, a potem usłyszałem cichą muzykę płynącą ze środka pola. To było coś bardzo spokojnego, płynnego, pasującego do miejsca. […] Zerwał się wiatr. Melodia zaczęła się z nim mieszać. Filharmonia pośrodku morza, tak, pośrodku morza, bo dopiero teraz zauważyłem, że rzeczywiście przyjechaliśmy nad morze, że są fale, jest wiatr, że wszystko wokół gra, a człowiek w oddali się kąpie, kąpie w falach i muzyce, łubiny wraz z podmuchem zaczęły falować, a przy tym jeszcze intensywniej pachnieć, zrozumiałem, że jestem świadkiem cudu, to było najpiękniejsze morze, jakie kiedykolwiek widziałem…”.
Wie pan, ja myślę, że to idzie po połowie. Połowa ludzi chce żyć, a druga połowa się męczy. Męczy siebie, innych, ale żyje, bo żyć po prostu wypada. Niejeden zdecydowałby się na skok z wysokiego bloku, gdyby nie rodzina, dzieci, żona, mąż. Oni żyją tylko dlatego, żeby innym przykrości nie robić. I tym robią im największą przykrość.
Całe niebo to jest jeden wielki plac zabaw dla dzieci, a gdy dzieci już się zmęczą, to wracają na noc właśnie do takich pokoików jak ten. Nie może być inaczej. W niebie nie ma miejsca dla dorosłych. Kiedy dusza dorosłego się tam dostaje, zamienia się w duszę dziecka. Piekło to znowu miejsce pełne dorosłych, którzy gnębią się strasznie, bo wszyscy pozapominali PIN-ów do kart kredytowych i debetowych, PIN-ów do komórek i innych numerków. I kręcą się bez sensu, bo wszystkie PIN-y zna tylko diabeł
Coraz częściej myślę, że jeśli Bóg istnieje, to jest cynicznym draniem.
Niech pan sobie poogląda telewizję,przestanie na chwilę myśleć.Telewizja to najlepszy wynalazek dla tych,których myślenie boli.
Nie wiem, nie jestem pewien, czy wróciłem, bo ty już nic nie możesz zrobić, a ja mogę żyć, jak chcę, bo gdybyś dalej miała władzę, to ta wyspa byłaby dla nas obojga za mała, czy raczej wróciłem, bo w głębi duszy tak bardzo cię kochałem, że nigdzie na świecie bez tej twojej upiornej miłości nie mogłem się odnaleźć...Że w gruncie rzeczy zawsze bardzo tęskniłem za tobą i bardzo mi ciebie brakowało
Ci, których mózgi nosiły w sobie granice i miłość do podziałów, niszczyli, palili, mordowali
Horst od paru lat dostawał pod choinkę kilka par ciepłych skarpet. Sam natomiast odwdzięczał się żonie gumowym termoforem albo wełnianym kocem. Wypracował sobie prywatną teorię przedmiotów związanych z rozpadem związku. Otóż uważał, że dzień, w którym mężczyzna dostaje pod choinkę ciepłe skarpety, jest dniem początku końca. Dla kobiety jest to dzień, kiedy pod drzewkiem znajduje termofor
Ute kiedy się dowiedziała,że jesteśmy prawie krajanami,zaczęła mi wyśpiewywać hymny pochwalne do Gór Sowich,niemieckie,dolnośląskie pieśni.
dwaj ludzie, którzy mają bardzo mało pieniędzy, nie powinni się rozstawać, bo we dwóch mają więcej pieniędzy i nie są samotni
Była lekko przy kości ,ale to jedna z tych kobiet,którym lekka tusza pasuje a wręcz jest pożądana,bo kiedy taka jedna z drugą się odchudzą,zaczynają wyglądac jak jeden wielki smutek.
Ale trzeba mieć marzenia, drogi von Braun, bez marzeń człowiek staje się zwierzęciem i to jego zamiast konia zaczynają dosiadać co bardziej cwani, prawda?
Ludzie znają sie pięc minut i zostają z sobą na całe życie.A inni poznają się całe lata,znają się lata całe i żyją w nieszczęściu
Marzenia, drogi generale, są zasadniczo po to, żeby je spełniać. I jeśli usilnie się o nich myśli, a nie jest się leniem, to zazwyczaj się spełniają.
Rzeczy pierwsze mają tę przewagę nad drugimi, choć te drugie bywają zazwyczaj ważniejsze, że właśnie te pierwsze urastają do rangi najważniejszych. Taka logika losu. Zupełnie bez sensu. Jak los zresztą...
Chwila radości jest krótsza od chwili smutku,
nawet gdyby liczyły tyle samo minut.
Lepiej jest żyć dlacegoś niż umrzeć za coś
Cudza ziemia pachnie jak nie swoje gacie. Założyć, założysz, nawet pasują, ale czujesz zapach obcego. Wypierzesz, a czujesz. Cudze gacie cudzym pachną. Kto inny je kupił. Przed kim innym ściągał te gacie. A jeśli człowiek żyje, to może któregoś dnia przypomnieć sobie, że gacie zgubił albo że mu je zabrali, ukradli, i znajdzie cię, zobaczy, jak w jego gaciach teraz paradujesz. Zerwie ci gacie z tyłka. I będziesz z gołą dupą łaził, upokorzony.
Przykrą rzeczą na tym świecie jest to, że mężczyźni, jeśli nie są wysoko urodzeni, osiągają stabilizację finansową w momencie, gdy destabilizują się na dole
Człowiek tak zrobiony jest, że złe rzeczy bardziej pamięta. Taka to już głowa nasza jest. Auto ci się zepsuło, wychodzisz i kopiesz je, ale nie pamiętasz, do ilu ważnych miejsc cię dowiozło, nim się rozwaliło.
Wchodzę do domu, wpuścił mnie jeden z lokatorów, a Andy siedzi przed telewizorem, trzyma stopy w misce i dolewa płynu do mycia naczyń. Cytrynowego. Siedzimy tak z pół godziny i oglądamy snookera, aż Andy mówi: „Skocz do kuchni i przynieś mi tarkę do sera". To poszedłem. Podaję mu tarkę, a Andy zaczyna sobie nią skrobać odmoczone pięty. Wyskoczyłem do ogródka na pawia. Błyskawicznie przypomniałem sobie, że kiedyś mnie poczęstował tostem i tą samą tarką zeskrobywał na niego żółty ser.
Wiesz, mamo, a może to jest tak, że to miejsce, ta wyspa działa na tych, którzy się tu urodzili, jak echo. Gdziekolwiek będziesz poza nią, zawsze odbije się echem w twoim sercu i wrócisz, nawet jeślibyś z tym miejscem wiązał najgorsze wspomnienia
Zasnąłem z głową na plecaku. Obudził mnie brzęk, to ludzie wrzucali drobne do czapki. Obok przycupnął zdezorientowany żebrak, siedziałem nieświadomie na jego miejscu pracy i zabierałem mu dochód. Żebrak był coraz bardziej wkurwiony, a jego wkurwienie rosło wprost proporcjonalnie do ilości zbieranych przez mnie pieniążków
Z dziewczyną jakoś nie wyszło. Ona jednak lubiła mundurowych i marzyła, że po maturze zgolę niebieskiego irokeza, zdejmę glany, obcisłe dżinsy i jupę moro, przestanę śpiewać brzydkie piosenki, obrażać Polskę i stanę się pragmatycznym człowiekiem. Złożę papiery do Wyższej Szkoły Wojsk Kwatermistrzowskich w Poznaniu i po czterech latach zostanę trepem w randze podporucznika. Marzyła też, że wcześniej uda się nam spłodzić dziecko, no i na trzecim roku dostaniemy mieszkanie od armii. Jak już zostanę podporucznikiem, to będę szybko awansował. Będę mądrym i przebiegłym złodziejem, może nawet dochrapię się stopnia pułkownika. Jeszcze trochę popracuję, a następnie przejdę na wcześniejszą emeryturę. I za te ukradzione pieniądze zbudujemy sobie willę gdzieś koło Srebrnej Góry, i będziemy wynajmować pokoje turystom. Syn się ożeni i uszczęśliwi nas wnukami. Na koniec umrę, a pogrzeb będzie za darmo, bo wojsko zapłaci. [Zimne nóżki].
Najbardziej przerąbane miał kolega Murzyn, nie tylko z racji koloru skóry, ale też błyskotliwych odpowiedzi. Nigdy nie odrabiał zadania domowego, a kiedy nauczycielka pytała dlaczego, odpowiadał, że nie posiada zadania domowego, ponieważ nie było go wczoraj w domu. Albo że w obecnej chwili nie posiada domu i żeby odrobić zadanie domowe, najpierw musi ten dom kupić. [Zimne nóżki].
Zasypiam i śni mi się koszmar. To jest okropne, bo wszyscy krzyczą po niemiecku. Łapią mnie i wrzucają do komory gazowej. Tylko że w tej komorze nie używa się cyklonu B, ale pierdziochów. Jest to wielki zbiorowy niemiecki bąk wyprodukowany z piwa, kiełbasek i kapusty kiszonej. Widzę otwór w suficie, a wten otwór jakiś feldfebel wkłada puszkę z tym bąkiem. Gaz ulatnia się. Zaczynam się dusić. Ale do komory wchodzi facet w masce przeciwgazowej i wyjmuje z kieszeni kartkę w języku polskim. Podaje mi ją. Czytam przez łzy: "Jeszcze możesz wszystko odwrócić, jeszcze możesz wyjść z tego pomieszczenia i żyć, żyć spokojnie i dostatnio. Lecz musisz podpisać listę i nauczyć się niemieckiego". Opanowuje mnie głupi śmiech. Drę kartkę i rzucam nią w faceta w masce przeciwgazowej. On wychodzi i zamyka za sobą metalowe drzwi, a ja, dusząc się kapuścianymi pierdziochami, próbuję odśpiewać "Jeszcze Polska nie zginęła..."[Zimne nóżki].
Musiałbym kiedyś zapytać, tyle że ja nie lubię pytać. Nie lubię pytać innych, choć sobie samemu nieustannie zadaję pytania, które w większości zostają bez odpowiedzi.