cytaty z książki "Dolina Issy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nigdy nie wie się, co poradzić z tym krzykiem, co odzywa się w nas samych.
Więc mieszka się w sobie jak w więzieniu. Jeżeli inni z nas kpią, to dlatego, że nie przenikają w naszą duszę. Nosi się w sobie obraz siebie z duszą zrośniętego, ale jakieś jedno cudze spojrzenie wystarczy, żeby jedność rozerwać i pokazać, że nie, że nie jesteśmy tacy, jak nam by się podobało. I później chodzi się, będąc w sobie, a równocześnie oglądając siebie z udręką.
Nie myśl człowieku, jakie mogłoby być twoje życie, bo inne byłoby nie twoje.
(...) że ludzie żyją odnosząc się obojętnie do tego co najważniejsze, powinno nas zasmucać - nie wiadomo, czym właściwie wypełniają swoje życie. Pewnie się nudzą.
Na pograniczu tego, co zwierzęce, i tego, co ludzkie, żyć nam wypadło i tak jest dobrze.
(...) widział nie tylko szczegóły naokoło, ale także siebie widzącego te szczegóły, czyli zachwycał się rolą, w jakiej występował(...). Ale przecież dorośli nie mają racji, jeśli wierzą, że nie bawią się tak samo(...). Ich gesty i słowa muszą (...) być trochę fałszywe, bo odgrywane przed sobą, pod kontrolą, w imię zbliżenia się do ideału, jaki sobie wyznaczyli.
Są kompozycje muzyków, próbujących wyrazić szczęśliwość, ale takie wysiłki okazują się niedołężne, kiedy tylko się przykucnie przy łóżku dziecka, które budzi się w letni ranek, a za oknem słychać gwizd wilgi, chór kwakań, gdakań i gęgań od podwórza (...).
- Dlaczego innym jest dobrze, a mnie nie?
- Dlatego, mój drogi, że każdemu dano taką nitkę, jego los. Albo schwyci jej koniec i wtedy cieszy się, że postępuje jak należy. Albo nie schwyci. Tobie się nie udało. Ty nie szukałeś własnej nitki, oglądałeś się na tego i tamtego, żeby być taki jak oni. Ale co dla nich szczęście, dla ciebie nieszczęście.
- Co robić, mów.
- Nic. Za późno. Za późno, Baltazarze. Idą dni i noce i coraz mniej odwagi. Ani odwagi, żeby powiesić się, ani odwagi, żeby uciec. Będziesz gnił.
- Każdemu dano taką nitkę, jego los. Albo schwyci jej koniec i wtedy cieszy się, że postępuje jak należy. Albo nie schwyci. Tobie się nie udało, ty nie szukałeś własnej nitki, oglądałeś się na tego i tamtego, żeby być taki jak oni. Ale co dla nich szczęście, dla ciebie nieszczęście.
Trud się opłacał, bo nazwać i zamknąć ptaka w piśmie to prawie to samo, co mieć go na zawsze.
(...) swoje cierpienie odczuwał wcale nie jako część samego siebie, sam na pewno, tam w głębi, ciągle pozostawał czystą radością, co go napadało, osaczało go z zewnątrz.
Że ludzie żyją odnosząc się obojętnie do tego co najważniejsze, powinno nas zasmucac- nie wiadomo, czym właściwie wypełniają swoje życie.
Dlaczego właściwie wszyscy grają komedię, wykrzywiają się, małpują jedni drugich, jeżeli naprawdę są zupełnie inni? I nic jeden drugiemu nie pokazują, co w nich prawdziwe.
Nosi się w sobie obraz siebie z duszą zrośniętego, ale jakieś jedno cudze spojrzenie wystarczy, żeby jedność rozerwać i pokazać, że nie, że nie jesteśmy tacy, jak nam by się podobało. I później chodzi się będąc w sobie, a równocześnie oglądając siebie z udręką.
Dopóki składamy dowód, że panujemy nad faktem własnej zagłady, mówiąc o nim, zdaje się nam, że nigdy nie nastąpi.
Proboszcz, ile razy znalazł się przy umierających, zawsze odgadywał, że nie jest sam przy łóżku, że Niewidzialni siedzą rzędem, w kucki, na podłodze, albo miotają się w powietrzu - wrzenie, ciosy mieczów. Ci, których przywabia zgryzota, lubują się w wyziewach rozpaczy unoszących się tam, gdzie znika przyszłość. Ich wysiłek w podszeptach, jakich udzielali, zmierzał do wzmożenia zajęcia się człowieka własna osobą, do złapania go we własne jego sidła; równocześnie, roztaczając przed nim obrazy szczęścia, pokazywali Konieczność, której nie mógł przełamać. Nic dziwnego, że czekają, aż z jego ust wyrwie się przekleństwo na oszustwo przeżytego życia, na zwodniczą obietnicę wolności.
Tomasza odgadywał, że zrobiona jest z twardego materiału i że tyka w niej jakiś nie potrzebująca nakręcania maszynka, perpetuum mobile, dla której świat zewnętrzny był zbyteczny. Używała różnych chytrości, żeby móc zwijać się w kłębek wewnątrz siebie.
Potępieni są chyba tylko ci, którzy w nikim nie budzą litości ani miłości.
Dlaczego właściwie wszyscy grają komedię, wykrzywiają się, małpują jedni drugich, jeżeli naprawdę są zupełnie inni? I nic jeden drugiemu nie pokazują, co w nich prawdziwe. Zmieniają się, kiedy zbiorą się razem.
Nikt nie żyje sam: rozmawia z tymi, co przeminęli, ich życie w niego się wciela, wstępuje po stopniach i zwiedza idąc ich śladem zakątki domu historii. Z ich nadziei i przegranej, ze znaków, jakie po nich zostały, choćby to była jedna litera wykuta w kamieniu, rodzi się spokój i powściągliwość w wypowiadaniu sądu o sobie. Dane jest wielkie szczęście tym, co umieją je zdobyć. Nigdy i nigdzie nie czują się bezdomni, wspiera ich pamięć o wszystkich dążących jak oni do nieosiągalnego celu.
Słowa nie chwytają mieszaniny zapachów albo tego, co nas przyciąga do pewnych ludzi, tym bardziej zanurzania się w studnie, przez które przelatuje się na wylot, na drugą stronę znanego nam istnienia.
(...)przyszło mu na myśl, że tego, co się kocha, nie powinno się przedstawiać, że to powinno zostać zupełnym sekretem.
Poza tym Bóg, dizerżący w dłoni piorun, jeszcze lepszą broń niż karabin, wyraźnie sprzyja kłamcom. W niedzielę wkładają paradne ubrania, kobiety sznurują aksamitne gorsety i wiążą pod brodą mieniące się chustki, wydobyte z kufrów. Śpiewają chórem, przewracają oczami i składają ręce. Ale kiedy wrócą do domu? Mają, ale choćby się zdychało na ich progu, nie dadzą, a sami będą żreć bonduki z tłuszczem i ze śmietaną. Bić potrafią, zaciągnąwszy do świrna, żeby nie było słychać. Jeden drugiego nienawidzi i obszczekuje przed innymi. Źli i głupi, udają raz na tydzień, że są dobrzy.
A z resztą, jeżeli jest, jaka jest, ślepa na wszystko, co powinno się kochać, to szkoda nawet fatygi, żeby ją truć, nie warto się nią nawet zajmować.
Nikogo. Ni wroga, ni przyjaciela, prócz obecności nieuchwytnej i dla tego strasznej.
(...) może niezupełnie ma się rację, wytaczając pretensje do Boga za to, że źle wszystko urządził, bo skąd można wiedzieć, czy któregoś dnia nie obudzimy się i nie odnajdziemy jeszcze jednej niespodzianki, uważając, że dotychczas byliśmy głupi?
Tomasz urodził się w Giniu nad Issą w porze ,kiedy dojrzałe jabłko spada ze stukiem na ziemię w ciszy popołudnia.....