Najnowsze artykuły
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
- Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Konrad Czerski
Źródło: materiały wydawnictwa
2
7,0/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, literatura piękna
Urodzony: 01.01.1977
absolwent studiów magisterskich w Instytucie Filologii Angielskiej na kierunku literatura angielska i Podyplomowego Studium Przekładu (UWr). Uprawniony do nauczania języka angielskiego w kolegiach kształcenia ustawicznego na terenie Wielkiej Brytanii (Trinity College London). Tłumacz przysięgły i tłumacz literatury. Jako autor porusza się w obszarze szeroko rozumianej literatury postmodernistycznej. Donikąd jest jego debiutancką powieścią. Mieszka we Wrocławiu.
7,0/10średnia ocena książek autora
33 przeczytało książki autora
24 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Donikąd Konrad Czerski
7,0
"…szkatułkowa powieść egzystencjalna" – przeczytałam na okładce książki.
I wszystko jasne. Miałam dwie drogi podejścia. Mogłam się przestraszyć, bo to określenie kojarzy mi się z dużą dawką filozofii, na którą trzeba mieć ochotę, czas i moment w życiu. Mogłam też sięgnąć po nią chętnie (i tak zrobiłam),ciekawa pióra i głosu młodego pokolenia, będąc gotową na roztrząsanie, analizowanie, zastanawianie się, a może nawet na polemizowanie z bohaterami. A było ich tutaj dużo, wśród których troje najważniejszych. W trzech osobno snutych historiach.
Pierwszy Bruno, przyznający się do przypadłości mającej wiele wspólnego ze schizofrenią oraz rozdwojeniem jaźni i z tego powodu walczący ze swoim drugim ja, Kadukiem. Młody mężczyzna mieszkający we Wrocławiu, zapatrzony w siebie, walczący z niemocą weny twórczej debiutującego pisarza, próbujący odnaleźć autora książki nabytej na targu staroci.
Drugi Utaguri, główna postać kupionej powieści. "Człowiek znikąd, który zmierza donikąd", niestrudzenie wędrujący w retroświecie przyszłości krainy Gen’ei.
Trzeci bohater to kobieta, Sophie, żyjąca jak współczesna eremitka w sercu nowojorskiego Manhattanu, próbująca przepaść w Bogu, by w intymnej relacji z nim nosić na sobie grzechy innych. Być nikim, a jednak obecną w świecie bardziej niż inni.
Wszyscy troje tworzyli osobne (na pozór!),osobiste, indywidualne historie o poszukiwaniu sensu życia odpowiednio na płaszczyźnie psychicznej, filozoficznej i religijnej, które wraz z rozwojem fabuły zaczynały się łączyć w niespodziewanie kojarzonych punktach stycznych. Poszukiwania przez Brunona autora-widma kupionej książki prowadziły go donikąd, a jednocześnie do początku historii Sophie.
Fikcja mieszała się z rzeczywistością, świadomość z podświadomością, bohaterowie wymyśleni, z postaciami urojonymi i osobą rzeczywistą (autor wprowadził siebie do powieści),a tytuł książki czytanej przeze mnie był zarazem tytułem powieści czytanej przez Brunona. Jednak nie ustalenie prawdy stanowiło istotę tej powieści, tylko ukazanie stwierdzenia, że idziemy znikąd i zmierzamy donikąd, próbując w tej wędrówce znaleźć cel, sens albo przynajmniej algorytm przypadkowości. Temat banalny i, co ciekawe, ale i niebezpieczne, bez podanych i narzuconych treści filozoficznych, rozważań, analiz i tekstów do roztrząsania, za to ukazanych odmienną, kontrastową, zróżnicowaną treścią życia bohaterów. Tak odtwórczo poprowadzony temat stwarzał ryzyko pojawienia się nudy. Autor uchronił przed nią opowieść po pierwsze szkatułkową formą powieści z elementami detektywistycznymi, sekretami, tajemnicami i nieprzewidywalnością rozwoju wątków, które ostatecznie umiejętnie ze sobą połączył. Po drugie językiem narracji przekazu bogatym w skojarzenia, innością spojrzenia na te same obrazy, alternatywnością doboru słów i odwagą w łamaniu schematów znaczeniowych pojęć. Autor nie widział zniszczonej okładki, ale "książkę ogołoconą z okładki przez lubieżny czas", a banknot o wysokim nominale był… soczysty. To dla tego pryzmatu patrzenia, płynnego przechodzenia od stylu wypowiedzi w liście poprzez opis do monologu, dobierania określeń do rzeczowników, do których ja nigdy bym ich nie przypisała, dla tego bawienia się słowami budującymi nowe jakości dla powszechnych rzeczy, idei, zjawisk, a jednocześnie z zachowaniem umiaru w prostych, często krótkich, nierozbudowanych zdaniach, czytałam tę opowieść urzeczona.
Pisać odtwórczo na temat mocno wyeksploatowany, będąc kreatywnym w formie powieści i języku przekazu – oto przepis na ciekawy debiut.
naostrzuksiazki.pl
Donikąd Konrad Czerski
7,0
http://ksiegoteka.blogspot.com/2016/04/donikad-konrad-czerski.html
Szkatułkowa powieść egzystencjalna z bohaterem o wyraźnych cechach werterycznych. Zapowiada się poważnie.
Na wstępie pragnę Was uspokoić. Więc uspokajam Was: spokojnie, to nie Werter, nawet nie Wokulski, chociaż Bruno faktycznie ma z nim wiele wspólnego - egocentryczny i wyalienowany, zdecydowanie ekstrawagancki w sposób właściwy tylko artystom. Albo też pseudoartystom. I ta sprawa bardzo mnie zaniepokoiła, jako że koszmar romantyzmu mam już za sobą, a teraz ON POWRACA. Z tym że w nowej odsłonie, bardziej współczesnej i mniej egzaltowanej, co niesie za sobą szereg konsekwencji takich jak: "wow, genialne nawiązanie", albo: "Wokulski, wyjdź."
Zaczęłam już coś tam pisać o fabule, ale jednak skasowałam, bo chciałabym pozostać jeszcze chwilę przy Brunie. W gruncie rzeczy, jego postać sama w sobie jest tak charakterystyczna i wielowymiarowa, że tworzy całą powieść. Metafizyczne przemyślenia Bruna wypełniają szczelnie wszystkie linijki i akapity, piętrzą się wers po wersie i budują niesamowitą piramidę, na której szczycie... zawsze zaczyna budować się nowa.
I teraz, bez żadnych nadinterpretacji, główny bohater odzwierciedla osobowość autora, który to nawet się z tym nie kryje, a nawet pozwala sobie na drobne żarciki w swoim kierunku, bawiąc się autoironicznymi wstawkami. A w ogóle to Konradów Czerskich jest jeszcze więcej, ale nie odbierając Wam przyjemności, odeślę do samodzielnej lektury, żeby wytropić każdego z nich. Fajna zabawa, polecam.
Szkatułkowa powieść, raczkująca już w pozytywizmie (coś każe mi myśleć, że Czerski to fan XIX-wiecznej literatury) wydaje się być w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. Gdyby nie to, w "Donikąd" zapanowałby totalny chaos i cała misternie utkana intryga poszłaby na marne. Ale autor dokonał najlepszego wyboru i, pozwalając się ponieść wodzom fantazji i szaleństwa, stworzył trzy historie, które rozdział po rozdziale miały odkrywać przed czytelnikiem coraz więcej i coraz śmielej, jednak zawsze pozostawiać po sobie mgiełkę tajemnicy. Albo wprowadzać nowe, nieodgadnione wątki.
Ale wyjścia z labiryntu niewiadomych nie ma. Jest tylko ponowne wejście, trochę jak Incepcja. Sen w śnie, nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz, czego szukasz, a wszystkie zwodnicze znaki prowadzą tylko... donikąd.
Skoro zbliżam się do końca recenzji, to wspomnę o początku, który doprowadził mnie do konsternacji, bo akcja zaczyna się dziać... jakby od środka. Czerski nie traci czasu na zbędne zabiegi wprowadzania, nie zwodzi czytelnika żadną grą wstępną i przystępuje do akcji bezpardonowo. Po prostu wchodzi w mózg, bez zaproszenia, rozsiada się wygodnie i zaczyna robić TO, czemu żaden Książkoholik nie będzie w stanie się oprzeć.
"Donikąd" to zdecydowanie proza niezależna, chociaż raczej nie wybitnie awangardowa, bo miejmy na uwadze polskie standardy czytelnicze i w ogóle ten wielki entuzjazm w stosunku do nowości. Także jak na XXI wiek, Czerski spisał się co najmniej wspaniale, mnie rozłożył na łopatki i tyle. Niesamowite to, jak Czerski połączył innowacje i świeże wątki z dobrze znanym (i wcale nie oklepanym) szablonem romantyczno-pozytywistycznej literatury.