Najmita Krzysztof Królas 7,3
ocenił(a) na 73 lata temu Jeśli chodzi o fantastykę to łykam wszystko: lubię zarówno cukierkowy świat Tolkiena jak i świat inspirowany brudnym średniowieczem jak w cyklu inkwizytorskim Piekary. „Najmicie” zdecydowanie bliżej do drugiej kategorii ;)
Nwm jaki mieć stosunek do porwanej fabuły i sposobu prowadzenia narracji. Z jednej strony nie lubię gdy autor traktuje czytelnika jak niedorozwoja i wszystko jest wyjaśnione jak krowie na rowie. Poza tym zabieg ten może lepiej oddawać atmosferę niespokojnych czasów wojny i utrapionego umysłu ludzi żyjących w takich okolicznościach. Trochę kojarzy mi się to z filmem „Pod Mocnym Aniołem”. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że zabieg ten jest albo przekombinowany albo niedopracowany. Nie wszystko jest czytelne, np. zmieniający się stale narrator. Rozumiem, że miał to być rodzaj urozmaicenia, jednak moim zdaniem wpłynął on bardziej na niekorzyść. Na początek jednak opiszę co w książce mi się nie podobało:
1. Bardzo poważnym i przykrym dla mnie minusem jest wypływająca z całości dzieła mizoginia. Kobiety są traktowane przedmiotowo – bynajmniej nie chodzi mi tu o zachowania samych bohaterów. Rozumiem, że w chylącym się ku upadkowi świecie ogarniętym wojną sytuacja kobiet wyglądałaby nie najlepiej a patriarchat najprawdopodobniej wróciłby do łask. Jednak historia dowodzi, że nawet w najbardziej trudnych sytuacjach, zdarzają się kobiety silne, imponujące i inspirujące. A nawet jeśli autor nie miał ochoty tworzyć takiej postaci mógł zróżnicować nastawienie głównych bohaterów względem kobiet. Wystarczy pogrzebać trochę etnologii, żeby wiedzieć, że nawet w zakątkach świata, w których kultura jest wyjątkowo okrutna wobec kobiet zdarzają się zupełnie różne postawy mężczyzn wobec tej płci. Tymczasem nastawienie głównych bohaterów w książce jest powtarzalne*. I to mnie właśnie mierzi w „Najmicie”: kobiety traktowane są jak bezimienne, bezosobowe moby, istniejące tylko po to by główni bohaterzy mieli z kim spółkować. Biorąc pod uwagę, że baby pojawiają się co chwilę, czy to w opisach/ wydarzeniach/ porównaniach/ wspomnieniach i w 99% ich rola sprowadzona jest do seksu, wyłania się dość przykry obraz. Wiązałam spore nadzieje zarówno z Elnisji jak i Akiljią (jedyne postacie kobiece, które nie są prostytutkami i których wątek był szerzej rozwinięty),jednak jak się okazało ich role również sprowadzone były w decydującym procencie do seksu, a poza tym nie odznaczyły się jakimiś szczególnymi umiejętnościami czy wyjątkową osobowością. Nie było więc ani jednej wyraźnej, zachwycającej postaci kobiecej, co jest dla mnie dosyć mocnym rozczarowaniem. *pomijając jedną scenę, w której Nożownik z łatwością pokonuje rudą prostytutkę-niewolnicę Boruty – tutaj co prawda zaczyna się standardowo, czyli główny bohater zostawia kobietę przy życiu, żeby sobie jej jeszcze „hehe poużywać”. Jednak po zabiciu Boruty nagle w sposób nie do końca zrozumiały i sensowny doznaje olśnienia, że wolność dla niewolnicy jest wiele warta (wow) i postanawia puścić kobietę wolno. Mamy tu więc przykład płynnego przejścia z napompowanego testosteronem smalca alfa w rycerza, który wyswabadza biedną, nieporadną kobietę.
2. I tutaj płynnie przechodzimy do następnej rzeczy, która tak samo jak razi w „365 dni” tak i pojawia się w „Najmicie”(tyle, że z męskiej perspektywy) – trywializacja i fetyszyzacja przemocy seksualnej. Rozumiem, że po świecie chodzą szumowiny, dla których molestowanie czy gwałt jest „niczym takim” i że najprawdopodobniej autor chciał w ten sposób zarysować, że jego bohaterzy właśnie tacy są, bo to tak brutalna rzeczywistość. Jednak pojawienie się motywu gwałtu w powieści może być użyte w dobry sposób (pretekst do refleksji jaką skazę na psychice ofiary pozostawiają tego typu traumatyczne doświadczenia a także pretekst do moralizacji czytelnika, zachęcenia go do przemyśleń, że za pomocą przemocy seksualnej można trwale uszkodzić bądź doszczętnie zniszczyć drugiego człowieka) lub w zły sposób (jako: hehe dziwki to nie ludzie, walnę se jeszcze opis r00chańska). Fragmenty książki mogłyby być śmiało użyte do analizy w „Męskich fantazjach” Klausa Theweleita, ponieważ niestety pojawia się w niej całe spektrum zjawiska tzw. toksycznej męskości.
3. Państwo Cygańskie – widząc sam termin pomyślałam: wow, to tak jakby oksymoron, bo przecież Cyganie to grupa, która w naszym świecie nie posiada swojego terytorium a w czasach średniowiecza prowadzili nomadyczny tryb życia. Myślałam, że autor zrobił to celowo i że będzie choć szczątkowo wyjaśnione, np. Romowie całego świata zjednoczyli się i utworzyli państwo, albo no… cokolwiek! Ok, rozumiem, że fantastyka rządzi się swoimi prawami i nie musi mieć związku z naszą rzeczywistością, ale nie można by w takim razie zastąpić słowa „cygańskie” jakimkolwiek innym? Po co umieszczać wątek z jakąś grupą etniczną jeżeli cała wiedza jaką autor na jej temat zamierza przekazać to stereotypy? Bo oczywiście była mowa o kradzieżach i opisy ludności tegoż państwa jako wściekłej chordy, a przecież kultura romska ma bardzo wiele ciekawych i egzotycznych elementów, które nie zostały w żaden sposób opisane… Dla mnie zmarnowany potencjał, a szkoda.
4. Porównania – poziom cringe’u czasem mnie rozwalał. „blady jak dupa mniszki” „ubłocony jak pradawna kapłanka podczas rytuału” „serce biło mi tak szybko jak para ruchających się kochanków” WTF?!
5. Gloryfikacja alkoholizmu, no bo rozumiecie, uzależnienia są takie zabawne, hehe! Być może to ja jestem przewrażliwiona. Jednak moim zdaniem w naszej kulturze jest coś mocno nie tak, że jeśli ktoś (zazwyczaj mężczyzna) ma problemy ze sobą to wstydem jest udanie się do psychologa/psychiatry, ale codzienne „piwerko na odstresowanie” to norma. Nie od dziś wiadomo, że jako naród mamy problem z alkoholizmem. I co z tym robimy? Robimy z tego kabaret, bo to takie śmieszne, że ktoś codziennie chodzi zalany w trupa. Poczucie humoru może pełnić różne funkcje: pomaga rozładować napięcie i radzić sobie z czymś trudnym, ale może też normalizować pewne zjawiska. I tak samo jak z kobietami, w „Najmicie” nie przeszkadza mi fakt, że w książce pojawiają się używki i motyw uzależnienia (bo jest to jak najbardziej zrozumiałe),ale sposób w jaki jest to przedstawione, identyczne nastawienie bohaterów względem problemu (czyli nie dostrzeganie go) a także 0 słów krytyki ze strony jakiegokolwiek z narratorów.
Trochę się rozkręciłam na temat mankamentów, ale nie znaczy to, że książka mi się nie podobała. Po prostu jakoś tak jest, że jak coś nam się podoba to się tym cieszymy a jak coś nas razi to dopiero wtedy mamy potrzebę wyrażenia swojego zdania na ten temat ;) Podsumowując książka jest ciekawa, lekka i czasami nawet zabawna. Jest w niej wiele interesujących zwrotów akcji, książce nie można zarzucić, że jest przewidywalna. Pomimo pewnych elementów „na jedno kopyto”, które opisałam powyżej postacie męskie są rozmaite i wzbudzają różnorodne, niekiedy silne emocje. Z czasem rozumie się coraz bardziej głównego bohatera i elementy układanki zaczynają łączyć się w całość a my zaczynamy rozumieć czemu jest takim zwyrolem.
Pojawiające się w randomowych momentach wspomnienie dziewczynki prześladującej Biezuja – bardzo fajny pomysł, przywodzi mi na myśl „Mad Maxa”, choć jak dla mnie przedstawienie dziewczynki jest trochę zbyt „horrorowe”. Podobał mi się również motyw gadania z trupami i to, że nie wiemy czy elementy te są urojeniami prześladującymi mordercę czy też wdarciem się świata niematerialnego w cyniczny świat płatnego zabójcy. A może jedno z drugim wcale się nie wyklucza? ;)
Motyw gadających mieczy, które kiedyś były żywymi postaciami. Nie wiem czy o to chodziło autorowi, ale mi to od samego początku przywiodło na myśl pewno plemię amazońskie, w którym wojownik po zabiciu wroga stawał się tak jakby właścicielem jego duszy. Według tych szamańskich wierzeń pokonany niezależnie od swojej woli zmuszony był służyć pośmiertnie swojemu wrogowi. I mimo, że w słyszanych przeze mnie legendach nie było mowy o personifikacji poległych pod postacią broni to nie mogłam pozbyć się rozumienia tego zjawiska w tej kategorii. To po raz kolejny skłania mnie do przemyśleń czy nasz najemnik nie był obdarzony zdolnościami nadprzyrodzonymi :P
Jednak jeśli chodzi o aspekt światopoglądowo-moralizatorski uważam, że nie tylko nie niesie zbyt wielu wartości, nie wzbudza zainteresowania odmiennymi kulturami czy nie skłania do przemyśleń, ale i może być wręcz szkodliwa (szczególnie dla samotnych, zagubionych i zakompleksionych młodych chłopców w dobie rosnącego zjawiska inceli). Dlatego przypisałabym ją raczej do kategorii „guilty pleasures” i czytających ostrzegała by do książki podchodzili z dystansem a także, że książka nie nadaje się dla każdego.