Urodzona o północy C.C. Hunter 7,7
ocenił(a) na 247 tyg. temu Obóz dla trudnej młodzieży będący tylko przykrywką dla grupy magicznych stworzeń? Niewyjaśnione tajemnice i sekrety, które mogą zadecydować o życiu i śmierci? Bohaterowie, których intencje są nieznane i wreszcie - protagonistka nieznająca prawdy o swoim pochodzeniu? Czego chcieć więcej? Najwyraźniej - wszystkiego.
Życie Kylie niespodziewanie zaczyna walić się w gruzy. Rodzice się rozwodzą, a narastający między nimi konflikt wyraźnie odbija się na jedynaczce, chłopak ją zdradza, a niemożność porozumienia się ze znajomymi - pogłębia. Na domiar złego Kylie ma wrażenie, że widzi ducha żołnierza, który bez słowa podąża za nią. A rodzice jeszcze uważają, że Kylie jest problematyczna i są z nią same kłopoty. Naturalnie w takich okolicznościach wysłanie jej na obóz dla trudnej młodzieży jest doskonałym rozwiązaniem?
Z opisu "Urodzona o północy" brzmi jak wszystko, czego mogłaby chcieć czytelniczka mająca fazę na "Zmierzch" i poszukująca kolejnych serii o magicznych stworzeniach i zakazanych związkach. Nawet więcej - mroczniejszy opis i klimat początkowo sugeruje historię bliższą horrorowi niż paranormal romance (zresztą, moja biblioteka zakwalifikowała "Urodzoną o północy" właśnie do kategorii horrorów). Niestety, na opisie muszę zakończyć pochwały w kierunku tej pozycji.
Zarzuty można kierować w stronę protagonistki - typowego dziewczęcia, które nie ma żadnej wiedzy i żadnej osobowości, ale uważa się za lepsze od innych. Przez całą powieść używa niezwykle krzywdzącego słownictwa (nawet gdy poznaje prawdę o obozie, cały czas opisuje wszystkich jako dziwolągi). Nie stara się poznać prawdy, a jej jedyne działania w tym kierunku są naprawdę przedziwne (horoskopy? serio?). Powieść spędza rozdarta między miliardem potencjalnych amantów, o których wiadomo tylko tyle, że są mroczni i przystojni. Co w sumie świetnie komponuje się z pięknością i nijakością Kylie.
Podstawowym problemem "Urodzonej o północy" nie jest jednak jej zbytnia naiwność czy nagromadzenie bez ładu i składu potencjalnych amantów - to można zaliczyć do konsekwencji bycia spadkobiercą książek pokroju "Zmierzchu". Nie, podstawowym problemem powieści C.C. Hunter jest brak jakiegokolwiek rozwoju.
Kylie Galen przybywa na obóz, nie znając prawdy o swoim pochodzeniu? Cóż, prawdy tej nie pozna ani 100 stronie powieści, ani na 250, ba! nawet na ostatniej karcie powieści stan jej niewiedzy się nie zmieni. I nie to, że będzie miała jakieś teorie, pomysły - nie, stan jej wiedzy jest niemal dokładnie taki sam. Teorie pozostają teoriami, jej podejście pozostaje niezmienne (tj., dziecinne, pełne uprzedzeń i krzywdzącego oceniania wszystkich dookoła siebie). Niech już nawet będzie stereotypową protagonistką paranormal romance, ale niech jej ktoś zaoferuje jakikolwiek rozwój. Jakąkolwiek ścieżkę do przejścia - "Urodzona o północy" służy jako wątpliwej jakości wprowadzenie do serii i podejrzewam, że obyłoby się bez niego (ale chyba nie dane mi będzie tego doświadczyć).
Czas w "Urodzonej o północy" płynie bez ładu i składu. Część wydarzeń rozgrywa się w przeciągu dwóch dni (co pogłębia jeszcze brak wiarygodności fabuły),inne trudno umieścić na linii chronologicznej wydarzeń tak, by miały one sens (w końcu - co ile są te spotkania z rodzicami? Codziennie? Co kilka dni? Co tydzień? Żadna z tych odpowiedzi nie ma sensu, biorąc pod uwagę fabułę). Sama fabuła a to przyspiesza, a to zanika całkowicie na rzecz ciągnięcia pięciu wątków miłosnych jednocześnie.
"Urodzona o północy" nie ma żadnych plusów. Powieści nie ratuje ani język (silenie się na młodzieżowy styl wywołuje jedynie zgrzytanie zębami u czytelników i rosnące uczucie żenady),ani fabuła (bo ani ona ciekawa, ani istniejąca),ani zagadka czy wątki miłosne. Najwyraźniej metoda kopiuj-wklej i korzystanie ze źródła, jakim jest "Zmierzch" to za mało, by zaciekawić i zdobyć czytelnika. A szkoda, bo to mogła być przeciętna powieść - nie bestsellerowa, ale nie wywołująca dreszczy frustracji.