Kobieta. kapłaństwo serca Jo Croissant 6,8
ocenił(a) na 712 lata temu Wiele się dzisiaj mówi o równouprawnieniu. Feministki ze wszystkich stron krzyczą, że nie są gorsze od mężczyzn i mnóstwo energii wkładają w udowodnianie, że mogą robić dokładnie to, co oni. Także w Kościele więcej się mówi – i pisze – o wartości kobiet, jednak jakże inne to słowa od tych, które słyszymy w telewizji, internecie, wokół siebie! Jak więc czuć się docenioną, ale nie zagubić siebie w pogoni za równouprawnieniem? Jak pogodzić macierzyństwo z chęcią dorównania mężczyźnie? Jak walczyć o swoją wartość i w czym ją odnajdywać? Na te i wiele innych pytań zagubionych kobiet odpowiada Jo Croissant w niewielkiej książeczce Kobieta. Kapłaństwo serca.
Autorka przede wszystkim przedstawia Boży zamysł w stosunku do kobiety: tej, która jest ukoronowaniem stworzenia. Najważniejszym jej przekonaniem, z którym trudno się nie zgodzić, jest fakt, że mężczyzna i kobieta zostali stworzeni równorzędni, lecz różni. Uczymy dzieci od najmłodszych lat, że inny nie znaczy gorszy, że to, co nas odróżnia od innych, stanowi nasze bogactwo (po co mielibyśmy być wszyscy tacy sami?),a nie potrafimy zaakceptować dzielących nas różnic. Z nich właśnie wynika odmienne powołanie, zdolności, inna wrażliwość i inne potrzeby. Jak mężczyzna jest pierwszy na płaszczyźnie stworzenia, tak kobieta jest pierwsza na płaszczyźnie Odkupienia. A to wszystko jest darem, a nie wadą – siłą, którą można wspaniale wykorzystać. Wyliczanie, porównywanie, prześciganie się w relacji dwojga ludzi jest jedną wielką pomyłką. Oczywiście, ciężko myśleć w ten sposób, jeśli wszystkie obowiązki spoczywają na barkach kobiety, a jednak autorka pyta wprost: Jak to jest możliwe, by relacja żony do męża opierała się na sprawiedliwości? (...) Małżeństwo jest związkiem dwojga istnień, stworzonym dla wnoszenia się przez miłość ku świętości, a nie warunkowym darem, kompromisem w stylu: "Jeśli pozmywasz, ja zamiotę korytarz".
W głównych rozdziałach autorka omawia powołanie kobiety do bycia córką, żoną i matką (nie tylko w sensie fizycznym i nie tylko w kontekście własnych dzieci). Pisze o trudzie i odpowiedzialności, ale przede wszystkim o pięknie stojących przed nią zadań, o radości, jaką może z nich czerpać i jej absolutnie niezastąpionej roli w świecie. Każde zdanie tej książki to pochwała kobiecości i potwierdzenie wartości, siły, mądrości "słabszej" płci. Nie wiem, jak po takiej lekturze można mieć jeszcze wątpliwości, że kobieta jest wyjątkowa, niepowtarzalna i piękna w swojej odmienności.
Książkę można z powodzeniem nazwać wywrotową – bo czy dziś szokują i rodzą bunt postulaty, by rzucić wszystko w imię poszukiwania własnego szczęścia? Nie, pełno tego na każdym kroku. Natomiast wiele sformułowań Jo Croissant może rodzić bunt: w końcu autorka za podstawowe wartości uznaje tak niemodne dziś cechy, jak posłuszeństwo, pokora, poświęcenie i oczywiście – wiara. A gdzie sukces, samorealizacja, szczęście? Na końcu tej drogi. Autorka nie promuje masochizmu! Ale żeby się tego dowiedzieć, trzeba zaryzykować.
To książka naprawdę warta przeczytania. Nie rozwodzę się nad językiem, bo tym razem zupełnie nie o to chodzi: to coś w rodzaju poradnika. Zawiera wiele cennych myśli oraz świadectw tych, których życie się zmieniło. Może znajdziesz w niej akurat odpowiedź na swoje pytanie? Skoro ciągle nam mało, ciągle szukamy, gonimy, udowadniamy, może warto spróbować innej ścieżki?
Polecam każdej kobiecie – niekoniecznie wierzącej i niekoniecznie zagubionej. Książeczka jest cieniutka i nie zajmie nam wiele czasu, a warto dać jej szansę.