Przekwitający mak. AIDS - ostatnie miesiące pewnej miłości Josef Gabriel 7,2
ocenił(a) na 1011 lata temu AIDS wciąż jest chorobą, która zbiera ogromne żniwo na całym świecie. Choć medycyna postępuje naprzód, lekarstwo na tę przypadłość ciągle nie zostało jeszcze odkryte. Obecnie wiemy o tej chorobie więcej, niż kilkanaście lat temu, jednakże lek cały czas pozostaje wielką niewiadomą.
Jednym z ludzi, którzy bezpośrednio zetknęli się z AIDS jest Josef Gabriel, autor książki „Przekwitający mak”. Powieść ta to osobisty dziennik mężczyzny, w którym opisuje on okres swojego życia, gdy choroba wkradła się w jego codzienność, dokonując ogromnych i nieodwracalnych zmian. Dzięki zapiskom Josefa możemy cofnąć się do 1985 roku i poznać relację z pierwszej ręki - relację piękną i bolesną, a zarazem niezwykle szczerą.
Raczej spokojne i zwyczajne życie Josefa i jego partnera Manuela drastycznie się zmienia, gdy okazuje się, iż Manuel cierpi na AIDS. Wiadomość ta sprawia, że mężczyźni tracą grunt pod nogami, stając przed całkowicie obcą i bardzo ciężką sytuacją. Wraz z postępem choroby Manuel postanawia wyjechać do rodzinnego Meksyku, by spędzić ostatnie chwile w gronie najbliższych. Josef nie chce opuszczać ukochanego, podejmuje więc trudną decyzję, porzuca wszystko, i wraz z Manuelem wyrusza w podróż do w gruncie rzeczy obcego kraju. Tam autor dziennika poświęca każdą wolną chwilę na opiekę nad chorym partnerem; stara się dodawać mu sił i otuchy, nawet w tych najtrudniejszych momentach.
„Pozytywny - piękne słowo, a jednak uderzyło w moje życie jak bomba.”
Wydaje mi się, że chyba żadna książka nie poruszyła mnie w taki sposób. „Przekwitający mak” dotknął najczulszej struny, sprawiając, że przeżywałam wszystko wraz z bohaterami; razem z nimi trzymałam kciuki za powrót Manuela do zdrowia, razem z nimi płakałam, powoli tracąc już nadzieję. To okropne, jak okrutny może być los, uderzając w najmniej spodziewanej chwili.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak Josef gotów był poświęcić się dla ukochanego mężczyzny. Zostawił dosłownie wszystko: rodzinę, dom, pracę, by wiele miesięcy pielęgnować umierającego partnera. Jednak jak każdy z nas był człowiekiem, miewał gorsze chwile, był zmęczony całą tą sytuacją, mimo to nie opuścił Manuela w potrzebie, wytrwale pozostając u jego boku.
Sytuacja zarówno autora dziennika, jak i jego partnera, była niewyobrażalnie wręcz trudna. Każdy z nich znalazł się w niezmiernie bolesnym położeniu. Josef mógł jedynie bezradnie patrzeć na cierpienie ukochanego, który z każdym dniem coraz bardziej oddalał się od niego i swej pasji, którą był taniec. Jak okropna musi być taka bezsilność, patrzenie na powolnie rozwijanie się zabójczej choroby u najbliższej osoby? Manuel zaś nagle stanął przed obliczem niemal pewnej śmierci, której świadomość towarzyszyła mu w każdej minucie życia.
Co najbardziej boli w tej historii? Myślę, że jej autentyczność. Czym innym jest czytanie o postaciach wykreowanych przez wyobraźnię autora, a czym innym poznawanie losów ludzi, którzy naprawdę przeżywali to wszystko. Ponadto historia Josefa i Manuela bynajmniej nie jest odosobnionym przypadkiem. Ogromna ilość ludzi umarła na tę chorobę i wielu wciąż podziela ich los.
Lektura „Przekwitającego maku” była jedną z najwspanialszych rzeczy które mi się przydarzyły w ostatnim okresie czasu, choć wiem, że dużo czasu minie, nim w końcu się po niej pozbieram. Jestem pewna, że jeszcze długo będę wracać myślami do tej książki. Tak poruszającej historii o miłości i poświęceniu po prostu nie da się zapomnieć.