Wichry namiętności Doris Mortman 5,5
ocenił(a) na 38 lata temu Na tę pozycję trafiłam zwiedziona właśnie tytułem. Kto za młodu obejrzał „Wichry namiętności” z Anthonym Hopkinsem, ten nie oparłby się pokusie sięgnięcia po tę książkę, którą…z filmem łączy jedynie tytuł. Tak, mój błąd. Trzeba było przeczytać opis, gdyż ten sugerował, by zostawić ją w spokoju na bibliotecznej półce.
Trudno byłoby znaleźć coś, co mi się podobało. Nie lubię jednak odstawiać książki już rozpoczętej, naiwnie wierząc, że w toku lektury znajdę jakiś przebłysk, postać, choćby drugoplanową, jakieś zdarzenie lub cytat, które mnie zainteresują. Niestety, „Wichry namiętności” to nie moja bajka. Tematyka rodem z „Mody na sukces”- magazyny modowe, każdy z każdym, wszędzie i na różne sposoby, a wszystko to opisywane w sposób zbyt obrazowy. Dosłowność nie zawsze jest zaletą, w tym przypadku zdecydowanie nie była.
Jeśli jednak z zapartym tchem zaczytywałeś/aś się we wszystkich obliczach Greya, jest szansa, że to książka dla Ciebie. Osobiście wyznaję po prostu zasadę, że pewne sfery życia winny być opisywane za pomocą eufemizmów, by nie utraciły one swojej magii. Tak dla naturalizmu, ale nie w scenach intymnych.
Momentami moją uwagę przykuwała postać Josha Mandella, w nielicznych chwilach potrafiłam nawet odczuwać do niego wątłą nić sympatii, ale co jedna karta budowała w moim umyśle, kolejne obracały wniwecz. Bo wszędzie tylko zdrady, intrygi, wielkie kariery, nawet homoseksualizm, no po prostu totalnie inny od mojego świat. W książkach zazwyczaj szukamy bliskich nam wartości, potwierdzenia ich słuszności, elementów wspólnych z naszym światopoglądem, czasem ideałów możliwych do spełnienia jedynie w wyobraźni. Tutaj nie znalazłam nic.
Książki zdecydowanie nie polecam, chyba że greyowska trylogia zajmuje w Twojej biblioteczce miejsce na piedestale.