Pewnego razu w Hollywood Quentin Tarantino 6,9
ocenił(a) na 814 tyg. temu Quentin Tarantino, wizjoner wśród reżyserów. Niedościgniony mistrz w tworzeniu arcydzieł filmowych. Ale przede wszystkim wielki kinoman, który kocha oglądać filmy. To czuć w każdym jego obrazie. Dzieła amerykańskiego reżysera to nie tylko rozrywka na niezwykłym poziomie, ale również spektakl, który przykuwa widzów do fotela. Wyreżyserował on dziewięć filmów i zarzeka się, że dziesiąty projekt będzie jego ostatnim. „Pewnego razu… w Hollywood” to jego jak do tej pory ostatni film reżysera. Ogólnie mi się podobał, ale w moim osobistym rankingu nie zaliczę go to swojego topu. Ale do czego zmierzam, otóż gdy pojawiła się na rynku debiutancka powieść Quentina Tarantino, to pośpieszyłem do księgarni. Nie wiem dlaczego dopiero teraz wziąłem się za tą powieść. I to był mój błąd. Moje wewnętrzne obawy, które nie pozwalały mi na szybsze wzięcie za lekturę były bezpodstawne. Bowiem, powieść „Pewnego razu Hollywood” to kawał niezłej literatury. Ale po kolei. Wpierw nakreślę zarys fabularny powieści. Hollywood rok 1969. Bohaterami filmu jest Rick Dalton, zapomniany aktor, który próbuje uratować swoja karierę. Cliff Booth, kaskader filmowy zastępujący Ricka w niebezpiecznych scenach oraz jeden z ludzi filmu owianych najgorsza sławą, bo możliwe, że uszło mu płazem morderstwo. Sharon Tate, aktorka, która marzy o karierze filmowej. Swoje złote lata spędza na Cielo Drive, na wysokim zboczu Hollywood Hills. Charles Manson, facet po wyroku, stoi na czele naćpanych hippisów, uważając się za ich przywódcę duchowego, ale w każdej chwili jest gotów rzucić ich w cholerę, żeby zostać gwiazdą rocka. To pierwszoplanowe postacie, wokół których kręci się fabuła. Czy powieść przebija film? Jakie są moje wrażenia po lekturze? Czy czuć w niniejszej powieści klimat czasów „Wolnej miłości”? I czy kreacja bohaterów stanowi o sile dzieła? Zanim przejdę do moich wynurzeń, chciałbym poinformować wszystkich ciekawych, powyżej recenzowana powieść jest scenariuszem do dziewiątego filmu Quentina Tarantino. Natomiast moje wrażenia z lektury są niespodziewanie pozytywne. Nie oczekiwałem , może czegoś „Wielkiego”, ale dostałem perełkę, która broni się nie banalna narracją i ciekawym spojrzeniem na panoramę ówczesnego Hollywood. Jak wyżej poinformowałem jest do gotowy scenariusz filmowy, który został opublikowany po wejściu filmu do kin. Kto oglądał obraz, a nie czytał powieści, nic nie straci. Bowiem kolejność może być dowolna. Natomiast powieść pogłębia, uwypukla i rozjaśnia wątki, które nie były rozwinięte w filmie. Mamy tu więcej detali fabularnych, które powinny zainteresować prawdziwych kinomanów, którzy z nostalgią myślą o kinematografii z przed dekad, gdy nie były najważniejsze pieniądze, a ukryte w filmie przesłanie. Które wtedy było wyjątkowe, unikatowe i niezwykłe. Bowiem, wtedy robiono dzieła z sercem, a nie portfelem. Książka „Pewnego razu w Hollywood” to kompendium wiedzy przeszłej kinematografii, która zalewa czytelnika tytułami. Dla niektórych może to być za wiele informacji, ale dla mnie to kopalna wiedzy, którą przyswajałem z wielka przyjemnością. Film i książka razem współgrają, tworząc całość, która powinna być dla postronnego czytelnika i fana popkultury czymś niezwykłym. Amerykańskiemu pisarzowi udało się w sposób wyśmienity oddać klimat dawnych czasów. Gdzie elementem w ówczesnych czasach, był ruch hippisowski, którego członkowie, byli nazywani dziećmi kwiatu, albo dziećmi LSD. Wolna miłość, luzackie podejście do życia i seks bez zobowiązań. To charakterystyczne segmenty dla tego ruchu. Pod względem zarysowania tła społecznego powieść się wybija jako przykład nowej fali, która w pewnym stopniu była zagrożeniem dla uczciwych obywateli. Dzięki pisarzowi czułem się jakbym był w środku akcji. Tarantino w swojej powieści jeszcze bardziej puścił wodze fantazji. Książka fragmentami jest przepełniona opisami erotycznymi, oraz brutalnością, która jeszcze bardzie i dosadnie jest zobrazowana niż w filmie. Uwielbiam jak w swoich filmach amerykański reżyser bawi się płaszczyzną czasową. Ta konwencja również wykorzystana jest w powieści. Dzięki świetnej narracji powieść bardzo się szybko czyta. A kolejne rozdziały dały mi wielką satysfakcję z przebywania z tak nietuzinkową lekturą. Wielką wartością dodaną powieści są jej bohaterowie. Ci na pierwszy rzut oka wydawałoby się pozytywni, maja na sumieniu swoje grzeszki. U Tarantino nic nie jest ani białe ani czarne. Odcienie „szarości” to pod nich się kryją prawdziwi bohaterowi. Którzy zostali wykreowani, w sposób wielowymiarowy. Na kartach tej powieści, egzystują, w sposób dla siebie wygodny. Ale ten przywilej czasami nie daje prawdziwego szczęścia. Zazwyczaj jest to jedynie miraż, majak i echo utraconych marzeń. Bohaterowie gonią za swoimi niespełnionymi marzeniami i ideałami. Nie doceniając to co w danej chwili posiadają. Warto zadać sobie pytanie… Czy warto? Podsumowując, „Pewnego razu w Hollywood” to wyborna powieść, którą świetnie mi się czytało. Książka ta stanowi swoisty „list miłosny” autora, adresowany do czasów minionych, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a twórcy pop kultury nie myśleli tylko o sobie, ale przede wszystkim o odbiorcy. Pozycja obowiązkowa dla fanów Tarantino, oraz dla wszystkich, którzy są ciekawi jak sobie poradził twórca w swojej debiutanckiej powieści. Gorąco Polecam.