Moje własne Los Angeles. „Pewnego razu w Hollywood” Quentina Tarantino

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
30.09.2021

pod patronatem lubimyczytać.plChyba nie ma nic dziwnego w tym, że jego własne Hollywood zassało Quentina Tarantino aż tak mocno. Trzy godziny filmu, jedna książka i kolejna już „się pisze”, co daje, na oko, dobre cztery lata ze stworzonym przez siebie dziełem. I gitara. Niech siedzi tam jak najdłużej.

Moje własne Los Angeles. „Pewnego razu w Hollywood” Quentina Tarantino

Pewnego razu w Hollywood TarantinoBo faktycznie trudno z tym światem zerwać, nie sposób też wywlec samego siebie za fraki z miejsca, które ten dobiegający sześćdziesiątki enfant terrible nazywa domem. Dla omówienia monumentalnego „Pewnego razu w Hollywood” częstokroć wybierano nielubiane przeze mnie i trywializujące sformułowanie, jakoby był to list miłosny do tamtego miejsca i czasu, a przecież jest zupełnie przeciwnie. Quentin Tarantino, jak zresztą sam powtarzał nie raz, szczerze ukochał tamto Los Angeles, miasto swojego dzieciństwa, lecz nie sprawiło to, że jest ślepy na prawdziwą naturę mitomańskiego Hollywood, które ze swoimi bohaterami obchodziło się w myśl zasady — kto zrobił swoje, ten może odejść.

Dlatego też jego film wieńczył eksplozywny finał, w którym Tarantino niejako ocala to, co bezpowrotnie stracone, choć nie czyni tego z pozycji obsesjonata z klapkami na oczach, bynajmniej. Świadomy jest przecież tego, co uczyniło i czyni Hollywood wymarzonym miejscem dla różnej maści macherów i niewdzięczników, dlatego symbolicznie ratuje przed przekreśleniem swój osobisty mit, któremu kres położyło zabójstwo Sharon Tate. Oczywiście ten sądny dzień lata roku 1969 wykreowała popkultura, tkając retrospektywnie piękną i zarazem tragiczną baśń o tym okresie swoistej burzy i naporu, bo przecież i bez machnięć noża dzierżonego (metaforycznie) przez Charlesa Mansona wszystko to i tak upadłoby na twarz i rozbiło sobie ten hollywoodzki ryj.

Sam tytuł i filmu, i książki Tarantino stawia sprawę całkiem jasno, bo choć to oczywiste nawiązanie do dzieł Sergio Leone, to jednak zupełnie serio i samoświadomie amerykański reżyser przyjmuje rolę istnego bajarza, który snuje opowieść wyssaną z palca. Robił to już przecież tyle razy wcześniej, pozwalając swoim bohaterom na to, na co nie pozwoliłoby im nigdy prawdziwe życie; nawet i zabić Adolfa Hitlera. Co ciekawe, Tarantino w swojej książce kulminacyjne zdarzenie z filmu umieszcza znacznie wcześniej, lecz nie po to, żeby zaskoczyć tych, co znają tę fabułę z kina. Raczej sprawnie przemieszcza niektóre klocki, mając świadomość odmiennych sił i słabości każdego z medium, za którego pośrednictwem opowiada tę samą mimo wszystko opowieść.

Niby Tarantino upiera się przy tym, że świeżo wydana u nas powieściowa wersja „Pewnego razu w Hollywood” pod żadnym pozorem nie jest tylko powieściową wersją „Pewnego razu w Hollywood”, ale trzeba przyjąć te rewelacje, jak to mówią Anglosasi, ze szczyptą soli. Ewidentna jest bowiem scenariuszowa proweniencja tej książki, lecz trudno poczytywać to za minus, bo przecież jedno i drugie ma tego samego autora i inaczej być nie mogło. Szczęśliwie jednak nie jest to przełożenie fabuły filmu jeden do jednego, ale o tak cyniczny wymyk Tarantino, który od dawna chciał pisać powieści i wychował się na beletryzacjach, raczej nie sposób było posądzać.

Powieść rozwija zarówno charakterologiczne portrety postaci, jak i rozbudowuje wydarzenia znane z ekranu, dopisuje też, rzecz jasna, i parę nowych, przetykając to wszystko mniej lub bardziej sprawnie zakamuflowanymi esejami na tematy różne, głównie dotyczące, bez niespodzianki, kina. Tarantino daje więcej miejsca swoim bohaterom, pozwala im się wypowiedzieć na tematy poważne i trywialne, poświęca też kilka stron na Mansona i jego poszukiwanie kariery muzycznej, ogólnie czyniąc go wyrazistą postacią tła, choć na ekranie jedynie mignął. Oczyma Tate oraz Ricka Daltona i Cliffa Bootha analizuje przy tym pewne filmy i zjawiska, mówi po trosze swoim głosem, a po trosze bawi się perspektywami wymyślonych przez siebie postaci, zdradzając, na przykład, uwielbienie tego ostatniego dla piosenek o mężczyznach zabijających swoje ukochane, o co ten sam był oskarżony.

Pewnego razu w Hollywood książka

Kto pamięta internetowe spory toczone przez Tarantino i córkę Bruce'a Lee o scenę z filmu, kiedy Booth spuszcza mistrzowi manto, tutaj znajdzie obszerne wytłumaczenie całej sytuacji. Otóż człek ten, jak się okazuje, jest kimś w rodzaju sprawiedliwego do wynajęcia, który ma za zadanie karać gwiazdy wymierzające na planie prawdziwe ciosy kaskaderom, co licuje z dobrym hollywoodzkim obyczajem. Są też tutaj rzeczy zaskakujące, jak rozdziały poświęcone autentycznemu serialowi kowbojskiemu „Lancer”, gdzie grał fikcyjny Dalton, sceny z filmu wycięte, bo przecież papier zniesie wszystko, i kawałki z natury niemalże eseistyczne, co czym zresztą już napomykałem.

Czyni to wszystko z książki Tarantino powieść szalenie eklektyczną, lecz przy tym uporządkowaną, nigdy bałaganiarską. Umyślnie nieskomplikowany, bezpośredni styl, niewydziwaczone zdania i prostota przekazu myśli uderzają celnie niczym, proszę mi wybaczyć marne porównanie, ale trudno się powstrzymać, zamaszyste sierpowe Bootha. Lada tydzień za oceanem wyjdzie ekskluzywna wersja powieści, z bajerami (w tym ze scenariuszem odcinka serialu Ricka Daltona), co jest naturalną koleją rzeczy, bo przecież omawiana książka od razu po premierze trafiła na szczyt sprzedażowych list Amazonu i „The New York Timesa”, a kolorowe czasopismo „GQ” przyznało mu nagrodę pisarza roku.

Mało tego. Kontrakt podpisany z wydawcą obliguje go do napisania jeszcze jednej powieści, nad którą już Tarantino ślęczy, a będzie to, uwaga, rzecz o filmach Ricka Daltona, czyli kolejny odcinek istnego fanfika (nie używam tego słowa pejoratywnie!), jakim jest ta swoista kronika Hollywood według autora. Hollywood wyekstrahowanego, niemalże pozbawionego wszystkiego, co dzieje się poza filmowymi planami, bo bardziej niż społeczne napięcia i kulturowe wojny toczone w owej dekadzie, które faktycznie zmieniły kino, interesuje go sama baśń. Ale czy to źle?

Quentin Tarantino w dżinsowej kurtce

Quentin Tarantino jest jednym z najsłynniejszych filmowców swojego pokolenia, słynącym z nieokiełznanej wyobraźni i zaangażowania w wielowarstwowe historie. Zadebiutował jako reżyser w 1992 roku „Wściekłymi psami”, a następnie współtworzył scenariusz, wyreżyserował i zagrał w „Pulp Fiction”, który przyniósł mu pierwszego Oscara za najlepszy scenariusz. Później stworzył wysoko oceniane filmy: „Jackie Brown”, „Kill Bill”, „Grindhouse: Death Proof”, „Bękarty wojny”, „Django” (za którego zdobył drugiego Oscara za najlepszy scenariusz) oraz „Nienawistna ósemka”. Najnowszy film Tarantino, „Pewnego razu... w Hollywood”, dostał pięć nominacji do Złotych Globów, dziesięć do BAFTA i dziesięć do Oscara.

Przeczytaj fragment książki „Pewnego razu w Hollywood”

Pewnego razu w Hollywood

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Pewnego razu w Hollywood” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł na podstawie powieści Quentina Tarantino „Pewnego razu w Hollywood”, we współpracy z wydawnictwem Marginesy.


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 30.09.2021 14:01
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post