Korona szaleńca Chris Kuzneski 6,6
ocenił(a) na 58 lata temu Kilka lat temu z przyjemnością zaczytywałam się w przygodach Pana Samochodzika, chociaż nie znoszę historii. Te książki i im podobne, jeśli na jakąś trafiłam, przekonywały mnie, że wcale nie taka zła ta historia, a w połączeniu z zagadkami to naprawdę potrafi być coś fascynującego. Teraz, po czasie posuchy, jeśli chodzi o tego typu literaturę, zdecydowałam się na zakup i przeczytanie "Korony szaleńca".
Może zacznę od minusów, bo od nich właściwie zaczyna się książka. Co drażniło mnie przez całą lekturę: poczucie humoru autora jest skrajnie różne od mojego, a bohaterowie, niestety, "żartowali" cały czas. A ja tylko zaciskałam zęby, próbując nie zwracać uwagi na jedne z najmniej śmiesznych docinków, na jakie kiedykolwiek natknęłam się w książkach. Również mniej więcej cały czas, ale już rzadziej, pojawiał się - moim zdaniem kompletnie niepotrzebny - wtręt narracyjny, mający chyba na celu przybliżyć przedstawioną sytuację. I przykładowo całą stronę zajmuje spis jakichś tam organizacji amerykańskich wraz ze skrótowcami, a przy każdej strzelaninie dostajemy informację o rodzaju broni i typie użytych pocisków. I tak mi to nic nie mówiło.
Pierwsze sto stron jest niesamowicie irytujące ze względu na fakt, że to, co bohaterowie starają się wydębić od kolegi - my znamy z okładki. A ten kolega rozmowny nie jest. I mija strona za stroną, a czytelnik ma ochotę wrzasnąć "No powiedzże im już!". Ale nie ma sensu, i tak nie powie. Na tej samej zasadzie działa wszechwiedzący i uwielbiający dzielić się swoją wiedzą narrator. Może inni tak, ale ja nie lubię dowiadywać się, komu się poszczęści w strzelaninie, zanim nie przeczytam jej opisu. Skoro taka informacja pada przed akcją, to jaki jest sens w ogóle ją opisywać?
Kolejny minus, bo stanowi przeoczenie wydawnictwa, ale rozbawił mnie tak, jak żaden z "żarcików". Pozwolę sobie zacytować:
"- Zgoda, ale jeśli usłyszymy, że ktoś nadchodzi, musisz natychmiast wrócić za sznur. Mogłabym mieć poważne nieprzyjemności z twojego powodu.
- Obiecuję uważać - zapewnił ją Ulster i usiadł na podłodze z twojego powodu."
Tym sposobem stworzyłam jednopozycyjną listę ulubionych błędów znalezionych w książkach. Ostatnim zgrzytem była część "Od autora", niestety zachowana w guście dowcipów bohaterów, więc totalnie do mnie nie trafiła.
Ale, żeby nie było, po jakichś 150-200 stronach zaczyna robić się znośnie, a potem nawet można się wciągnąć. Jak na mój gust trochę za dużo zabijania, a za mało zagadek, ale w ostateczności ujdzie. Nigdy nie słyszałam o Łabędzim Królu, a ta wiedza raczej mi się nie przyda, ale można było się dowiedzieć w ramach ciekawostki. Ewentualnie wiedzy bezużytecznej.