Zanim ziemia katyńska wchłonęła jego krew. Listy Pawła Słani do narzeczonej Marii Lortz z lat 1933-1939 Łukasz Żywulski 8,8
ocenił(a) na 847 tyg. temu Na wstępie wita nas wzruszająca fotografia dwojga zakochanych, młodych ludzi. Skąd wiem, że zakochanych? To widać po spojrzeniach prosto w oczy, delikatnych, rozświetlonych uśmiechach, po klimacie zdjęcia, który wiernie to zauroczenie oddaje. Zakochani to Paweł Słonia i Maria Lortz. On, student, podchorąży, nauczyciel, społecznik. Na samym początku wojny dostał się do radzieckiej niewoli i został zamordowany w Katyniu. Jego narzeczona, Maria, długo łudziła się, że Paweł wróci. Zbrodnia katyńska była wszak otoczona tajemnicą. Gdy jednak w końcu poznała prawdę, nigdy nie wyszła za mąż. Powiecie, taka miłość się nie zdarza? Zdarza się, ta jednak została brutalnie przerwana, nie pozwolono jej się spełnić. Maria zmarła w 1981 roku. Po młodych zakochanych pozostał pakiet listów odnalezionych po wielu latach zupełnym przypadkiem. Listów pisanych przez Pawła do Marii w latach 1933-1939 i to one właśnie opowiadają romantyczną historię niedokończonej miłości…
Listy są słodkie, pełne troski i uczucia, zdające sprawozdanie z każdego punktu dnia. Maria jest tytułowana: „My sweet Mary”, „Moja niezmiernie słodka”, „Moja jedyna”, „Moja najdroższa Meruniu”. Paweł kreśli się jako: „Twój Drań Paweł”, „Wierny Tobie”, „Kochający”, „Bardzo Cię oczekujący”, a nawet nieoczekiwanie, w nawiasie, „Mąż”. Pisze o sobie, o codzienności, a owe dość szczegółowe informacje – sprawozdania, co chwila przerywa głos uczucia, potok czułości. Dzisiaj nie piszemy listów. W trakcie lektury tej książki cisnęło mi się na usta pełne żalu pytanie – dlaczego?
To epistolarna opowieść miłosna, a także kronika życia młodego chłopaka w ostatnim dziesięcioleciu przed wojenną apokalipsą. Są tutaj lata studenckie na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, obfitujące, i owszem, w „colloquia” oraz liczne, nie zawsze interesujące zajęcia i egzaminy. A jednak Paweł urozmaica sobie czas spacerami po Krakowie w towarzystwie kolegów, wymienianych tutaj z imienia i nazwiska, a później przybliżanych nam w przypisach na dole strony. Paweł uczestniczy też w wydarzeniach publicznie ważnych, jak 600 rocznica koronacji Kazimierza Wielkiego czy pogrzeb Marszałka Piłsudskiego na Wawelu, a także regularnie w mszach świętych i chórze.
Sporo tu też o szkoleniu wojskowym w oświęcimskich koszarach. Widać, że młodzi rekruci dostawali nieźle w kość, jednak listy Pawła są pogodne, a niejeden raz potrafi też zaśmiać się z samego siebie. Dzieli się też wrażeniami z lektur oraz z oglądanych pasjami w kinie filmów. Jest kinomanem, a także wielbicielem teatru i muzyki.
Jest świadkiem rozruchów antysemickich na uniwersytecie w 1934 roku i jego komentarz nieco rozczarowuje, choć niewątpliwie trzeba wziąć pod uwagę kampanię propagandową, która zaczynała się wówczas niepokojąco nasilać oraz jego młody wiek. Maria musiała mieć jakiś kompleks niższości, jak możemy się domyślać z powodu braku wykształcenia i niższego statusu materialnego. Uspokajające słowa w tym względzie Paweł wypowiada niejeden raz.
Czytając te listy, tak intymne, nieprzeznaczone przecież dla obcych oczu, mam wrażenie zaglądania przez dziurkę od klucza do czyjegoś życia. A jednak, choć trochę wstyd, to nie mogę się powstrzymać, gdyż przy okazji czytam żywą historię lat przedwojnia, chłonę tamten klimat, oglądam Kraków oczami młodego studenta, który cieszy się życiem, przepełniony miłością snuje plany na przyszłość, nie mając pojęcia, bo i skąd, że nie będzie dla niego przyszłości. My, mając tego świadomość, wiedząc wszystko o katyńskiej zbrodni, o strzałach w potylicę i bezimiennych mogiłach w katyńskim lesie, długo skrywanych w kłamliwej narracji, czujemy żal, smutek i dyskomfort. Ta miłość powinna się spełnić. Tymczasem Paweł ani nie zdążył obronić pracy na uniwersytecie, ani nie zdążył się ożenić z ukochaną. Z jego ostatniego listu tchnie takim smutkiem i bezradnością, jakby jakiś szósty zmysł podpowiadał mu, że to wszystko nie może skończyć się szczęśliwie. To list pisany już z obozu jenieckiego w Kozielsku. Paweł zaopatrzył go w zwrotny adres korespondencyjny, ale zapewne żadnego listu od narzeczonej nie doczekał. Takie zderzenia z historią, za sprawą konkretnych ludzkich losów, są najcenniejsze, ponieważ zamieniają suche, podręcznikowe fakty w życie, każą nam przeżywać, współodczuwać, a później nie pozwalają zapomnieć.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/