Miłość mojego życia Rosie Walsh 7,5
ocenił(a) na 912 godz. temu „Miłość mojego życia” nie jest pierwszą książką angielskiej pisarki, która ukazała się w polskim tłumaczeniu. Napis na okładce mocno sugerował, iż będzie to thriller psychologiczny, a ja bardzo lubię ten gatunek. Interesuje mnie ludzka psychika i często zadaję sobie pytanie, dlaczego ktoś świadomie niszczy swoje szczęście. Powodów może być naprawdę wiele, dlatego też nigdy nie powinno się oceniać kogoś z góry. Jeśli nie jesteśmy w danej sytuacji, raczej jej stuprocentowo nie zrozumiemy.
W przypadku najnowszej książki Rosie Walsh nie miałam nic przeciwko opisom przyrody, które ze względu na profesję głównej bohaterki nie mogły zostać pominięte. Sama chciałabym na przykład ujrzeć rafę koralową, ale jest to niemożliwe. Ale do rzeczy.
Emma i Leo to małżeństwo z dziesięcioletnim stażem, mają oni też małą córeczkę Ruby. Bycie razem pokazało im, że związek to nie tylko wzloty, ale i upadki. Choroba Emmy mogła ją załamać, nawet zabić, ale wsparcie Leo okazało się nieocenione. Kobieta zawodowo jest związana jest z biologią morską, natomiast jej mąż zajmuje się czymś nietypowym. Pracuje on bowiem w redakcji, a jego zadaniem jest pisanie nekrologów. Autorka udowodniła, że napisanie takiego tekstu to nie tylko przytoczenie konkretnych dat- liczy się wszystko, czego zdążyła dokonać dana postać. Profesja Leo, w wyniku pewnych zdarzeń, sprawiła,, że zaczyna on wątpić w swoje małżeństwo. Emma okłamywała męża niemal na każdym kroku, a śledztwo Leo działa na niego niemal jak domino. Mnogość kłamstw przeraża, a czytelnicy mogą zadać sobie następujące pytanie: czy dobrze znamy osobę, z którą dzielimy łoże? Co więcej, Leo brzydzi się kłamstwem, a wszystko to za sprawą jego przeszłości, która może wzruszyć niejednego odbiorcę. Czy Emma zdoła wytłumaczyć się mężowi? Czy tak dramatyczną wręcz liczbę kłamstw można w ogóle usprawiedliwić? Warto uważnie prześledzić wszystkie rozdziały, by się o tym przekonać i dokonać własnej interpretacji.
Książka została podzielona na trzy części, ale jest to zabieg celowy. Cieszę się, że podobało mi się w niej wszystko- fabuła i pomysł na mieszanie ze sobą sprzecznych uczuć. Warto pochwalić też samą stronę edytorską- okładka jest odpowiednia, czcionka także, zaś tytuł od razu kojarzy mi się z jedną z najpiękniejszych angielskich piosenek
Mocno polecam- szalenie udany jest tu zarówno pomysł na fabułę, jak i jego realizacja. Życzę pisarce, by jej powieść doczekała się wersji kinowej/serialowej.