Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marcia DeSanctis
Źródło: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/autorzy/1106/Marcia-DeSanctis
1
7,0/10
Pisze książki: literatura podróżnicza
Absolwentka Uniwersytetu Princeton oraz Fletcher School of Law and Diplomacy, dziennikarka, reporterka, pisarka. Przez 18 lat była producentką serwisów informacyjnych w ABC, NBC oraz w CBS, pracowała także dla nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych. W telewizji ABC współpracowała z Barbarą Walters, dostarczając materiały na temat Borysa Jelcyna, Vaclava Havla, Muammara Kaddafiego czy Benjamina Netanjahu. Publikuje na łamach magazynów „Vogue”, „Marie Claire”, „Town & Country”, „More”, „Departures”, „Tin House”, „O the Oprah Magazine”, „The New York Times” oraz „The New York Times Magazine”. Jest czterokrotna laureatką Lowell Thomas Awards, prestiżowej nagrody przyznawanej dziennikarzom specjalizującym się w tematyce podróżniczej przez Society of American Travel Writers Foundation. Za reportaże z pobytu w Rwandzie, Francji oraz Rosji otrzymała tytuł Dziennikarki Podróżniczki Roku. Jej relację z pobytu w Moskwie w czasach zimnej wojny wyróżniono Solas Award. Studiowała slawistykę oraz nauki polityczne. Mieszka w Connecticut z mężem i dwójką dzieci.http://marciadesanctis.com/
7,0/10średnia ocena książek autora
62 przeczytało książki autora
154 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
100 miejsc we Francji, które każda kobieta powinna odwiedzić
Marcia DeSanctis
7,0 z 50 ocen
216 czytelników 16 opinii
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
100 miejsc we Francji, które każda kobieta powinna odwiedzić Marcia DeSanctis
7,0
Zijuantanejo (1/10)
MIESZKAŃCY BERLINA, LONDYNU, RZYMU I BARCELONY NIENAWIDZĄ JEJ !1!!
ALE TY LEPIEJ NIE POZNAWAJ SEKRETNEGO SPOSOBU JAK OBSYPAŁA ZŁOTEM PARYŻ...
Po 25 rozdziałach pękły mi oczy, a z uszu trysnęła krew. Co za nadęte farmazony! Gdybyście pragnęli dowiedzieć się, który to grzech śmiertelny można popełnić będąc równocześnie dziennikarzem i pisarzem to zajrzyjcie do tego czegoś.
Albo nie - odwołuję, nie róbcie tego, powiem wam.
Jest to pomylenie swojej roli.
Zamiast "człowiekiem pióra" ta pani jest namolnym poza granice dobrego smaku sprzedawcą, a produktem nieszczęsna stolica Francji. Czytanie tego to jak przymusowe, całodzienne oglądanie zakupów na kanale "MANGO". 1/4 całości wystarczyła by przegrzał mi się ośrodek żenady. Ale na przykład dowiedziałem się gdzie mógłbym kupić majtki dla żony jak już będę koło wieży Eiffla. I tym podobne dyrdymałki. Egzaltacja pani dziennikarki powinna być leczona, najlepiej w izolacji bez dostępu do komunikacji ze światem.
Świat zmierza ku zagładzie, wszystkie znaki na to wskazują. Wiem co wtedy będzie robiła DeSanctis: wsuwała krułasanta na Montmartrze czytając o tym na swoim ajfonie.
Mauvaise note DeSanctis. Assieds-toi!
______________________________________________________________________
Nobliszka (8/10)
Trochę ciężko pisze mi się te opinię. Chciałabym, aby zdania wypływały ze mnie gładko, mieniąc się jak bańki mydlane i mięciutko opadając na powierzchnię. Były leciutkie i sążniste, tak „sążniste”, pasuje mi te słowo, choć nie wiem, co dokładnie znaczy;) Ale wracając do książki. Jest cudowna, czuć w niej wielkie zauroczenie i emocje, tak prawdziwe, że wyrazić je może tylko człowiek rzeczywiście pochłonięty przez temat i nim urzeczony. Marcia DeSanctis mówi o Francji. Ale jak to robi?! Gdy czytam natentychmiast mam ochotę spakować kuferek od Louisa Voittona i ruszyć w plenery książki.
Umniejsza znaczenie swej opowieści sama autorka, gdy z kpiąca nutą zaznacza, iż wg niej kobiece oblicze Francji to plaże, wspaniałe katedry i zamki, wybitne kobiety z przeszłości i ich wykwintne garderoby. Robi to celowo i przekornie, aby za chwilę zwrócić uwagę na miejsca zaspokające bardziej pierwotne potrzeby, nazywając je „poruszeniami duszy”. I z jednakowym uczuciem opowiada o zachwycających cudach natury, jak i o osiągnięciach myśli ludzkiej. O wielkich artystach i naukowcach wpływających na losy świata oraz o wykwintnej kuchni, bo podobno we Francji nie możesz zjeść nic niesmacznego. A jaką piękną powieść snuje o latarniach morskich! Jest tego tyle, tyle…
Och, ja tego wszystkiego chcę, chce bardzo!
100 miejsc we Francji, które każda kobieta powinna odwiedzić Marcia DeSanctis
7,0
Ostatnio Francja z wiadomych przyczyn nie kojarzy się potencjalnym turystom zbyt dobrze. Stając wew poprzek tsunamiowej fali negatywnych, prawdaż, emocji <bulgot z karafki>, wzięłam się zmysłowy, detaliczny i totalnie, obezwładniająco kobiecy reportażoprzewodnik właśnie z krainy ślimaków, żabich udek, akordeonów, przekrzywionych berecików i białych skarpetek. Przed Państwem <oklaski i fanfary>… „100 miejsc we Francji, które każda kobieta powinna odwiedzić” pióra niejakiej Marci (to oficjalne zdrobnienie od imienia Marta).
Owa Marcia widnieje na poniższej fotografii, to ta szczupła, z wyglądu raczej zadbana i spełniona pani z kawusią w filiżance. Słowa „szczupła”, „zadbana” i „spełniona” są tu znamienne wręcz. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Paryż, perfekcyjnie dobrane perfumy, Sekwana, Edit Piaf, jedwabna cud-bielizna marzeń, makaroniki w cukierniach, lodowisko na wieży Eiffla, Nicea, przepyszne sery i jeszcze lepsze wina, złote pałace i klimatyczne chateau, lawendowa Prowansja, absyntowe szoty, ręcznie malowane apaszki z Hermesa, Normandia, nieba w gębie uhonorowane trzema gwiazdkami Michelin, niezapomniana czekolada, Alzacja, Lasek BulIoński, Brigitte Bardot na plaży Saint-Tropez, setki muzeów i kościołów, Pireneje, Frankenstein i Maria Antonina, talasoterapia, jedz, pij, szprechaj po francusku i wymachuj szpadą jak czwarty muszkieter. Ogromnie bogatą, stopunktową ofertę roztoczyła owa Marcia przede mną tak, że aż się obśliniłam z wrażenia. Już zaczęłam pakować walizki, bo przecież jestem kobietą, więc i tak muszę te 100 miejsc zobaczyć, więc dlaczego by nie zacząć już teraz? Zaraz? Pociąg rezerwujemy, tiu tiu tiuuuu, ruszamy na wycieczkę, bierzemy misia w teczkę. Na dworcu jednak przyszło opamiętanie. Kurtcze pieczone, pomyślałam sobie, miętoląc w łapach książkę Marcii. Teraz jest fajnie, ale jak ja będę wyglądała jak wrócę, po spełnieniu tych wszystkich stu rad i odwiedzeniu tych wszystkich miejsc? Przed oczami stanęła mi Inkoholiczka przywożąca do kraju 100 kilo obywatela więcej, spowita w drogocenne atłasy i kapelusze. W upierścienionej dłoni trzymałaby gustowną torebkę ze skóry sekwańskiego aligatora imieniem Jean Lacoste, wokół niej zaś unosiłaby się subtelna chmura parfumy mieszanej na życzenie. Wysiadłaby z samolotu machając do rodaków i śpiewając su le siel de Pari w płynnej francuszczyźnie. Po czym wróciłaby do domu, przed którym już czekałby rozradowany komornik gotów tych wszystkich szaleństw zebrać krwawe żniwo. W związku z tym postanowiłam podbój Francji odłożyć na jakiś inny termin, a doraźnie zająć się samą książką.
Zawsze, kiedy natykam się czyjś reportaż, kiełkuje we mnie pewna wątpliwość, którą dawnemi czasy zasiał Pewienpankolega. Cóż o danym kraju, czy też mieście może wiedzieć jakiś łebek randomowy, który posiedział tam dwa tygodnie i trąbi na prawo i lewo, że oto on poznał istotę życia i sens istnienia tubylców, ba! Stał się wręcz jednym z nich! Tamtejsza babcia-znachorka spluwa wtedy na kępę mchu i śmiech ją wtedy pusty ogarnia, bo często taki delikwent wie niewiele więcej niż przeciętny tubylec. A tu? A tu widać, że Marcia zna się na rzeczy, że zjeździła Francję wzdłuż i wszerz, że jest w niej zakochana do szaleństwa. Opisuje każdy ze stu punktów listy jak zakochany szczyl pieje na temat swojej wybranki. Aż momentami obiektywnie patrzący z tak zwanego boku zaczyna czuć się niezręcznie, będąc świadkiem takiej nabożnej czci.
A jednak francuski szał wraz z furkoczącymi stronami i Czytelnikowi się udziela. Zaczyna dostrzegać dyskretny urok paryskich uliczek rozbrzmiewających akordeonem, czuć wypełzający spomiędzy stron subtelny zapach Mademoisielle Coco, tęsknić do długich, pieszych wycieczek po Pirenejach… Budzi się w nim pragnienie tego spokoju, tego poznania siebie, znalezienia swojego miejsca na świecie, które Autorka ma we Francji. Zawsze kiedy słucham kogoś opowiadającego z wypiekami na twarzy o swojej pasji i mi po chwili zapalają się oczy. Do tej pory Francja kończyła się na chronicznym, wiktorohugowym marzeniu o Katedrze Notre Dame, wspomnieniach Louisa de Funes i pragnieniu potarzania się w prowansalskiej lawendzie jak Grenouille. Czyli raczej kulturalnie. Marcia natomiast roztoczyła przede mną historię, w której to sama Francja jako kraj jest główną bohaterką i to bohaterką nie mniej intrygującą niż jakakolwiek niezwykła kobieta z niej się wywodząca.
Jedyne, czego w książce mocno mi brakowało to zdjęcia, grafiki, mapy, co, kol, wiek. Były niby jakieś czarno-białe schematy, ale w gruncie rzeczy niewiele wnoszące. Autorka pisze o tylu miejscach, obrazach i ludziach, że człowiek ma ochotę czytać z wiecznie otwartymi podwojami wujka Google, sprawdzać na bieżąco wszystko, o czym ona pisze. Po prostu zobaczyć na własne oczy te francuskie cudawianki wszystkie. Inna sprawa, że książka już teraz jest dość gruba (no dobra, nie płacz, Ewka, tylko puszysta). Pewnie w przypadku dodania do niej kolejnych zdjęciostron zaczęłaby przypominać dziesięciotomową Encyklopedię PWN a podnieść by się jej nie dało. Tylko trza by wozić na niewielkim wózeczku na kółkach.
Komu więc, komu, bo idę do domu? Na pewno tym do Francji się wybierającym (albo chociaż o tym marzącym),bo lepszy przewodnik i inspirator naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić – babka naprawdę zna się na rzeczy. Książka jednak ma dwie warstwy, a i sam tytuł zobowiązuje bez dwóch zdań. Polecam kobietom, bo przed nimi Marcia rysuje nie tylko ciekawą, turystyczną trasę, ale i podróż w głąb siebie.