Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jack Clemence
1
5,1/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,1/10średnia ocena książek autora
9 przeczytało książki autora
23 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Requiem Upadłych. Księga pierwsza: Studnia Przepaści
Jack Clemence
Cykl: Requiem Upadłych (tom 1)
5,1 z 7 ocen
33 czytelników 4 opinie
2015
Najnowsze opinie o książkach autora
Requiem Upadłych. Księga pierwsza: Studnia Przepaści Jack Clemence
5,1
Requiem Upadłych. Księga pierwsza: Studnia Przepaści to jak sam tytuł mówi pierwszy tom rozpoczynający nader obszerną historię wykreowaną przez autora skrywającego się pod pseudonimem Jack Clemence. Co czeka czytelników sięgających po tę pozycję łączącą w sobie magię i technologię? Czy docenią ją wyłącznie miłośnicy fantastyki i steampunku? Ciekawych odpowiedzi na te pytania zapraszam do lektury recenzji.
Historia opisana w Requiem Upadłych z pozoru wydaje się opierać na dość prostym i sprawdzonym schemacie. Pojawia się opisywane w przepowiedniach cudowne dziecko, które posiada moc zdolną zmienić porządek obecnego świata - jak nie trudno się domyślić wywołuje to dość spore zamieszanie, a każdy pragnie wykorzystać je do własnych celów. Z misją odnalezienia i przyprowadzenia owego dziecka wysłany zostaje młody i niedoświadczony kapitan, a jego wyprawa odciśnie się piętnem na losie całego świata. Jest to jednak wyłącznie zarys głównej osi fabularnej, przykrytej mnogością wątków pobocznych, w jaką obfituje powieść i które z pewnością przyciągną i zaskoczą niejednego podczas lektury. Należy jednak wykazać się dużą dozą cierpliwości podczas lektury, gdyż całość rozwija się nad wyraz wolno, a i miłośnicy dynamicznych scen walk nie mają tu czego szukać.
Książka rozpoczyna się dość nietypowo, bo zamiast tradycyjnego wprowadzenia w snutą przez siebie opowieść autor przedstawia czytelnikowi trzydziestu stronicowe kompendium wiedzy o wykreowanym przez siebie świecie. Rozpoczynając od definicji steampunku, poprzez przedstawienie świata, jego krain, historii i kultury państw, klimatu panującego w poszczególnych rejonach, poprzez wierzenia mieszkańców, kończąc na zasadach jakimi rządzi się obecna w tym świecie magia. Przyznam szczerze, że choć z początku wydawało mi się to interesującym zagraniem, to jednak pod koniec lektury owego kompendium była jedynie mocno zagubiona. Informacji tam zawartych było zdecydowanie za dużo i wątpię, by czytelnicy byli w stanie zapamiętać chociażby taką mnogość nazw. Wielu taki wstęp może wyraźniej zniechęcić i osobiście skłaniam się ku dawkowaniu niezbędnych informacji o świecie w trakcie lektury.
Z drugiej jednak strony rozumiem powód dla którego autor zdecydował się na taki zabieg. Stworzony przez niego świat jest ogromny i łatwo byłoby się z nim zagubić, więc zarówno mapa umieszczona na wewnętrznej stronie okładki, jak i wspomniane wyżej kompendium są wyjątkowo przydatne. Gdy już zaopatrzeni we wszystkie potrzebne informacje zanurzamy się w historię trafiamy do świata ery parowej, gdzie, choć mamy do czynienia z magią, to jednak rozwijająca się technologia gra pierwsze skrzypce. Przyjdzie nam więc udać się w podróż buchającą parą lokomotywą (co z resztą stanowi bardzo klimatyczny wstęp do całej historii),być świadkami pojedynków z użyciem broni palnej, czy zapuścić się w głąb miasta, zasnutego oparami dymów fabryk. Wymieniać można by długo, gdyż wykreowany przez autora świat jest nad wyraz bogaty i różnorodny.
To samo z resztą tyczy się bohaterów. Ich liczba może przytłoczyć, jednak gdy weźmiemy pod uwagę rozmiar dzieła, to śmiało zapewniam, że na ponad ośmiuset stronach dla każdego znajdzie się dość miejsca. I wielu z nich naprawdę zasługuje na uwagę. Jedyne do czego mogę się przyczepić to poziom żartów serwowanych przez bohaterów, niestety dość częste napominanie o bekaniu czy pierdzeniu średnio się sprawdza jako element komiczny.
Cała historia prowadzona jest narracją trzecioosobową, można więc się poczuć niczym słuchacz snutej przez autora historii. W tekście nie brakuje zwrotów do czytelnika, co akurat jest zabiegiem dodającym całości klimatu, który bardzo mi się spodobał. Jednakże, jak już wspominałam wcześniej, w tekście brakuje dynamiczności, co niestety mocno mnie rozczarowało, chociaż w powieściach z gatunku fantasy emocjonujące opisy walk czy innych wzburzających krew podczas lektury wydarzeń doszukiwać się będzie chyba większość czytelników. Nie brakuje za to obszernych opisów, z jednej strony szczegółowych i dobrze napisanych, z drugiej momentami przytłaczającymi i spowolniającymi jeszcze bardziej akcję.
Wydanie prezentuje się dość dobrze. Czytelnik otrzymuje klimatyczną okładkę, mapę świata, a treść przyozdobiona jest kilkoma rysunkami, które umilają lekturę. Szkoda tylko, że przy tak obszernym tytule nie pokuszono się o twardą oprawę, która zdecydowanie lepiej by się sprawdziła w tym przypadku.
Pomimo pewnych elementów, które przeszkadzały mi podczas lektury, wyprawę do świata Requiem Upadłych uważam za udaną i obiecującą. Jak autor sam przyznaje, była to jedynie próba jego umiejętności i mam nadzieję, że z tej próby rozwinie się coś więcej, a lektura Requiem Upadłych będzie niosła ze sobą więcej emocji. Tymczasem wszystkich czytelników lubujących się w rozbudowanych światach, nad których kreacją można się na dłużej pochylić, zapraszam by wraz z Jackiem Clemence wsiedli do pociągu i wysłuchali snutej przez niego historii. Na pewno nie wysiądą z niego zawiedzeni.
Ocena: 6,5/10
Sara Glanc
Po więcej recenzji zapraszamy do Kosza z Książkami:
http://koszzksiazkami.pl/
Requiem Upadłych. Księga pierwsza: Studnia Przepaści Jack Clemence
5,1
(Edit 29.10.18 : jako że autor kazał mi dorosnąć to uzupełnię opinie po 2 latach: wciąż uważam, że ta książka jest beznadziejna. Chociaż tyle dobrze, że udało mi się jej pozbyć z półki.)
Właściwie nigdy nie pisałem recenzji. Jednak ta książka naprawdę mnie do tego zainspirowała. Niestety niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Na targach książki w Krakowie przechadzając się między stoiskami wszelakich wydawnictw, mając już kilka nabytków w plecaku i napajając się taką ilością książek w około wręczono mi ulotkę. Człowiek który mi ją przekazał wyglądał co prawda na przerażonego życiem i niepewnego siebie, jednak ulotkę wziąłem z ochotą. A nuż nie pożałuje? Ulotka ta promowała tą właśnie książkę. Tak naprawdę zapowiadała się ciekawie. Wiek pary, święte dziecko, wojownicy i gdzieś w międzyczasie magia, nekromanci czy magiczne istoty. Książkę zamówiłem dopiero w grudniu razem z kilkoma innymi i tu pierwsze rozczarowanie. Książka niby w folii, ale już z rysą na boku i zmiętoloną okładką. Niefajnie. Nie zraziło mnie to co prawda specjalnie w końcu różne rzeczy dzieją się z przesyłkami w podróży. Skończyłem książkę którą czytałem wtedy i zabrałem się za tą. Jak na tamten moment czułem się zaintrygowany. Na początku wita mnie mapa, dalej definicja steampunku i opis krain występujących w Studni Przepaści. Jak dla mnie świetnie, przynajmniej się nie pogubię w międzyczasie. Dalej ciekawy prolog i faktyczne zaczęcie książki. Poznajemy miasto Vitaco i Alistera. A dalej... Cóż, nie podobało mi się że zaraz po wejściu w historię od razu autor rzuca nam pod nos pedofilię u księży, kiedy to Najwyższy Kapłan sprawia sobie przyjemność małą dziewczynką. Ogólnie podobnych scen w pierwszej części Requiem Upadłych niemało. Autor naprawdę bombarduje nas pedofilią, nekrofilią, homoseksualizmem czy samym seksem na bieżąco. Ale wróćmy... Dalej mamy okazję poznać jedną z drużyn Zakonu Wolnej Woli którzy będą nam towarzyszyć przez większą część książki. I naprawdę lepiej się nimi nacieszmy bo trójka z nich umrze już na następnej danej im misji. Od początku przypadła mi do gustu postać Kyle. Potężny goeta i egzorcysta przywołujący czy też wypędzający najpotężniejsze demony. Ma pierścień dzięki któremu jest jeszcze bardziej niepokonany we wszystkim. Ogólnie postać w typie zazwyczaj (ale nie tutaj) głównego bohatera który umie i wie wszystko, wzbudza strach w każdym kto na niego spojrzy i jego główną rolą jest ociekanie epickością i bycie fajnym we wszystkim za co się weźmie. Po czym... Na 149 stronie umiera. Poważnie, sam początek książki. Zaraz po nim zostaje zamordowany ich jeszcze jeden przyjaciel, a kolejny nie przeżywa nocy kiedy powrócił ranny do zakonu razem z przyjaciółmi. Sprawcą tego wszystkiego jest Antoni Radovic, postać opisana w poprzednim rozdziale. Antoni jest niestety niezwykle żenującą postacią. W dzieciństwie ojciec szerzył w domu taką trochę patologię, młody chłopak ma też jakąś swoją dziewczynę, jednak większość czasu opisanego w książce tak naprawdę rozczula się nad ,,obecnymi czasami'' kiedy to WSZYSTKIE dziewczyny się puszczają, chodzą w bardzo krótkich spódniczkach i dekoltach, robią sobie bardzo mocny makijaż, a co druga jest prostytutką. Tutaj przypomnę: mamy wiek pary. Miniówki, puszczalstwo, narkotyki? Nie przesadzajmy. Młody Radovic zrozpaczony tym wszystkim udaję się do szkolnego psychologa (szkolny psycholog? ej to miało się opierać na wieku pary, pamiętasz autorze?)który budzi w nim nienawiść do wszystkiego i ukierunkowuje chwilowo jego złość na sztuki walki Potem Antoni zostaje psychopatą, jego dziewczyna się puszcza z jego przyjacielem, więc go zabija, dowiaduję się od psychologa że to wszystko było zaplanowane więc chłopak wkurza się i go zabija. Później nasz true psychopata pracuje dla Alistera głównie (i w międzyczasie) zabijając. Tak naprawdę gdyby ta książka była osadzona w bardziej współczesnych czasach, totalnie nie zrobiło by to różnicy. Autor naprawdę nie wykorzystał faktu że fabuła tworzona była na podstawie epoki parowej. Gdzie ten steampunk zdefiniowany na pierwszej kartce? Naprawdę ubolewam nad niewykorzystaniem możliwości tematyki. I to wieczne przeginanie z wciskaniem tematów bardzo współczesnych. Dekolty i miniówki u kobiet, pedofilia u księży, szkoła dla wszystkich i szkolny psycholog, albo pojęcia takie jak homo czy biseksualizm
,,Valerius podszedł do Olivera i nagle z rozsądnego biznesmena z klasą, przeistoczył się w zboczonego homoseksualistę (biseksualistę, jeżeli mówił prawdę o kurtyzanach).'' poważnie? Wszędzie jest pełno niepotrzebnych wulgaryzmów, a bohaterowie jakoś za często bekają, pierdzą, piją itp. ,,-A ty gdzie byłeś?! - wrzasnął kapitan. -Wysrać się - burknął.'' albo moment w którym Oliver przejeżdża językiem po zębach stwierdzając na nich osad, ponieważ ich dzisiaj nie umył. Właściwie same jakieś stwierdzenia typu ,,Dupa mnie boli - powiedział Gunamo.'' nie przeszkadzają, ale w momencie kiedy natykam się non stop na wzmianki o sraniu, brudnych zębach czy nawet wspomnianym wcześniej seksie, książka robi się tak naprawdę obleśna. Oprócz Kyle i Gunamo ciężko było mi polubić jakąś postać. Większość jest naprawdę nijaka. Oliver (prawdopodobnie razem z Antonim jest główną postacią) który niby zostaje kapitanem; boi się luster, a mimo że ich wyprawy są tajne i dyskretne, przedstawia się jako Lew Boży Zakonu Wolnej Woli każdemu komu się da. No i zakochuję się w Caroline. Właśnie. Caroline. Dla niektórych Święte Dziecko, dla innych przeciwnie - Nieświęte Dziecko. W tej historii ukazuję się jako 14-latka która na początku zachowuję się jakby miała tak z dwa razy mniej wiosen za sobą. Potem zostaje opętana, nikt nie wie do końca jak. Po roku wyrasta na urodziwe dziewczę które wszyscy chcą gwałcić lub składają niemoralne propozycję. Książka powoli kończy się kiedy Antoni zaczyna widzieć w Caroline swoją córkę której nie miał, a Oliver postanawia zapomnieć złe uczynki Radovica (czytaj: mieć totalnie wywalone na to że zabił mu trzech przyjaciół i mnóstwo mniej i bardziej niewinnych ludzi, naprawdę brawa dla Ciebie kapitanie) i razem ustawiają wielką bitwę o Caroline z wiedźmami, nekromantami, legionistami i satanistami. Potem dziewczyna ginie w nawiedzonym domu, ale tylko na niby żeby Oliver, którego przecież tak bardzo kocha i jest jej rycerzem, nie wiedział gdzie jest i razem z przybranym ojcem ze skłonnościami psychopatycznymi wyrusza w góry na wycieczkę. Jeśli mogę jeszcze trochę ponarzekać... Wkurzający jest upływ czasu w tej historii. Coś się dzieje, po czym upływa rok, przerwa na jakieś ruszenie akcji i mija tydzień. I tak całą książkę. Co trzecią odpowiedzią postaci jest ,,aha'' jakby sam autor nie bardzo wiedział po co napisał poprzednią wypowiedź (w tym wypadku często przemyślenia o życiu) i co na to odpowiedzieć. No i znowu... Sceny obleśności, seksu i głupich stwierdzeń. ,,W dodatku był przystojny, a jego spojrzenie zwalało z nóg kobiety, doprowadzając je do natychmiastowego orgazmu'' czyżby kompleksy Panie Clemence? ,,A w las zapuszczają się młode, kilkunastoletnie to góra, w dodatku dziewice. Ciasne szpareczki mają i ładny kolorek kontrastuje z naszymi przyrodzeniami.'' ,,Oliver upił się oczywiście srodze, rzygając nazajutrz piwem i przekąskami.'' I związani przepłyneli morze. No naprawdę... Pozwoliłem sobie zajrzeć jeszcze przed rozpoczęciem lektury na ,,Parę słów od autora'' i jego opis, znajdujące się na ostatniej stronie. Nie dowiemy się ile ma lat, jednak musimy zostać poinformowani że lubi anime. Serio nikogo to nie obchodzi. Tak naprawdę od razu widzę autora jako typowego ,,przegrywa życiowego'' - nerda po 30-stce który na cel życiowy ustanowił sobie przeczytanie wszystkich mang i onanizować się do bohaterek anime. Czy skłonności do nadmiernego umieszczaniu scen seksu i wszelakich jego zboczeń świadczy o jakimś niewyżyciu? Tak naprawdę większą część książki autentycznie musiałem zmuszać się do czytania. Przykre jest to że totalnie nie obchodziło mnie co stanie się potem, co za tym idzie; mało interesuje mnie ewentualna kontynuacja Studni Przepaści. Książkę mogę polecić fanom amatorskiej fantastyki, którzy muszą głównie zabić czymś czas. Chociaż wiadomo - o gustach się nie dyskutuje.