rozwiń zwiń

Bohdan Butenko opowiada o swojej twórczości

Sebastian Frąckiewicz Sebastian Frąckiewicz
14.11.2013

(fot. Bunkier Sztuki)

Bohdan Butenko opowiada o swojej twórczości

Na jego książkach i komiksach o przygodach Gapiszona, Kwapiszona, Gucia i Cezara wychowało się wiele pokoleń Polaków. Urodzony w 1931 roku Bohdan Butenko wciąż ilustruje nowe tytuły, a niedawno w krakowskim Bunkrze sztuki odbyła się wystawa jego prac.

„Książkę robi się jak sweter” to wystawa prac Bohdana Butenki, która odbyła się niedawno w krakowskim Bunkrze Sztuki. Na spotkaniu z czytelnikami artysta chętnie opowiadał o swojej wieloletniej pracy, przywołując ciekawy anegdoty i tajniki warsztatu ilustratora w czasach PRL.

Przedstawiamy najciekawsze wypowiedzi Bohdana Butenki z krakowskiego spotkania.

O książce „O książce”


(okładka książki „O książce”)

Moja publikacja poświęcona historii książki miała nazywać się po prostu „Książka”, ale w końcu zmieniono tytuł. Wydało ją Ossolineum. Do tej książki przygotowywano się bardzo starannie. Niestety, specjalnie zamówiony papier okazał się przygotowany niechlujnie. Papiernia dała plamę. Ale gdy już uporaliśmy się z wszystkim, zostało nam jeszcze zrobienie obwoluty. W wydawnictwie wymyślono sobie, że obwoluta będzie foliowana, co dziś wydaje się naturalne, a wtedy było ekstrawaganckie. Okazało się, że Ossolineum ma wspaniałą folię, ale nie ma kleju. Premiera książki opóźniła się z tego powodu o pół roku, bo trzeba było znaleźć drukarnię, która posiadała nadmiar kleju. Gdy już ostatecznie wszystko było gotowe, wówczas zapowiedziano premierę w księgarni Ossolineum. Otwierano ją o 10.00, ale długa kolejka ustawiła się już o 6.00. Tłum wdarł się do środka, zniszczył gablotę i zbił szybę w księgarni. Kiedy dziś opowiadam o tym wydawcom, to wzdychają z zazdrości i nawet chcieliby, żeby u nich w księgarni z podobnego powodu ktoś zbił szybę.

O procesie twórczym

(rozkładówka z książki "Cyryl gdzie jesteś?")

Wszystko zaczyna się od tekstu. Dlatego ilustracja musi być związana z tekstem w taki, czy inny sposób. Dlatego nie lubię wystaw ilustracji, gdzie są pokazywane same obrazy, w oderwaniu od tekstu. Kiedy czytam maszynopis, to wiem, czy - mówiąc potocznie -  tę książkę „widzę”. Jeśli ją „widzę”, to znaczy, że chcę ją zrobić. I wtedy do tego celu szukam właściwego języka wizualnego. Ilustracja jest dla mnie światem równoległym, stworzonym w książce. Jeden świat tworzy pisarz, drugi tworzy ilustrator. Czasem te światy się nakładają, czasem nie. Co więcej, często działam „przeciwko” autorowi, ale związek z tekstem zawsze musi istnieć, ponieważ ilustracja nie może być historią zupełnie obok. I tak trwa dialog między obrazem a słowem,  a czytelnik przysłuchuje się tej „dyskusji”. Dwa razy w życiu zdarzyło mi się, że miałem już gotową prawie całą książkę i gdy zabierałem się do dosłownie ostatniej ilustracji, odkrywałem coś nowego. Dochodziłem do wniosku, że można to wszystko zupełnie inaczej zrobić, o wiele lepiej. I decydowałem, że zrobię wszystko od nowa, bo inaczej nie mógłbym spać.

O genezie Kwapiszona


(plansza z komiksu o Kwapiszonie)

Seria 8 książek o Kwapiszonie wzięła się stąd, że Nasza Księgarnia chciała zrobić cykl dla młodego czytelnika, pokazujący piękne miejsca w Polsce. Początkowo to miały być ładnie kadrowane zdjęcia widoków i budynków, z towarzyszącym, niewielkim tekstem. Ale pomyślałem sobie, że ten cel osiągnie się o wiele lepiej, jeśli na tych zdjęciach będzie toczyła się jakaś sensacyjno-kryminalna akcja. Będzie to dla dzieci po prostu bardziej atrakcyjne. I tak  narodził się Kwapiszon, który przemierzając Polskę zmaga się z różnymi opryszkami. Po latach dowiedziałem się, że stworzyłem pierwszy polski fotokomiks.

O swoich komiksach

 

(plansza z komiksu o przygodach Gucia i Cezara)

Praca nad komiksem wymaga tego samego sposobu myślenia, co praca nad książką obrazkową. Tym bardziej, że granice między komiksem, a ilustracją często bywają płynne. Przynajmniej ja tak to odczuwam. Czasem nie wiem, czy to, co robię jest jeszcze książką obrazkową czy komiksem. Praca nad komiksem przypomina mi trochę pracę nad filmem animowanym, bowiem komiksy przygotowuje się podobnie do opisu scenopisu filmu animowanego. W dzieciństwie oczywiście czytałem ich bardzo dużo. Uwielbiałem  „Sierżanta Kinga z królewskiej konnej” Henryka Chmielewskiego czy „Franko i Julię”. Przed wojną czytałem też przygody marynarza mającego ogromną moc po zjedzeniu szpinaku (Chodzi o „Popeye” – przyp. Red.). Natomiast nawet w książkach obrazkowych uwielbiam stosować elementy języka komiksu, np. dymki, wykrzykniki, komiksową dynamikę i ruch.

O książkach, których nie ilustruje

Nie rezygnuję z ilustrowania jakiejś książki, bo była źle napisana lub nieciekawa. Raczej nie odpowiadał mi na przykład temat lub wcześniej robiłem coś podobnego. Muszę zaznaczyć, że czasem wybierałem do ilustrowania książkę, która była uważana za literacko gorszą, ale dawała mi jako ilustratorowi większe pole manewru, mogłem stworzyć ciekawszy wizualnie świat.

O poligrafii w PRL i przygodach w drukarniach

(Ilustracja z książki „Klementyna lubi kolor czerwony”)

Większość książek w PRL drukowano na podobnym poziomie, czyli dość niskim, z wieloma błędami. Na przykład w bajce o czerwonym kapturku, gdy książka została wydrukowana, kapturek okazywał się brązowy, co ciężko dzieciom wytłumaczyć. A takie rzeczy się zdarzały na przykład dlatego, że drukarni zabrakło czerwonego koloru. Wiele moich komiksów/książek celowo projektowałem w czerni i bieli, bo wiedziałem, że czarno-biały druk na marnym papierze będzie lepiej wyglądał niż kolory, które i tak były inne, niż to początkowo zakładaliśmy. Czytelnicy sami bawili się w kolorystów. Często widziałem swoje książki, które miały pierwsze strony pokolorowane kredkami przez dzieci. Kiedyś pewien drukarz pokazał mi pojemniki z farbami. Kilka pojemników miało tę samą sygnaturę – co oznaczało, że powinien być w nich ten sam kolor. A potem okazywało się, że każdy pojemnik miał inny odcień. A i tak trzeba było drukować, bo z drukarniami się nie dyskutowało, wydawcy chodzili do nich na klęczkach. To drukarnia miała władzę i tak naprawdę  decydowała o wyglądzie książki. Oczywiście dziś to nie do pomyślenia, ale wówczas tak właśnie było.

Mówił: Bohdan Butenko.
 


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
allison 15.11.2013 08:28
Czytelniczka

Pamiętam, pamiętam te charakterystyczne rysunki z dzieciństwa. Gucio i Cezar byli moimi ulubieńcami!:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
lilvixen 14.11.2013 17:10
Czytelniczka

Uwielbiam ilustracje pana Butenki i jako dziecko kolorowałam je namiętnie. Jako nastolatka czytałam wielokrotnie "Klementynę" właśnie ze względu na ilustracje. Do tej pory zwracam uwagę na książki "ozdobione" przez pana B. ponieważ jego udział często jest gwarancją przyjemnej lektury.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mio 14.11.2013 15:32
Bibliotekarka

Uwielbiam p. Butenko! Często łapię się na tym, że kupując jakąś książkę automatycznie wybieram tę z okładką ilustrowaną przez pana B. Miałam nawet okazję go poznać,było przesympatycznie, a p. Butenko w moim egzemplarzu książeczki narysował Gapiszona z dedykacją :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Paweł 14.11.2013 13:15
Czytelnik

Tej kreski nie można było nie znać.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Sebastian Frąckiewicz 14.11.2013 13:06
Czytelnik

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post