-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-12-02
2021-08-14
Wielowątkowa powieść z dwutorowo biegnącą fabułą. Warstwa historyczna osadzona w czerwcu 1941 roku, na wschodnich peryferiach dzisiejszej Polski, na terenach granicznych okupacji sowieckiej i niemieckiej, tuż przed atakiem III Rzeszy na stalinowską Rosję. Współczesna warstwa jest sentymentalnym powrotem narratora do tamtych miejsc, stanowiących kraj lat dziecinnych, podróżą do dawnego domu dziadków, w którym czas się zatrzymał.
Autor rozprawia się z miejscem Polski w Europie, tego wielkiego Słowiańskiego Cesarstwa, ulokowanego między dzikim Wschodem z kałmuckimi gębami, a Zachodem, który reprezentują niemieckie tony wojennego żelaza. Demitologizuje przy tym powszechne wyobrażenia o polskich partyzantach, dziś zwanych wyklętymi, o stosunku Niemców do miejscowej ludności, wreszcie o stosunku miejscowych do Żydów... Pokazuje gorzkie odcienie współczesnego patriotyzmu, z wymalowanym orłem na czarnej koszulce młodego osiłka, epatującego symbolami i znakami, a w ręku trzymającego piwo i zapewne skorego do rozróby. Dostało się także jednemu z obecnych czołowych polityków, i słusznie... Czytając tę pozycję nie będzie lekko, zwłaszcza młodemu czytelnikowi, bo ci starsi, jak ja, pamiętają niejedno wojenne wspomnienie własnych dziadków, które w wielu aspektach pokrywa się z fabułą.
A na koniec uprzedzam, że ta książka wionie na każdej stronie zapachem dawnej wsi. Dymem, świńskim gnojem, odorem wychodków, niemytych ciał, wyziewami z obór i stodół. Do tego zapachem rzeki, mułem i wikliną. Jest naturalistycznie, pierwotnie, dziko. Niemniej w opisach przyrody pobrzmiewa też nutka poezji. Jak to u Stasiuka, raz dosadnie i wulgarnie, raz nostalgicznie i zmysłowo. Ale, jak pisze Eustachy Rylski na obwolucie powieści, to naprawdę "pisarska ekstraklasa".
Polecam.
Wielowątkowa powieść z dwutorowo biegnącą fabułą. Warstwa historyczna osadzona w czerwcu 1941 roku, na wschodnich peryferiach dzisiejszej Polski, na terenach granicznych okupacji sowieckiej i niemieckiej, tuż przed atakiem III Rzeszy na stalinowską Rosję. Współczesna warstwa jest sentymentalnym powrotem narratora do tamtych miejsc, stanowiących kraj lat dziecinnych, podróżą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-15
Wędrówka po peryferiach Europy Środkowo-Wschodniej, po prowincjach dawnych sowieckich demoludów. Słowacja, Węgry, Rumunia, Mołdawia, Albania…
Itinerarium po miejscach, gdzie mimo radykalnych przemian gospodarczych i ustrojowych, czas jakby się zatrzymał. Na pastwiskach krowy, na wzgórzach owce, na ulicach stada gęsi. W domach pędzi się samogon, na placach handluje czym się da, a wyposażenie domów przypomina najlepsze czasy realnego socjalizmu. Obok zwiastunów nowego – szklanych biurowców i zagranicznych aut – złomowiska i rupieciarnie. Rozchwiane społeczeństwa. Starsze pokolenia z nostalgią wspominające Stalina i Ceausescu, za których przecież „była równość i karano złodziei” i te nowe, urodzone po 89 roku, nastawione na konsumpcję, łatwy zarobek i gloryfikujące Zachód pod postacią komórek i podrabianych ciuchów.
Tu melancholia, nędza i beznadzieja tkwią od wieków i nie ma (?) szans na zmianę. Europa z przeszłością, ale czy z przyszłością? Autor wydał te zapisy z podróży w 2004 roku, ale śmiem twierdzić, że w większości są one nadal aktualne.
Zdecydowanie najbardziej ujmujące są relacje z Albanii, bo nawet dla przeciętnego Polaka wychowanego w komunie, jak ja, wymykają się one racjonalnym tłumaczeniom.
Czyta się to świetnie, opisy są bardzo plastyczne i niemal poetyckie, chociaż autor potrafi dosadnie określić to i owo. Najlepiej czytać z rozłożoną obok mapą. Ci, którzy lubią zwiedzać z rozmachem, w luksusowych hotelach i nastawieni są na światowej sławy zabytki, mocno się rozczarują.
Dla mnie to także podróż sentymentalna, bo dobrze znam polski Beskid Niski, do którego wielokrotnie nawiązuje autor, bo tam mieszka i tworzy. Tak, zaiste to cicha, spokojna, zielona okolica z malowniczymi wzgórzami, w której czas tkwi i niemal niezauważalnie poddaje się zmianom.
Wygrzebałam te książkę w szkolnej bibliotece, choć bez entuzjazmu, a dała mi tyle przyjemności.
Wędrówka po peryferiach Europy Środkowo-Wschodniej, po prowincjach dawnych sowieckich demoludów. Słowacja, Węgry, Rumunia, Mołdawia, Albania…
Itinerarium po miejscach, gdzie mimo radykalnych przemian gospodarczych i ustrojowych, czas jakby się zatrzymał. Na pastwiskach krowy, na wzgórzach owce, na ulicach stada gęsi. W domach pędzi się samogon, na placach handluje czym...
Lubię prozę Andrzeja Stasiuka. Urzekł mnie po raz pierwszy dwa lata temu, kiedy odbyłam z nim sentymentalną podróż po peryferiach Europy Środkowo-Wschodniej, po prowincjach dawnych sowieckich demoludów, miejscach, gdzie mimo radykalnych przemian gospodarczych i ustrojowych, czas jakby się zatrzymał. “Jadąc do Babadag”, bo o nim mowa, było itinerarium plastycznym i przekonującym, a chociaż wędrowałam przez europejską biedę, złomowiska i rupieciarnie autor sprawił, że nawet takie nędzne widoki opisane jego słowami brzmiały niemal poetycko.
W ubiegłym roku czytałam “Przewóz” i znów dotknęłam tej poezji, bo miejscami było bardzo nostalgicznie i zmysłowo. W innych z kolei fragmentach kipiało naturalizmem, stawało się dziko i pierwotnie. A przecież temat dotyczył diametralnie innych treści.
W zbiorze opowiadań “Przez rzekę”, który wzięłam w bibliotece w ciemno, nie patrząc na treść, a jedynie na nazwisko autora, dostrzegam te same podobieństwa. To bardzo intymny zapis ludzkiego doświadczania świata w różnym wieku życia. Od wieku niewinności, przez pełną dojrzałość, która nieczęsto kończy się życiowym upadkiem. Sporo tu cielesności i erotyzmu, sporo pijackich ekscesów, ale scenografia przesycona pejzażem polskich miast, miasteczek i wsi ponownie brzmi jak najlepsze poetyckie wersy.
Myślę, że taka jest właśnie proza Stasiuka – zmienna, nieprzewidywalna i niejednolita w brzmieniu. Raz dosadna, śmiała, wręcz wulgarna, a raz nostalgiczna i zmysłowa.
Ja zawsze czytam ją z przyjemnością, chociaż nie należy do najprostszych w odbiorze i niekoniecznie trafi w czytelnicze gusta każdego książkoholika.
Lubię prozę Andrzeja Stasiuka. Urzekł mnie po raz pierwszy dwa lata temu, kiedy odbyłam z nim sentymentalną podróż po peryferiach Europy Środkowo-Wschodniej, po prowincjach dawnych sowieckich demoludów, miejscach, gdzie mimo radykalnych przemian gospodarczych i ustrojowych, czas jakby się zatrzymał. “Jadąc do Babadag”, bo o nim mowa, było itinerarium plastycznym i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to