Pierwsze spotkanie z Diuną miałam dawno temu i muszę przyznać, że mnie pokonała. Nie udało mi się nawet jej dokończyć - między innymi chyba przerosły mnie rozmiary (no spora ta ksiącha). Do tego wydała mi się wtedy... nudna? Zbyt powolna? Na pewno mnie nie wciągnęła, choć mimo to rozumiałam, że należy do klasyki gatunku. Mi nie siadła, ale nie dało się nie poczuć, że jest w niej ,,coś" - tylko wtedy myślałam, że to nie będzie ,,coś" dla mnie.
I teraz nie mogę zrozumieć, co dawną mnie odepchnęło. Nawet nie wiem kiedy zleciało mi te 600-700 stron. Powolna? Tak! To się nie zmieniło, ale ani na moment się nie nudziłam, bo dzieje się tam sporo - tylko w inny sposób niż jest przyzwyczajona większość z nas. Diuna czaruje czymś innym - nie wartką akcją w kosmosie czy na powierzchni obcych planet.
Nie uważam, aby do Diuny trzeba było jakoś wybitnie dojrzeć. Na pewno pomoże to zaczerpnąć jeszcze więcej z treści, jednak do czytania nie jest potrzebne IQ powyżej 160. Wystarczy... podejście. Odpowiednie podejście - trochę jak takiego dziecka, które ktoś posadził na środku pokoju i dał zabawki. Kogoś, kto nie boi się przyznać, że nic nie wie, lecz szczerze chce się dowiedzieć i wszystko chłonąć.
To jest historia z punktu A do punktu B, ale cała zabawa polega na tym, co w środku. Bo to nie jest klasyczna opowieść o biednym księciu walczącym o to, co mu odebrano. Śmiem twierdzić, że to nie jest nawet historia Paula, a na pewno nie tylko i nie głównie jego. I na pewno nie ma stricte dobrego zakończenia. Diuna to opowieść o Diunie. O Arrakis. To historia całego wykreowanego przez Herberta świata, w którym czytelnik czuje się trochę jakby wrócił do przedszkola i poznawał rzeczy na nowo.
Finty w fintach. Plany w planach. To książka inna niż większość pozycji z tego gatunku - dużo dzieje się tu podczas rozmów i snucia planów, a nie konkretnej, szybkiej akcji. Tu walki też są epickie - tylko na zupełnie innej płaszczyźnie, mentalnej. Diuna wymaga od czytelnika skupienia i chęci oddania się temu światu. Nie wystarczy być tylko świadkiem, trzeba stanąć obok bohaterów, poczuć ich beznadziejność i strach. Pomimo swoich zdolności to wciąż tylko ludzie - pełni zalet, ale i wad, nie zawsze podejmujący dobre decyzje, które i tak mogą ich sporo kosztować.
Diuna jest ,,ciężka”, bo nawet jeśli bohaterom coś się udaje, to nie da się pozbyć ciężaru ceny, jaką idzie za to zapłacić. Nie ma dobrych rozwiązań, nie ma dobrych zakończeń - co najwyżej można wybrać mniejsze zło. Jednak pomimo całej tej beznadziejności znajdzie się tu poszukiwanie nadziei na zmianę teraźniejszości oraz przede wszystkim przyszłości. Bo to nie jest historia jednej osoby. Nawet bohaterowie zdają sobie sprawę, że ich obecne działania mogą przynieść skutek dopiero po długim czasie. To tylko trybiki - mniejsze, większe, ale wciąż trybiki w ogromie świata. Mogą coś zmienić, lecz nie musi to być wcale ,,już" i radykalnie. Świat potrzebuje czasu, zmienia się powoli.
Jeśli ktoś twierdzi, że Diuna go nudzi - w pełni go zrozumiem. I na pewno nie będzie z tego powodu jakiś głupszy, bo ,,nie zrozumiał”. Za pierwszym razem mi też nie podeszło, miałam inny gust i oczekiwania. Odczekałam, dałam drugą szansę i nie pożałowałam. Zakochałam się i gotowa jestem usiąść do Diuny po raz trzeci, czwarty, piąty...
Pierwsze spotkanie z Diuną miałam dawno temu i muszę przyznać, że mnie pokonała. Nie udało mi się nawet jej dokończyć - między innymi chyba przerosły mnie rozmiary (no spora ta ksiącha). Do tego wydała mi się wtedy... nudna? Zbyt powolna? Na pewno mnie nie wciągnęła, choć mimo to rozumiałam, że należy do klasyki gatunku. Mi nie siadła, ale nie dało się nie poczuć, że jest w...
Pierwsze spotkanie z Diuną miałam dawno temu i muszę przyznać, że mnie pokonała. Nie udało mi się nawet jej dokończyć - między innymi chyba przerosły mnie rozmiary (no spora ta ksiącha). Do tego wydała mi się wtedy... nudna? Zbyt powolna? Na pewno mnie nie wciągnęła, choć mimo to rozumiałam, że należy do klasyki gatunku. Mi nie siadła, ale nie dało się nie poczuć, że jest w niej ,,coś" - tylko wtedy myślałam, że to nie będzie ,,coś" dla mnie.
I teraz nie mogę zrozumieć, co dawną mnie odepchnęło. Nawet nie wiem kiedy zleciało mi te 600-700 stron. Powolna? Tak! To się nie zmieniło, ale ani na moment się nie nudziłam, bo dzieje się tam sporo - tylko w inny sposób niż jest przyzwyczajona większość z nas. Diuna czaruje czymś innym - nie wartką akcją w kosmosie czy na powierzchni obcych planet.
Nie uważam, aby do Diuny trzeba było jakoś wybitnie dojrzeć. Na pewno pomoże to zaczerpnąć jeszcze więcej z treści, jednak do czytania nie jest potrzebne IQ powyżej 160. Wystarczy... podejście. Odpowiednie podejście - trochę jak takiego dziecka, które ktoś posadził na środku pokoju i dał zabawki. Kogoś, kto nie boi się przyznać, że nic nie wie, lecz szczerze chce się dowiedzieć i wszystko chłonąć.
To jest historia z punktu A do punktu B, ale cała zabawa polega na tym, co w środku. Bo to nie jest klasyczna opowieść o biednym księciu walczącym o to, co mu odebrano. Śmiem twierdzić, że to nie jest nawet historia Paula, a na pewno nie tylko i nie głównie jego. I na pewno nie ma stricte dobrego zakończenia. Diuna to opowieść o Diunie. O Arrakis. To historia całego wykreowanego przez Herberta świata, w którym czytelnik czuje się trochę jakby wrócił do przedszkola i poznawał rzeczy na nowo.
Finty w fintach. Plany w planach. To książka inna niż większość pozycji z tego gatunku - dużo dzieje się tu podczas rozmów i snucia planów, a nie konkretnej, szybkiej akcji. Tu walki też są epickie - tylko na zupełnie innej płaszczyźnie, mentalnej. Diuna wymaga od czytelnika skupienia i chęci oddania się temu światu. Nie wystarczy być tylko świadkiem, trzeba stanąć obok bohaterów, poczuć ich beznadziejność i strach. Pomimo swoich zdolności to wciąż tylko ludzie - pełni zalet, ale i wad, nie zawsze podejmujący dobre decyzje, które i tak mogą ich sporo kosztować.
Diuna jest ,,ciężka”, bo nawet jeśli bohaterom coś się udaje, to nie da się pozbyć ciężaru ceny, jaką idzie za to zapłacić. Nie ma dobrych rozwiązań, nie ma dobrych zakończeń - co najwyżej można wybrać mniejsze zło. Jednak pomimo całej tej beznadziejności znajdzie się tu poszukiwanie nadziei na zmianę teraźniejszości oraz przede wszystkim przyszłości. Bo to nie jest historia jednej osoby. Nawet bohaterowie zdają sobie sprawę, że ich obecne działania mogą przynieść skutek dopiero po długim czasie. To tylko trybiki - mniejsze, większe, ale wciąż trybiki w ogromie świata. Mogą coś zmienić, lecz nie musi to być wcale ,,już" i radykalnie. Świat potrzebuje czasu, zmienia się powoli.
Jeśli ktoś twierdzi, że Diuna go nudzi - w pełni go zrozumiem. I na pewno nie będzie z tego powodu jakiś głupszy, bo ,,nie zrozumiał”. Za pierwszym razem mi też nie podeszło, miałam inny gust i oczekiwania. Odczekałam, dałam drugą szansę i nie pożałowałam. Zakochałam się i gotowa jestem usiąść do Diuny po raz trzeci, czwarty, piąty...
Pierwsze spotkanie z Diuną miałam dawno temu i muszę przyznać, że mnie pokonała. Nie udało mi się nawet jej dokończyć - między innymi chyba przerosły mnie rozmiary (no spora ta ksiącha). Do tego wydała mi się wtedy... nudna? Zbyt powolna? Na pewno mnie nie wciągnęła, choć mimo to rozumiałam, że należy do klasyki gatunku. Mi nie siadła, ale nie dało się nie poczuć, że jest w...
więcej Pokaż mimo to