-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2017-10-16
2016-02-28
2016-03-16
Pana Saramonowicza śledzę na Facebook’u już od jakiegoś czasu, gdyż czasami napisze coś śmiesznego, czasami wrzuci ciekawy wiersz lub czasami napisze coś mądrego. Z tego powodu, gdy zobaczyłem na jednej z wyprzedaży "Chłopców", powieść jego autorstwa pomyślałem, że wypadałoby sprawdzić jak pan Saramonowicz odnajduje się w literaturze. Gdy wziąłem książkę do ręki, zaświeciła mi się czerwona lampka, gdyż "Chłopcy" na okładce są reklamowani jako książka od autora wielkich hitów filmowych takich jak "Testosteron" czy "Lejdis". Teraz żałuje, że nie poszedłem za głosem czerwonej lampki.
Saramnowicz w „Chłopcach” mierzy się z dwoma oklepanymi tematami: dojrzewaniem oraz kryzysem wieku średniego. Niestety do obu tych tematów podchodzi bardzo stereotypowo. Jakub Solański to uznany neurochirurg, który właśnie skończył czterdziestkę. W poszukiwaniu drugiej młodości postanowił rozwieść się z żoną i… zaliczyć pół miasta. Co chwilę jesteśmy świadkami perypetii Jakuba związanymi z kolejnymi kochankami. Problemy napotykane przez bohatera są ograne jak Lato z Radiem. A to będąc u jednej kochanki musi rozmawiać z drugą przez telefon, a to zazdrosna „suka” (bo tak nazywa swoje kochanki Kuba..) robi mu scenę zazdrości na środku ulicy. Całość okraszona niewyszukanym językiem, z aluzjami do dzieł literatury mającymi pokazać oczytanie autora. Z drugiej strony mamy Mateusza, syna Jakuba, który jest równie stereotypowy jak ojciec. Mati przeżywa pierwsze miłości, problemy z przyjacielem i stresy związane z rozwodem rodziców. Co zastanawia to jedenastolatkowie rozmawiający o Shakespearze, odległych galaktykach i najnowszych zdobyczach nauki. Może to tylko ja, ale wydaje mi się, że tak młodzi ludzie mają inne tematy do rozmów, przez co młodzież w „Chłopcach” wydawała mi się bardzo nieautentyczna. Jedynym plusem książki jest to, że szybko ją się czyta. Aczkolwiek dla mnie niedokończone książki są gorsze niż niedokończony seks, więc pomimo, że „Chłopcy” mnie mierzwią to staram się dobrnąć do końca.
Mniej więcej w 2/3 książki następuje zmiana i z konwencji głupiutkiej komedyjki wchodzimy w swego rodzaju dramat. Narracja zmienia się na bardziej poważną, Jakub zaczyna dostrzegać, że ważniejszy niż zaliczanie okolicznych mamusiek, jest jego związek z synem. W przemyśleniach Kuby widzimy już cień inteligencji - jednak nie tylko chuć przemawia przez bohatera. Niestety z drugiej strony mamy miałkie romansidło związane z zakochaniem się Mateusza najpierw a nauczycielce (która oczywiście ojciec musi przelecieć) a następnie w nowej koleżance, Dominice. Tu dochodzimy do kolejnego frazesu, Jakub zakochuje się w matce Dominiki i reszta książki kręci się wokół zbilżającego się konfliktu między ojcem a synem. Rozwiązanie konfliktu wydaje się dużo dojrzalsze niż reszta książki i jest to jedyna wartościowa rzecz jaką można z niej wyciągnąć - Kuba dostrzega swój błąd i próbuje go jakoś naprawić. Niestety to jakoś specjalnie nie rzutuje na całościowy odbiór książki. Powieść jest prostacka, czyta ją się bez głębszej refleksji, napisana dosyć sprawnym językiem, ale bez polotu. Na studiach mieliśmy zasadę ZZZ – zakuć, zdać, zapomnieć. W przypadku tej książki użyje zasady: POZ – przeczytać, odłożyć, zapomnieć. To ostatnie oby jak najszybciej. I o kolejnych „powieściach” pana Saramonowicza też.
http://krukkonsumujekulture.zz.mu/2016/03/20/andrzej-saramonowicz-chlopcy
Pana Saramonowicza śledzę na Facebook’u już od jakiegoś czasu, gdyż czasami napisze coś śmiesznego, czasami wrzuci ciekawy wiersz lub czasami napisze coś mądrego. Z tego powodu, gdy zobaczyłem na jednej z wyprzedaży "Chłopców", powieść jego autorstwa pomyślałem, że wypadałoby sprawdzić jak pan Saramonowicz odnajduje się w literaturze. Gdy wziąłem książkę do ręki, zaświeciła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Jak pozbyć się ciała po morderstwie? Jak prowadzić przemyt kokainy? Jak uniknąć kulki, gdy ktoś mierzy do ciebie z pistoletu? Te i inne porady znajdziecie tylko u nas.” Tak mogłaby być reklamowana książka Evan’a Wright’a „Prawdziwy Gangster”, gdyby była promowana jako poradnik dla początkującego mafiosa. Bohater tego wywiadu rzeki, Jon Roberts, przeszedł długą drogę od prostego żołnierza mafii, przez regularnego przemytnika po bossa organizacji przestępczej. Po drodze przeżył wiele przygód, które bez problemu mogłyby służyć jako inspiracja dla filmów gangsterskich.
Jon Roberts z domu Riccobono(nie posługiwał się tym nazwiskiem żeby nie kojarzono go z ojcem) to kokainowy kowboj urodzony w Nowym Jorku, a później prowadzący spokojne życie w Miami. Na przestrzeni 2009 roku Evan Wright przeprowadził z nim serię wywiadów na podstawie, których powstała książka „Prawdziwy Gangster”. Książka która jest jednocześnie spowiedzią Jon’a, a trzeba przyznać że ma się z czego spowiadać. Już od najmłodszych lat Jon żył w środowisku pełnym przemocy. Jako syn Nata Riccobono, znanego mafiosa, był świadkiem morderstwa popełnionego przez swojego ojca. Morderstwa za które Nat nie poniósł żadnych konsekwencji. To nauczyło Jona, że zło bardziej popłaca niż dobro – tą zasadą kierował się przez całe swoje życie. Na przestrzeni książki widzimy, niestety, jak mocno to się sprawdza.
Opowieści Jona niejednokrotnie wydają się nieprawdopodobne, czasami Evan Wright w przypisach wyjaśnia, że „wspomnienia Jona mogą być nie prawdziwe”, dzięki czemu pewne retrospekcje możemy traktować z przymrużeniem oka. Jednak to jest tylko niewielka część historii opowiadanej przez gangstera, reszta wydaje się prawdziwa i potwierdzona faktami. Korupcja na najwyższych stopniach władzy, pomieszanie show-biznesu z mafią, idiotyzm organów ścigania, itp. Tak, to wszystko możemy spotkać w opowieściach Jona, i jeżeli do tej pory wiedziałem, że na przykład politycy są w jakimś stopniu skorumpowani to nigdy nie przypuszczałem się, że aż do tego stopnia. Przykład: Jon już jako boss wielkiej organizacji przestępczej zostaje zaproszony na bankiet jednego z kongresmenów, aby przekazać „datki” na jego kampanię. Kongresmen bierze te datki bez skrupułów, dobrze wiedząc czym zajmuje się Roberts. To samo tyczy się policji, która za odpowiednią opłatą udostępnia swój posterunek do rozładowywania łodzi z kokainą… Na przestrzeni całej książki takich przykładów jest pełno i można zwątpić w porządność tak zwanej władzy czy służb porządkowych. Zaraz po wolności, korupcja to drugie imię Ameryki.
Jeśli już wspomniałem wolność, to rzeczywiście USA wydaje się jej „najlepszą” reklamą. Jon w swojej opowieści pokazuje (może nawet instruuje) jak popełniać przestępstwa bez ponoszenia konsekwencji. Jedną z jego rozrywek z czasów młodości było bicie ludzi. Jeśli ktoś mu się nie spodobał to dostawał taki łomot, który miał zapamiętać na całe życie, ale Roberts nigdy nie został oskarżony o napaść, bo wiedział kogo i kiedy bić. Na przykład, ludzi chcących kupić narkotyki. Zwabiał ich w ustronne miejsce w celu dokonania transakcji, a po wzięciu pieniędzy bił do nieprzytomności. Kupcy nigdy nie szli na policję, bo przecież brali udział w nielegalnej aktywności. Z morderstwem też nie było większych problemów. Roberts opowiada jak dokonać morderstwa tak, aby policja nie mogła Cię złapać – oczywiście czasy się zmieniły, tak jak i sposoby wykrywania morderców, ale ludzie tacy jak Jon na pewno umieją sobie radzić z nowoczesną techniką (co pokazuje liczba nierozwiązanych spraw o morderstwo). Jeśli jednak po drodze popełnisz gdzieś błąd, nie zatrzesz wszystkich śladów i policja Cię złapie, to też nie ma większego problemu. Jeden z ojców mafii wstawi się za tobą u znajomego sędziego lub policjanta i po paru dniach wychodzisz na wolność.
Oczywiście, życie gangstera nie jest usłane różami. Każdy mały błąd, może nieść poważne konsekwencje – nie ze strony policji, ale ze strony „rodziny”, kartelu lub innej organizacji w której akurat działa. Przykładowo, Jon został oszukany przez jednego ze swoich „podwykonawców” przez co dostarczył kartelowi mniej pieniędzy niż było to umówione. Jako, że Latynosi są z natury porywczy to już po paru godzinach miał na swojej posesji kilka pick-upów wypełnionych wściekłymi Kolumbijczykami – każdy z nich celował w jego stronę z kałasza. Nie chcieli wyjaśnień, chcieli go ukarać. Na szczęście Jon wcześniej dostał cynk, że Kolumbijczycy do niego jadą i sprowadził swoją „armię” wieśniaków (okoliczni farmerzy). Po krótkiej rozmowie Jon wyjaśnia co się stało i sprawa została załatwiona. Bez cynku i swojej małej armii mogłoby być z nim źle. I to nie tylko dla niego, bo Kolumbijczycy nie tylko zabijają winowajcę, ale także całą jego rodzinne i wszystkich którzy znajdują się w domu… dosyć radykalne podejście.
Powyżej przestawiłem tylko kilka historii opowiadanych prze Jona, a jest ich sporo więcej. Prawie na każdej stronie jesteśmy zaskakiwani nierealnością tego co czytamy. Czasami ciężko było mi uwierzyć w daną historię, dopiero przypisy Wrighta uświadamiały mi, że to naprawdę się wydarzyło. Oczywiście historię widzimy z perspektywy Robertsa i może przedstawiać siebie jako ultimate badass, ale łatwo w to uwierzyć, gdyż sytuacje w których się znajdował wymagały bycia twardzielem. Także książka wciąga od pierwszych stron i nie puszcza, aż do ostatniej. Od strony pisarskiej Wright robi świetną robotę przekładając gangsterski slang na język zrozumiały dla osób nie siedzących w „branży”. Niestety tłumaczenie z angielskiego na polski czasami kuleje i niektóre fragmenty nie są zbyt spójne stylistycznie. Dodatkowo, często też pojawiają się literówki, ale ogólnie to nie ma większego wpływu na odbiór całości. Książkę czyta się szybko i z przyjemnością.
Dziwi fakt, że Wright wydał książkę bez ponoszenia konsekwencji za przedstawianie w niej znanych postaci i ich powiązań ze światem przestępczym. Od drobnych biznesmenów do poważanych kongresmenów, każda z tych postaci (nawet pod zmienionymi w książce nazwiskami) nie chciałaby być łączona z człowiekiem takim jak Jon Roberts. Do tego każda z tych postaci albo bierze narkotyki albo korzysta z usług prostytutek – już samo to daje im podstawę, aby wytoczyć Wrightowi proces. Wygląda na to, że znowu zadziałała przysłowiowa amerykańska wolność. Możemy jej podziękować, bo książka pozwala nam poznać brudny świat mafii i jej powiązań z biznesem i polityką. Na szczęście Jon nie próbuje się wybielać i od razu mówi, że jest tym złym gościem, który w filmach przeważnie zostaje pokonany. W prawdziwym życiu wygląda to zgoła inaczej, tacy goście wiodą dostatnie życie pod protektoratem polityków lub służb specjalnych, które wykorzystują ich do swoich celów.
„Jak pozbyć się ciała po morderstwie? Jak prowadzić przemyt kokainy? Jak uniknąć kulki, gdy ktoś mierzy do ciebie z pistoletu? Te i inne porady znajdziecie tylko u nas.” Tak mogłaby być reklamowana książka Evan’a Wright’a „Prawdziwy Gangster”, gdyby była promowana jako poradnik dla początkującego mafiosa. Bohater tego wywiadu rzeki, Jon Roberts, przeszedł długą drogę od...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to