-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać1 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant4
Biblioteczka
2020-05-18
2020-05-15
2020-05-15
Z tą częścią, w odróżnieniu od innych z tego cyklu, zapoznałam się w postaci audiobooka. I tak już chyba zostanie przy kolejnych. A zostanie tak, ponieważ o wiele łatwiej się tego słucha, niż czyta. Autor niemiłosiernie przeciąga, leje wodę i wplata totalnie zbędne wątki. Co prawda, prowadzenie akcji w ten sposób nadaje swego rodzaju, specyficznego realizmu, aczkolwiek to jest niemal cała książka. Mam wrażenie, że pisząc ten tom Pilipiuk absolutnie nie miał na niego pomysłu, albo miał ich za mało, więc rozciągnął do granic możliwości to, co przyszło mu do głowy.
Ogólnie sposób pisania autora zawsze mi średnio pasował, aczkolwiek o wiele łatwiej było mi to znieść w innych jego książkach. W wypadku Oka Jelenia - choć historia jest naprawdę ciekawa - po prostu się męczę. Ale gdy wysłuchuje całej historii, to bardzo przyjemnie ten język i sposób opowiadania przyjmuje, bo bardzo fajnie to pasuje do takiego klimatu wysłuchiwania opowieści. Ładnie i lekko to brzmi.
Ale mimo wszystko słuchając, miałam wrażenie, że gdyby z książki wyrzucić te wszystkie zbędne, szczegółowe opisy budynków pojawiających się raz, totalnie zbędnych szczegółów na jakimś przyjęciu, przemyśleń bohaterów o niczym czy ich narzekania/wspominek... to ta część cyklu miałaby może z 80 stron, tak na oko. Zdecydowanie to jest najsłabsza część do tej pory, mam nadzieję, że autor w kolejnych się poprawił. No bo litości. Większość treści to czysta grafomania, bez większego znaczenia dla historii. Akcja nie jest wartka, niewiele sie dzieje, a wątków, które mają jakieś znaczenia dla całej historii to tyle, ile soli na jajku.
: (
Z tą częścią, w odróżnieniu od innych z tego cyklu, zapoznałam się w postaci audiobooka. I tak już chyba zostanie przy kolejnych. A zostanie tak, ponieważ o wiele łatwiej się tego słucha, niż czyta. Autor niemiłosiernie przeciąga, leje wodę i wplata totalnie zbędne wątki. Co prawda, prowadzenie akcji w ten sposób nadaje swego rodzaju, specyficznego realizmu, aczkolwiek to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-06
To moje trzecie spotkanie z twórczością Pana Jakuba. Jedno z nich nie było do końca udane, aczkolwiek zasiada w panteonie autorów, których szanuje z całego serca.
Starałam się podejść do książki z jak najczystszą głową, bowiem po fenomenalnym „Ślepnąc od świateł” poprzeczka była wysoko.
Nie zawiodłam się.
Żulczyk uwodzi przede wszystkim brudnym, lekkim piórem, które nieraz trafia w samo sedno. Zawsze, gdy siadam do jego książek mam pod ręką zakreślacze i znaczniki do książek, aby wracać do fragmentów, dla których jego książki czytam.
I choć na początku bardzo trudno było wgryźć mi się w książkę, ze względu na opisy przemocy, to jak poszło - to nie spałam po nocach, byleby czytać i czytać.
Główny bohater - Gruz - to antybohater o wspaniałym, solidnym szkielecie psychologicznym. I nie wiem, czy to mój pech do książek, czy zasługa autora - rzadko można takich bohaterów spotkać. Sam bohater wręcz odrzuca, odraża, a mimo wszystko, tkwi się w patologicznej sympatii do niego.
Historia dotyka tego, co siedzi w każdym z nas - żongluje dobrem i złem, nienawiścią i miłością, głupotą i mądrością, płytkością i głębią. Żulczyk - jak na niego przystało - wbija łapę w klatkę piersiową oraz mózg czytelnika, ściska, zgniatając wszystko na miazgę, a potem układa wszystko do kupy - na nowo. W nowej wersji.
Po skończeniu książki miałam poczucie, że właśnie mnie trochę poprzestawiała. W dodatku zostawiła mnie samą, jak matka dziecko w środku lasu, z wieloma pytaniami. Czeka mnie teraz droga na oślep, podróż, podczas której będę musiała definiować na nowo znajome mi zjawiska. „Znajome” - tak mi się wydawało. Wszystkiemu teraz będę musiała się na nowo przyglądać. Dokąd iść, Panie Jakubie?
Bardzo trudno mi powiedzieć, dla kogo ta książka. Pójdę zatem na łatwiznę - dla ludzi. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy. Uważam bowiem, że bez względu na lokalizacje na kompasie politycznym, religię czy wiek - każdy z tego coś wyciągnie dla siebie. Głównie dlatego, że - tak jak pisałam - to co w książce, jest w każdym z nas.
Wiem, że wielu razi wulgarność twórczości autora. Sama przyznam, że przy moim pierwszym spotkaniu z nim było mi trudno. Ale głównie dlatego, że taki język w literaturze był dla mnie nowością. I tu tkwi diabeł, bo ta nowość ciągnie za sobą inne nowości, przenoszące się na spojrzenie na świat.
W dodatku sama fabuła książki jest nietypowa. Jest w niej coś otwartego i skrytego zarazem. Ciąg wydarzeń nie wlecze się, nie ma się także poczucia nadmiernego rozwlekania, czy przerostu formy nad treścią.
Burzenie czwartej - albo nawet i piątej ;)) - ściany nadało historii zupełnie inny wymiar.
I tak jak wielu mówiło o książce, że niby to karykaturalne spojrzenie na Polskę (świat), a czytając to z tylu głowy masz myśl, że to mogłoby się wydarzyć - ja nie potrafie się pod tym podpisać, a jednocześnie nie potrafie tego totalnie odsunąć. Bo historia mocno poddaje wątpliwości wartość nas samych i naszych czynów, a nawet ich sens. Jednak gdy myśle o przeniesieniu tych wydarzeń na rzeczywistość - to tego nie widzę. Widzę jeszcze większy mrok.
I to jest właściwie w tym utworze bolesne, bo pokazuje nam na oczy, na 2 cm od nich wręcz - jak plastyczny mamy umysł. Z człowieka można ulepić wszystko. Ale nie można tej samej masy kształtować w nieskończoność, na czymś się musi zatrzymać.
Zadziwiające, jak absurdalny obraz można z tej człowieczej masy utworzyć. Sam obraz Gruza sprawia, że człowiek czytając to, poddaje pod wątpliwość swoje podejście do życia. Czy nie jest tak samo absurdalne i śmieszne, jak podejście Gruza? A może nie wiem, co jest właściwie sednem moich działań? Ile ukrywam sam przed sobą?
Cholera jasna, bardzo bym chciała Jakuba Żulczyka spotkać i powiedzieć, jak mi przegmerał w głowie swoją twórczością ogólnie. Podziękować... Na pewno będę wyczekiwać kolejnej książki. W dodatku widzę, że nasz polski pisarz dopiero się rozkręca, a każda jego kolejna książka jest pod pewnym katem lepsza od drugiej. Może nie pod każdym, ale na tym polega przecież szlif literacki... prawda?
Głęboko wierze, że Jakub Żulczyk jeszcze nie raz, nie dwa nas zaskoczy. Zabierze do wielu ciekawych miejsc, zada wiele ważnych pytań, które opatuli z gracją kurwami i chujami. Jeszcze nam pokaże!
Nawiazując na koniec do końcówki historii, na koniec opinii pozostawię krótkie stwierdzenie: ta opowieść to taki Yin i Yang. Jest w niej tyle przeciwieństw, że stanowi jedność. No i co za tym idzie - harmonię.
To moje trzecie spotkanie z twórczością Pana Jakuba. Jedno z nich nie było do końca udane, aczkolwiek zasiada w panteonie autorów, których szanuje z całego serca.
Starałam się podejść do książki z jak najczystszą głową, bowiem po fenomenalnym „Ślepnąc od świateł” poprzeczka była wysoko.
Nie zawiodłam się.
Żulczyk uwodzi przede wszystkim brudnym, lekkim piórem, które...
2020-01-21
2020-01-06
„Życie Sus” to książka, którą bardzo trudno mi ocenić tak, aby być z tego zadowoloną.
Mamy tu antybohaterkę, w której nie sposób się nie zakochać. Zadziwia przede wszystkim swoją determinacją i wyjątkowo ciekawym charakterem. Jednak przy tym wszystkim otacza ją samo zło - haszysz, noże, chęć mordu. Tylko lubimy ją, bo w tym wszystkim bardzo dobrze wiemy, że to nie jej wina.
Książka pięknie portretuje obraz zmarnowanego życia, praktycznie od początku. Sus nie jest bohaterka, która ciężko pracowała na to, aby przepuścić życie przez palce. Aby zmarnować je, odebrać mu wartość. Autor bowiem ukazuje nam, ile w człowieku siedzi zła, które mu się wyrządziło. A jednocześnie wydobywa to wewnętrzne piękno charakteru.
Sus bowiem to dziewczyna po przejściach, która urodziła się na przegranej pozycji. Nie doświadczyła ani miłości, ani stabilności - nie zna tego. Nie rozumie. Nie pragnie.
Żyje z dnia na dzień, byleby sobie jakoś poradzić. A najwiecej uwagi poświęca temu, co ją ukształtowało - przemocy, cierpieniu, autodestrukcji, odrzucania własnej wartości.
I to bardzo w tej książce boli, bo zastanawiamy się, jak cudowna byłaby Sus, gdyby nie środowisko. Gdyby nie jej przejścia. Przecież widać jak na dłoni, jaka czarująca z niej osoba.
I kurczę, praktycznie wszystkie poczynania bohaterki są lustrem jej przeżyć. Żyje w świecie który zna, świecie bardzo brudnym i trudnym. A nawet nie przyjdzie jej do głowy, że można kochać, opiekować się, dążyć do czegoś.
W dodatku w historii widać, jakie piętno odciska na człowieku przemoc domowa. Bez względu na to, gdzie jest Twój kat - Twoje życie będzie pod niego podyktowane. Bo albo będziesz od kata uciekać, albo będziesz kata znosić, albo będziesz się bronić przed katem, albo będziesz starać się go zmieniać... WSZYSTKO kręci się wokół kata. W wypadku Sus - jej życie z dnia na dzień kręci się wokół przygotowań na jego ponowne przyjście. Bez strachu, bez lęku. Tylko zimna kalkulacja, chłodne przygotowania.
To bardzo smutne, o ile życzliwych osób Sus się ociera, a nie potrafi z tego skorzystać. Oddać tej życzliwości. Ona może tą życzliwość znieść, ale jej nie zauważy.
Umysł, który tonie w gęstej, czarnej mgle trudnego życia. Sus nie zna swojej wartości, ani nie próbuje nawet jej zdefiniować.
I może się trochę powyżej powtarzam, ale bardzo ciężko wyrazić klimat życia głównej bohaterki. Śledzimy jej losy, wybaczamy jej wszystko co robi, choć niekoniecznie to w pełni rozumiemy. Ale dostrzegamy w niej tą iskierkę, która pozwala ją pokochać.
I bez względu na przejścia, w człowieku zawsze będzie ten stały element, który go definiuje. Bez względu też na środowisko. Przykro jednak jest widzieć, jak niewinny dzieciak żyje w taki sposób tylko dlatego, że tego go nauczono. Bo Sus nie próbuje chodzić do pracy, czy inwestować, czy cholera wie co. Przedłuża jedynie spuściznę rodziców. A Ty tylko czytasz i myślisz, że Ci przykro. Przykro Ci też jest, bo wiesz, że takie rzeczy się dzieją. Przykro Ci bo wiesz, ile pięknych charakterów jest oblepionych tą mazią patologii, z której nie mogą się wydostać. Ile jest tych niekochanych, porzuconych potomków, którzy po prostu nie potrafią inaczej.
I po tej książce właściwie inaczej będę patrzeć na - brzydko mówiąc - wszelakich ludzi „z marginesu”. Bo od tej pory będę widzieć w nich Sus, której piękno jest przykryte, schowane, a to co najbardziej się wybija, to niepoznane dobra.
Aż się by chciało podejść i zedrzeć ten „strój” . Niestety nie ma tak łatwo. Ale możemy dostrzegać :).
„Życie Sus” to książka, którą bardzo trudno mi ocenić tak, aby być z tego zadowoloną.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMamy tu antybohaterkę, w której nie sposób się nie zakochać. Zadziwia przede wszystkim swoją determinacją i wyjątkowo ciekawym charakterem. Jednak przy tym wszystkim otacza ją samo zło - haszysz, noże, chęć mordu. Tylko lubimy ją, bo w tym wszystkim bardzo dobrze wiemy, że to nie jej...