-
ArtykułyZwyciężczyni Bookera ścigana przez indyjski rząd. W tle kontrowersyjne prawo antyterrorystyczneKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
Biblioteczka
2014-01
2013-12
W dzisiejszym poście kilka słów o drugim tomie trylogii Nocnego Anioła autorstwa Brenta Weeksa. Podczas lektury Na Krawędzi Cienia po raz kolejny przeniesiemy się do krainy Midcyru, gdzie będziemy śledzić losy Kylara Sterna i innych bohaterów, znanych nam tudzież nieznanych, z poprzedniej części trylogii.
Drugi tom trylogii Brenta Weeksa jest bez wątpienia dziełem dojrzalszym niż Droga Cienia. Bohaterowie, z którymi tutaj mamy do czynienia nie są już tacy "niewinni". Także same wydarzenia, które opisane zostały w Na Krawędzi Cienia nie mają już takiego "sielskiego" klimatu. Weeks w tej książce ukazuje nam swój kunszt budowania atmosfery grozy i beznadziei. To, z czym było nam dane spotkać się w Drodze Cienia, w porównaniu z zagrożeniem ukazanym w Na Krawędzi Cienia można uznać za dobrą bajkę dla dzieci. Czytając Na Krawędzi Cienia miałam wrażenie, że w pewnych momentach nie może już być gorzej. I tutaj Weeks ukazywał swoją kreatywność, bo chwilę potem okazywało się, że, owszem, może być gorzej... dużo gorzej.
Na Krawędzi Cienia czyta się szybko. Kolejne rozdziały były przeze mnie po prostu wchłaniane. Niestety w tym tomie również spotkamy ogromną ilość błędów wszelakiego rodzaju, za co znów powinny polecieć głowy osób odpowiedzialnych za tłumaczenie. Nie ukrywam, że ogromnie to przeszkadza, niemniej już nie aż tak, jak podczas lektury pierwszego tomu. Pewnie jest to kwestia przyzwyczajenia. No i znów brakuje mapy Midcyru, która pomogłaby w ulokowaniu coraz to nowych miast i krain, jakimi zasypuje nas Brent Weeks. Ja przestałam już nawet próbować wyobrazić sobie, jak wyglądało Midcyru. Ilość nazw, jakie musiałabym tam ulokować jest po prostu zbyt duża, żeby zwykły czytelnik mógł to wszystko ogarnąć. Jakiś fan trylogii - może, ja niestety do takowych nie mogę się zaliczyć. Czy polecam? Mimo wszystkich minusów, jakie wytknęłam powyżej - tak, bardzo polecam!
(recenzja ukazała się także na moim blogu: www.w-filmowym-klimacie.blogspot.com)
W dzisiejszym poście kilka słów o drugim tomie trylogii Nocnego Anioła autorstwa Brenta Weeksa. Podczas lektury Na Krawędzi Cienia po raz kolejny przeniesiemy się do krainy Midcyru, gdzie będziemy śledzić losy Kylara Sterna i innych bohaterów, znanych nam tudzież nieznanych, z poprzedniej części trylogii.
Drugi tom trylogii Brenta Weeksa jest bez wątpienia dziełem...
2013-09
O dziwo to, czego dotyczyć będzie poniższa recenzja, nie jest filmem. Jest to książka. A jeszcze dokładniej rzecz ujmując - pierwsza część trylogii Brenta Weeksa Nocny Anioł; Droga Cienia. Książka trafiła w moje ręce całkowitym przypadkiem. Co jakiś czas w Empiku dostępna jest promocja typu kup 3 - zapłać za 2, kup 2 - zapłać za 1. Z racji tego, że dość dużo czasu upłynęło od momentu, kiedy po raz ostatni czytałam jakąś książkę, postanowiłam skorzystać z empikowej promocji i zaopatrzyłam się od razu w całą trylogię Nocnego Anioła.
Droga Cienia opowiada historię Merkuriusza - chłopca, który wychował się w slumsach i, żeby wyrwać się ze świata, w którym przyszło mu żyć, przystępuje na nauki do miejscowego siepacza - Durzo Blinta. Merkuriusz musi wyrzec się swego dotychczasowego życia i swojej tożsamości, aby zacząć funkcjonować w świecie zabójców jako Kylar Stern.
Książka Brenta Weeksa - a bynajmniej pierwsza część trylogii, bo pozostałych dwóch tomów jeszcze nie przeczytałam, zaskoczyła mnie jak najbardziej pozytywnie. Zaskoczyła, bo obecnie panuje jakaś dziwna moda na książki fantasy i w zasadzie, wśród tego całego ogromu nowych pozycji, ciężko jest znaleźć coś dobrego, coś, co da się przeczytać. Droga Cienia na samym początku może do siebie zrazić, bo przez pierwsze rozdziały stosunkowo ciężko przebrnąć. Tym, którym jednak ta sztuka się powiedzie, Weeks przygotował miłą niespodziankę w postaci dalszej części książki, którą po prostu się wchłania w zastraszająco szybkim tempie. Ja bynajmniej nie miałam na co narzekać - postaci są poprawnie rozrysowane, chociaż czasem można odnieść wrażenie, że to wszystko już gdzieś było. Tempo akcji wzrasta z każdym przeczytanym wersem, a gdy myślimy, że w danym temacie już nic więcej ciekawego nas nie spotka, Brent Weeks znów nas zaskakuje i serwuje kolejne ciekawe zwroty akcji. Generalnie rzecz biorąc przy Drodze Cienia nie sposób się nudzić.
Niestety książka Brenta Weeksa nie jest pozbawiona wad. Największym minusem jest brak jakiejkolwiek mapki świata, stworzonego przez debiutującego w literackim świecie fantasy Weeksa. Efekt jest taki, że do tej pory nie potrafię sobie umiejscowić dokładnie książkowych wydarzeń. Geograficznie świat Brenta Weeksa leży, kwiczy i macha nóżkami. Akurat ten aspekt swojej twórczości autor musi koniecznie poprawić. Dodatkowo mnogość postaci i tempo, w jakim je poznajemy sprawia, że na początku bardzo łatwo jest się pogubić. Nieraz miałam problem z identyfikacją postaci, o której w danym momencie czytałam. Bodajże dopiero w połowie tomu potrafiłam rozróżnić mniej więcej głównych bohaterów, a i tak przyłapałam się na tym, że nie mam pojęcia kim jest postać, o której Weeks pisze w ostatnim rozdziale Drogi Cienia, a która wydaje się być bardzo ważnym bohaterem. Dodatkowo ogromnie razi polskie tłumaczenie autorstwa Małgorzaty Strzelec. Nie wiem czy tak też jest w oryginalnej, angielskiej wersji, ale polska wersja jest pisana językiem dość chaotycznym. Czasem ma się wrażenie, że zdania są jakby pourywane, pisane na szybko i nie mają związku z tym, co się działo wcześniej tudzież będzie się działo później. No i na deser dostajemy ogromną liczbę literówek, za co powinny polecieć głowy ludziom odpowiedzialnym za korektę.
Podsumowując - na pewno książka Brenta Weeksa wyróżnia się na tle tego całego chłamu fantasy, jaki ostatnio wylał się na księgarniane półki. Drogę Cienia czyta się bowiem szybko (jeśli pominąć nudnawy i przydługi początek) i z zapartym tchem, bo książka po prostu wciąga. I gdyby nie te kilka minusów, które opisałam w poprzednim akapicie, mogłabym powiedzieć, że książkę można by uznać za rewelacyjną. Na chwilę obecną oceniam "zaledwie" na dobry.
O dziwo to, czego dotyczyć będzie poniższa recenzja, nie jest filmem. Jest to książka. A jeszcze dokładniej rzecz ujmując - pierwsza część trylogii Brenta Weeksa Nocny Anioł; Droga Cienia. Książka trafiła w moje ręce całkowitym przypadkiem. Co jakiś czas w Empiku dostępna jest promocja typu kup 3 - zapłać za 2, kup 2 - zapłać za 1. Z racji tego, że dość dużo czasu upłynęło...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Drogę Cienia męczyłam, bo była to pierwsza część trylogii Brenta Weeksa. Z drugą uporałam się nieco szybciej, jednak trzecia część przygód Anioła Nocy została przeze mnie po prostu wchłonięta. Bo nazwać to przeczytaniem to zdecydowanie za mało.
W trakcie czytania końcowego rozdziału Na Krawędzi Cienia zastanawiałam się, co też może się przydarzyć w kolejnym tomie. No bo przecież wszystkie wątki zostały w zasadzie zakończone. Największy wróg pokonany, a tutaj pan Weeks szykuje nam jeszcze trzeci tom? No cóż, wszystko wyjaśniło się dokładnie w ostatniej linijce ostatniego rozdziału i już wiedziałam, że mam powód, aby sięgnąć po Poza Cieniem.
Do błędów i braku jakiejkolwiek mapki już się przyzwyczaiłam, więc nie zawracałam sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami i po prostu brnęłam dalej. A jest po co brnąć, bo akcja tak jak rozpędziła się w drugim tomie, tak nie ma zamiaru się zatrzymywać w tym. Nasi bohaterowie co i rusz znajdują się w centrum wielkich wydarzeń i też wielkich kłopotów. I nawet śmierć nic już czasem nie może zdziałać.
Poza Cieniem zostało moją ulubioną częścią z całej trylogii. To w tym tomie Weeks skupia więcej czasu na dokładniejsze rozrysowanie Vi Sovari - mojej ulubionej bohaterki. Pomijam fakt, że bardzo wiele stron poświęca postaci, do której zbytnio nie pałałam sympatią, ale cóż. Nie można mieć przecież wszystkiego.
W każdym razie wszystkim fanom powieści gatunku fantasy trylogię Brenta Weeksa polecam bardzo gorąco! I zapewniam, że jeśli nie zniechęcicie się po pierwszych, najeżonych błędami i mnożącymi się w niesłychanym tempie nazwami, stronach to Nocny Anioł z pewnością podbije Wasze serca.
(recenzja ukazała się również na moim blogu: www.w-filmowym-klimacie.blogspot.com)
Drogę Cienia męczyłam, bo była to pierwsza część trylogii Brenta Weeksa. Z drugą uporałam się nieco szybciej, jednak trzecia część przygód Anioła Nocy została przeze mnie po prostu wchłonięta. Bo nazwać to przeczytaniem to zdecydowanie za mało.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW trakcie czytania końcowego rozdziału Na Krawędzi Cienia zastanawiałam się, co też może się przydarzyć w kolejnym tomie. No bo...