-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-09
2015-09-26
Fangirl jest książką jednocześnie inną niż większość, które czytałam, i bardzo do nich podobną. Jej bohaterką jest Cath zamknięta w sobie, wręcz asocjalna studentka filologii angielskiej. Jej głównym zajęciem jest pisanie uwielbianego przez tysiące internautów fanfiction o bohaterach popularnej serii książek: Simonie i Bazie.
Wiec Cath, po zamieszkaniu w kampusie, pisze swoje fanfiction, uczęszcza na zajęcia z kreatywnego pisania, martwi się o ojca, kłóci z siostrą bliźniaczką, powoli zaprzyjaźnia się ze swoją współlokatorką i poznaje dwóch chłopaków, którzy z różnych powodów mieli wpływ na jej życie.
W Fangirl jest jedna rzecz, której wcale nie napotykam w książkach często, a którą bardzo cenię, chociaż jest to rzecz całkowicie i zupełnie subiektywna. Otóż pewne uczucia i refleksje głównej bohaterki są identyczne jak moje, i zostały opisane w taki sposób, że pomogło mi to zrozumieć pewne moje własne cechy. Bardzo mnie to urzekło, czułam, że ta książka zawiera jakby kawałek mnie.
Cieszę się też, że powieść zawierała zarówno fragmenty oryginalnej serii o Simonie, jak i opowiadania Cath, Chociaż muszę stwierdzić, że ta oryginalna historia, chociaż były to tylko króciutkie urywki, niezbyt mnie przekonała. Dużo bardziej polubiłam wersję Cath- głównie przez lepszy język.
Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to byli w porządku. Cath polubiłam za to, ze była taka podobna do mnie i całkiem nieźle radziła sobie ze swoimi- naszymi- problemami. Jej siostra Wren również mi się spodobała. Reagan była interesująca i dość oryginalna, chociaż nie skupiła zbytnio mojej uwagi. Leviego kocham za jego uśmiech i opieranie się o rzeczy. Co prawda pachniał trochę typowym ''tym chłopakiem'' z książek dla młodzieży, ale autorka wybroniła go sporą ilością drobnych, ale indywidualnych cech.
I jeszcze kilka słów o zakończeniu. Już przed przeczytaniem Fangirl wiedziałam, ze jest ono... nietypowe. Pomyślałam więc, że gdy już skończę, mogłabym spróbować napisać jakieś króciutkie fanfiction i zakończę te opowieść tak, jak ja bym chciała. Problem w tym, że jak się okazuje, to nie takie proste! Naprawdę się nie spodziewałam, że to zakończenie będzie aż tak... niedokończone! Więcej nie powiem. Sami zobaczcie. Książkę jak najbardziej polecam wszystkim fanom literatury młodzieżowej :)
Fangirl jest książką jednocześnie inną niż większość, które czytałam, i bardzo do nich podobną. Jej bohaterką jest Cath zamknięta w sobie, wręcz asocjalna studentka filologii angielskiej. Jej głównym zajęciem jest pisanie uwielbianego przez tysiące internautów fanfiction o bohaterach popularnej serii książek: Simonie i Bazie.
Wiec Cath, po zamieszkaniu w kampusie, pisze...
2015-07
2014-09
2015-07
2014-12
Przed przeczytaniem ''19 razy Katherine'' wielokrotnie spotykałam się z opiniami, że jest to najgorsza książka autorstwa Johna Greena. Do tej pory przeczytałam trzy pozycje tego autora, i mogę powiedzieć, że rzeczywiście, Katheriny nie są aż takim arcydziełem jak ''Papierowe miasta'' i ''Gwiazd naszych wina''. Ale... ''najgorsza'' to takie negatywne słowo. Ta książka nie jest zła. Anie tym bardziej najgorsza. Powiedziałabym, że jest raczej ''najmniej rewelacyjna''.
Głównym bohaterem ''19 razy Katherine'' jest Colin Singleton, cudowne dziecko i amator dziewcząt o imieniu Katherine. Od dzieciństwa zdążył już umawiać się z dziewiętnastoma Katherinami. I był przez nie porzucany. Za każdym razem. Całe 19 razy.
No, nie do końca...
Rozstanie z ostatnią, Katherine Carter, zabolało go najmocniej. Chłopak prawie zwariował z rozpaczy. Aby pomóc mu się pozbierać, jego najlepszy przyjaciel, Hassan- nawiasem mówiąc, świetna postać- zabawny, wyluzowany, a przy tym mądry w taki ciekawy, głęboki sposób- namawia go do wyprawy przez Stany Zjednoczone. Chłopcy ruszają więc i docierają do wioski Gutshot w stanie Tennessee, gdzie zatrzymują się, aby zobaczyć grób arcyksięcia Ferdynada. Poznają Lindsey oraz jej matkę Hollis, i przyjmują ofertę pracy, a Colin rozpoczyna pisanie Teorematu, w którym, dzięki wzorowi i wykresowi funkcji, udowadnia, że biorąc pod uwagę pewne czynniki można przewidzieć, kto zakończy związek.
Książka jest bardzo ''johngreenowa''. Świetnie napisana, przemyślana, z przesłaniem. A niektóre sceny po prostu chwyciły mnie za serce. Zwłaszcza jeden z ostatnich fragmentów, który spodobał mi się tak bardzo, że przeczytałam go kilka razy pod rząd, zanim przeszłam dalej... Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego, to jest chyba przykład tej ''johngreenowosci'' ;)
To, co zapewne jest tak krytykowane w tej książce, to zapewne fakt, że jest w niej naprawdę duuużo matematyki. I to w takim stopniu skomplikowania, że po pierwszych rozdziałach przestałam starać się ją zrozumieć, bo tylko mnie to frustrowało, że nie potrafię sobie poradzić z głupią funkcją. Postanowiłam więc poczekać z rozumieniem matematyki do aneksu i cieszyć się naprawdę ciekawą akcją. I udało się! Książka od razu stała się lżejsza i przyjemniejsza.
Teraz parę słów o głównym bohaterze, ponieważ jego osobowość ma ogromny wpływ na styl 19xK. Colin jest niezwykle głodny wiedzy. Tak bym to ujęła. Uwielbia czytać, ma świetną pamięć i wie naprawdę, naprawdę dużo. Wygrał kiedyś teleturniej dla genialnych dzieci. Czasami to jego bycie genialnym dzieckiem jest trochę irytujące, ponieważ miałam wrażenie, że on jest zupełnie nieżyciowy. Nie było to jednak aż tak irytujące, żebym przestała lubić Colina. Ponieważ więc główny bohater jest taką chodzącą encyklopedią, w książce jest mnóstwo ciekawostek (nota bene bardzo interesujących), no i całe strony na temat Teorematu. I chociaż ta ''naukowość'' może być niekiedy mecząca, fakt, że sposób napisania książki jest taką drogą do poznania głównego bohatera, jest naprawdę dużym plusem.
Kolejny, według mnie, ogromny plus tej książki? Anagramy! Oczywiście, wiedziałam wcześniej o ich istnieniu. Ale dzięki 19xK naprawdę mnie oczarowały. Wprowadzenie ich do fabuły było naprawdę świetnym pomysłem.
Zapewne czytelnicy, którzy już zapoznali się z twórczością rewelacyjnego pana Zielonego nie zwariują na punkcie tej pozycji. Ale ja ją naprawdę lubię. Naprawdę. I polecam każdemu, kto lubi ''johngreenowe'' książki.
Przed przeczytaniem ''19 razy Katherine'' wielokrotnie spotykałam się z opiniami, że jest to najgorsza książka autorstwa Johna Greena. Do tej pory przeczytałam trzy pozycje tego autora, i mogę powiedzieć, że rzeczywiście, Katheriny nie są aż takim arcydziełem jak ''Papierowe miasta'' i ''Gwiazd naszych wina''. Ale... ''najgorsza'' to takie negatywne słowo. Ta książka nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-27
2014-06-27
Naprawdę nie wiem, jak zacząć.
Dostałam tę książkę jako nagrodę za czerwony pasek. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że udało mi się załapać na to specjalne świadectwo.
Powieść Johna Greena wciągnęła mnie z niesamowitą siłą w pierwszej sekundzie czytania. Każde przeczytane zdanie zdawało się być sklejone z kolejny, wobec czego odłożenie książki chociaż na chwilę graniczyło z niemożliwością. Czytając, jednocześnie chciałam jak najszybciej wiedzieć, co wydarzy się za chwilę, i nie chciałam, żeby ta piękna historia kiedykolwiek się skończyła.
''Gwiazd naszych wina'' jest napisana z perspektywy szesnastoletniej Hazel Grace Lancaster, mieszkanki Indianapolis, ciężko chorej na nowotwór tarczycy z przerzutami do płuc. Akcja powieści rozpoczyna się, kiedy Hazel, u której rozpoznano objawy depresji związanej z nieuleczalną chorobą, przychodzi na spotkanie kościelnej grupy wsparcia dla ''dzieciaków z rakiem''. Na drugim spotkaniu grupy dziewczyna zwraca uwagę na pewnego młodzieńca- lub raczej to on zwraca uwagę na nią, a okazuje to w niekonwencjonalny sposób: zwyczajnie gapi się na Hazel. Jeszcze tego samego dnia główna bohaterka i Augustus Waters zaprzyjaźniają się na tyle, by oglądać razem film w domu chłopaka i Dawać sobie książki.
Mniej więcej w tym momencie książka rozkwita niezliczoną ilością splatających się ze sobą wątków: historia Hazel, zwycięstwo Gusa z rakiem kości, otwarte zakończenie ''Ciosu udręki'' i pragnienie poznania autora tego dzieła, sprzedaż huśtawki ogrodowej, wątek Isaaca, który moim zdaniem jest naprawdę cudowną, barwną i mądrą postacią a przede wszystkim, rozwijająca się miłość dwojga nastolatków, która, chociaż najpierw napełnia Hazel obawą, ze kiedy ona umrze, Gus będzie cierpiał, później staję się ich największą podporą, a w konsekwencji wszystkim, co ich trzyma na tym świecie.
Co oprócz cudownej fabuły, na którą składały się piękne opisy, wzruszające rozmowy, mądre przemyślenia Hazel oraz inspirujące sekwencje, tak bardzo zakochało mnie w książce Greena? Bez wątpienia są to nietuzinkowi, dojrzali, silni i dzielni bohaterowie, którzy, chociaż nie są doskonali, doskonale dają sobie radę, nie tylko z problemami swojego zdrowia, ale i osobowości. Ta ich wiara w życie, pragnienie, b dać z siebie jak najwięcej, ta piękna, niewyobrażalnie silna miłość Gusa i Hazel- to sprawia, że nagle czujemy się ludźmi, takimi prawdziwymi ludźmi, ze wszystkimi naszymi problemami, przeszkodami, upadkami i załamaniami. I z wiarą, że nawet jeśli nie będzie szczęśliwego zakończenia, to, co wydarzy się przed nim, może być warte milion razy więcej niż wszystkie happyendy świata.
Dziękuję, Panie Green.
Naprawdę nie wiem, jak zacząć.
Dostałam tę książkę jako nagrodę za czerwony pasek. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że udało mi się załapać na to specjalne świadectwo.
Powieść Johna Greena wciągnęła mnie z niesamowitą siłą w pierwszej sekundzie czytania. Każde przeczytane zdanie zdawało się być sklejone z kolejny, wobec czego odłożenie książki chociaż na...
Cudowna! Kiedy zabierałam się za nią pierwszy raz, nie dałam rady przebrnąć do końca. Jakiś czas później znów zaczęłam i... zakochałam się w niej! Piękna opowieść o trzech nastolatkach, które przeżywają przełomowe chwile w życiu i próbują poradzić sobie z nimi samotnie. Ama znajduje w sobie odwagę, by pójść na przekór sobie samej i dokończyć wakacyjną podróż. Polly odkrywa, że nie musi być tradycyjnie piękna, by być piękną. Jo uświadamia sobie, że prawdziwy przyjaciel nie musi być piękny i popularny, i że prawdziwa wartość człowieka tkwi głebiej, niż sięga ludzkie oko.
Polecam gorąco!
Cudowna! Kiedy zabierałam się za nią pierwszy raz, nie dałam rady przebrnąć do końca. Jakiś czas później znów zaczęłam i... zakochałam się w niej! Piękna opowieść o trzech nastolatkach, które przeżywają przełomowe chwile w życiu i próbują poradzić sobie z nimi samotnie. Ama znajduje w sobie odwagę, by pójść na przekór sobie samej i dokończyć wakacyjną podróż. Polly odkrywa,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Skończyłam to czytać już jakiś czas temu, ale za recenzję zabieram się dopiero teraz. Powód tego jest bardzo prosty. Otóż miałam po tej książce tak gargantuicznego książkowego kaca, że nie byłam w stanie zacząć czytać czegokolwiek, nawet listy zakupów. Ta powieść dosłownie się we mnie wtopiła, stała się tak ważną częścią mojego życia, myśli, światopoglądu... No po prostu przeczytanie jej jest dla mnie właściwie punktem w życiorysie. Nie pamiętam innej książki, która mnie tak zachwyciła.
Jest to opis przeżyć Noaha i Jude, bliźniaków. Książka została napisana z dwóch perspektyw (właśnie tego rodzeństwa) i jakby w dwóch różnych momentach ich życia: Noah opowiada te wydarzenia, które mają miejsce gdy bohaterowie mają po 13 lat, zaś rozdziały Jude są już relacją z wydarzeń z życia szesnastolatków. Zmiany, jakie w nich w tym czasie zaszły, w ich wyglądzie zewnętrznym, usposobieniu, postrzeganiu świata i sposobach konfrontacji z nim, są szokujące, wręcz przerażające. Natomiast, co nie jest tak oczywiste, za to równie ważne, odkrywamy też, co się w bliźniakach wcale nie zmieniło.
Jaki jest pierwszy wielki atut tej książki, który rzuca się w oczy? Język. ''Oddam Ci Słońce'' została napisana tak pięknym językiem, że słowa niemal mają smak, ja dosłownie czułam je na języku. Czytanie tego jest jak słuchanie muzyki, treść po prostu wpływa do głowy i sprawia ze serce bije jej rytmem. Oczywiście jest to też zasługa fenomenalnego tłumaczenia, no i piękna naszego języka, ale, na miłość boską, Jandy Nelson musi mieć naprawdę przepiękne myśli, jeżeli stworzyła tekst tak zachwycający.
Mogłabym opisywać kolejne plusy, gdyż dla mnie ta książka nie ma wad, ale prawda jest taka, że ona cała jest dla mnie plusem. Bohaterowie, których kocham, fabuła, która mnie przejęła, refleksje, które stały się moimi własnymi. To mogłoby się nie kończyć. Oddałabym Słońce, żeby ta książka się nie skończyła.
Uwielbiam relację między postaciami w tej powieści. Ta najważniejsza, między Jude i Noahem. Miedzy nimi i ich bliskimi. I wreszcie między nimi a Guillermem, no i relacje z Oscarem i Brianem. Wątek Briana, pomimo tego że nie jest jednak typowy, to jednak jest jednym z moich ulubionych literackich wątków uczuciowych. Wątek Oscara też jest cudowny. Boże, ta książka ma tyle wątków!
Chociaż pisanie o takich arcydziełach sprawia mi ogromną przyjemność, to jednak czas kończyć ten wywód, bo zaraz pewnie coś zaspojleruję. Na koniec dodam tylko że, chociaż Jandy Nelson jest fanką Johna Greena, to, z całą moją sympatią dla fenomenalnych książek pana Greena, uważam że powieść Jandy przebija je wszystkie.
KONIECZNIE MUSICIE PRZECZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ!!!
Skończyłam to czytać już jakiś czas temu, ale za recenzję zabieram się dopiero teraz. Powód tego jest bardzo prosty. Otóż miałam po tej książce tak gargantuicznego książkowego kaca, że nie byłam w stanie zacząć czytać czegokolwiek, nawet listy zakupów. Ta powieść dosłownie się we mnie wtopiła, stała się tak ważną częścią mojego życia, myśli, światopoglądu... No po prostu...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to