rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Ciężko jest mi podjąć się recenzji tej książki. Zazwyczaj, kiedy mam ocenić przeczytaną przeze mnie lekturę, pod uwagę biorę wyłącznie treść książki.
A co mam począć w tym wypadku?
Jacek Dukaj, artykułem w magazynie "Książki" podniósł sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wieszczy, że zbliża się nieuchronny koniec książki w kształcie takim, w jakim ją znamy. I jak tutaj potraktować jego książkę-nieksiążkę, skoro postanowił zostać prekursorem nowego gatunku?
Chciałbym dodać, że sam pomysł na fabułę bardzo przypadł mi do gustu. Komputery, gildie - to zdecydowanie moja bajka. I już wchodziłem na stronę matrasa, a tu taka niespodzianka: okazało się, że będę musiał nabyć swojego pierwszego ebooka. Z niezwykłym zadowoleniem zauważyłem, że wydatek wyniesie tylko nieco więcej niż dziesięć złotych, więc po kilku kliknięciach, pachnącą nowością (wcale nie) książkę otwierałem na moim iPadzie.
Szybko zagłębiłem się w dukajową rzeczywistość. I w tym momencie zaczyna się moja recenzja.
Bardzo lubię książki o ponadprzeciętnej grubości, więc od początku żałowałem, że ten tytuł liczy sobie raptem 260 stron. Po kilku stronach byłem całkowicie załamany, że moja przygoda ze światem po Zagładzie zakończy się tak szybko.
Nie ma co ukrywać, lektura nie należy do najłatwiejszych, sporo w niej abstrakcji. Z drugiej strony, obawiam się jak podejdzie do niej starsze pokolenie - natłok komputerowego slangu może być problematyczna dla niewtajemniczonych. Oczywiście z pomocą przychodzą nam przypisy podniesione do rangi hiperłączy, które zapełnią deficyty wiedzy.
Co do samej formy książki, bo nią autor niezwykle się zachwyca: dupy nie urywa.
Hiperłącza - widziałem je w "Potopie", w "Panu Tadeuszu" czy setkach innych pozycji. Do niedawna nazywało się je inaczej - przypisy.
Ilustracje - wow, nowość, faktycznie. Można je powiększać, ale zasadniczo nie widzę znacznej różnicy między tymi siedmioma obrazkami, a dziełami Alana Lee w "Silmarillionie".
Druk 3D - Dzięki Jacku, moja drukarka już zaczynała się kurzyć!
Loga aliansów i gildii - możliwość podejrzenia symbolu gildii w trakcie czytania faktycznie dawała dużą frajdę, ale równie dobrze można by było skorzystać z listy zawartej na końcu książki.
Oddzielając jednak formę od treści, Jacek Dukaj stworzył fantastyczny świat i przedstawił nam kolejną hipotetyczną możliwość wyginięcia/przetrwania gatunku ludzkiego. Pod tym względem, rewelacyjna nieksiążka.

Ciężko jest mi podjąć się recenzji tej książki. Zazwyczaj, kiedy mam ocenić przeczytaną przeze mnie lekturę, pod uwagę biorę wyłącznie treść książki.
A co mam począć w tym wypadku?
Jacek Dukaj, artykułem w magazynie "Książki" podniósł sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wieszczy, że zbliża się nieuchronny koniec książki w kształcie takim, w jakim ją znamy. I jak tutaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Każdy z nas pamięta ze szkoły podstawowej i średniej, a niektórzy także z gimnazjum lekcje historii. Dla wielu osób był to przedmiot szczerze znienawidzony, a krzewiciele tej jakże szlachetnej gałęzi wiedzy - niezbyt lubiani. Oczywiście, niektórzy z nas mieli na tyle szczęścia, że ich nauczyciel był prawdziwym pasjonatem, a relację z bitwy pod Grunwaldem zdawał, jakby sam w niej uczestniczył.
Andrzej Klim, autor książki "Polska - Niemcy 1:0, czyli 1000 lat sąsiedzkich potyczek", podejmuje się tego niezwykle wymagającego zadania - przybliżenia Polakom historii ich narodu. A robi to niezwykle umiejętnie.
Po pierwsze, uderza w ton, który zawsze jest w cenie - relacje polsko-niemieckie. Mecze naszych reprezentacji należą do najbardziej emocjonujących wydarzeń sportowych, nawet jeżeli są to tylko spotkania towarzyskie; mało kto nie słyszał kawałów z Polakami i Niemcami w roli głównej; a w końcu - uwielbiamy słuchać o naszych historycznych triumfach. Sięgając po ten tytuł, z uśmiechem na ustach będziemy mogli przeczytać jakiego łupnia potrafili dać nasi przodkowie sąsiadom zza Odry czy o tym, że cesarzowie niemieccy raz po raz musieli obchodzić się ze smakiem próbując sięgnąć po polską koronę. Zdradzić mogę również, że - jak się okazuje - Jan Henryk Dąbrowski nawet nie mówił po polsku, a blitzkrieg to wcale nie autorski pomysł Hitlera.
Dzisiaj między naszymi narodami zapanował upragniony pokój, ale jak wiemy, nadal lubimy dać pstryczka w nos naszym zachodnim sąsiadom. Takim pstryczkiem niewątpliwie jest również ta książka - choć nie przypuszczam, aby ktoś odważył się przetłumaczyć ją na język niemiecki.
Andrzej Klim z dużą sprawnością językową prowadzi nas przez meandry historii. Książka napisana jest z dużym dystansem i dozą humoru, więc czyta się ją niby najlżejszy felieton; często też wywoła u nas uśmiech na twarzy. Jedynie w rozdziale o epizodzie krzyżackim odniosłem wrażenie, że jest to fragment skopiowany z podręcznika do historii.
Nie psuje to jednak ogólnego odbioru książki. Głębokie ukłony dla autora, że ktoś podjął się wyzwania przedstawienia społeczeństwu historii Polski, oczywiście, żeby było lżej - z lekkim przymrużeniem oka.
Chciałoby się powiedzieć: czekam na drugą część, ale przecież tak "serdecznych" stosunków jak z Niemcami, nie mamy z żadnym krajem.

Opinia napisana jako recenzja w serwisie matras.pl

Każdy z nas pamięta ze szkoły podstawowej i średniej, a niektórzy także z gimnazjum lekcje historii. Dla wielu osób był to przedmiot szczerze znienawidzony, a krzewiciele tej jakże szlachetnej gałęzi wiedzy - niezbyt lubiani. Oczywiście, niektórzy z nas mieli na tyle szczęścia, że ich nauczyciel był prawdziwym pasjonatem, a relację z bitwy pod Grunwaldem zdawał, jakby sam w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chcąc, nie chcąc, do "Igrzysk śmierci" podszedłem dosyć krytycznie. No bo przecież od książki, która otrzymała miano "następcy Harry'ego Pottera oraz Zmierzchu" można oczekiwać wiele. O ile z przygodami młodego czarodzieja zapoznawałem się kilkukrotnie, to sagę o wampirach znam tylko z ekranizacji. Dodam także, że wcześniej skrzętnie unikałem filmu (dla zasady "najpierw książka, potem film"), a także szerokim łukiem omijałem spoilery dotyczące książki S. Collins.
Z myślą, że to "najlepsza powieść ostatnich lat" wziąłem do ręki "Igrzyska" i zabrałem się za czytanie.
Lektura zajęła mi - z przerwą na jedzenie - 7 godzin.
Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że "Igrzyska śmierci" to wprost rewelacyjna powieść przygodowa, która poza fantastyczną fabułą porusza też tematy znane współczesnym nastolatkom. Dzieło S. Collins to naprawdę świetna książka. Dla osób, które nie czytają.
Szczerze? Może i czyta się ją łatwo, szybko i przyjemnie, ale daleko jej do majstersztyków takich jak "Korona śniegu i krwi" czy "Władca Pierścieni".
Próba zrecenzowania tego tytułu prowokuje mnie do głębszego przyjrzenia się rynkowi wydawniczemu w Polsce i na świecie.
"Igrzyska" faktycznie odniosły ogromny sukces i nie da się nie zauważyć dobrych cech tej powieści. Na pierwszy plan wysuwa się bardzo dobrze skonstruowany świat. Mimo bardzo szerokiego spektrum uniwersów znanych mi z literatury, w tym wypadku autorka wymyśliła coś nowatorskiego. Jedynie w niektórych momentach już pod koniec książki miałem wrażenie nawiązywania do orwellowskiego roku '84. Niewątpliwym plusem jest także umiejętność autorki do budowania sensownej i przede wszystkim łatwej w odbiorze fabuły. Nie jestem jednak pewny czy z tym nieco pani Collins nie przesadziła i tym samym przechodzimy do dosyć znacznej litanii wad "Igrzysk". Moim pierwszym oskarżeniem jest prostactwo z jakim książka została napisana. Jakkolwiek ma to być książka przygodowa, to chociażby śladowe ilości opisów przedstawiające nam postaci oraz arenę, przydałyby się. Po drugie - a jest to moim zdaniem największy gwałt jaki można dokonać na tytule zaliczającym się do gatunku akcji - narracja pierwszoosobowa. Pomijam już fakt, że jedyną książka tego typu przez którą przebrnąłem jest "Tato" - w tym wypadku narracja pamiętnikarska ma sens, ponieważ dogłębnie zapoznajemy się z emocjami targającymi bohaterami. I jak w takim wypadku może zginąć główny bohater? Odpowiedź jest prosta - nie może - nie ma narratora, nie ma książki. W tym względzie autorka strzeliła sobie w piętę.
Kolejnym minusem jest dla mnie prostoliniowość fabuły. Książka, w której wszyscy muszą po kolei zginąć. Trochę nudno. A szkoda.
Ostatnią rzeczą, na której chciałbym się skupić jest już rzecz niezależna od S. Collins: tłumaczenie. Przeczytałem już mnóstwo książek młodzieżowych, zazwyczaj tłumaczonych z języka angielskiego i podczas czytania "Igrzysk" miałem wrażenie, że niektóre zwroty czy całe zdania już gdzieś widziałem. Być może pod względem językowym w oryginale wygląda to lepiej, a właściwie - szczerze w to wierzę.
Wątpię, żebym sięgnął po kolejne części tego cyklu, choć tego nie wykluczam. "Igrzyska śmierci" otrzymują ode mnie mocną szóstkę. Mają wiele wad, ale warto poświęcić na nie kilka godzin. To idealna książka dla osób, które nie czytają.

Chcąc, nie chcąc, do "Igrzysk śmierci" podszedłem dosyć krytycznie. No bo przecież od książki, która otrzymała miano "następcy Harry'ego Pottera oraz Zmierzchu" można oczekiwać wiele. O ile z przygodami młodego czarodzieja zapoznawałem się kilkukrotnie, to sagę o wampirach znam tylko z ekranizacji. Dodam także, że wcześniej skrzętnie unikałem filmu (dla zasady...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mętlik w głowie, który powstał po przeczytaniu "Herezji", jeszcze nie opadł, a ja już biorę się za napisanie recenzji.
Być może wyrażanie swojej opinii na gorąco nie jest najlepszym wyjściem, ale przynajmniej o niczym nie zapomnę.
A faktów do zapomnienia jest naprawdę mnóstwo. Po książkę Jonatana Holta sięgnąłem ze względu na zbliżony sposób budowania fabuły, co u Dana Browna - mojego ulubionego autora. W tej kwestii nie zawiodłem się: wiele nawiązań do historii Włoch czy Kościoła; faktów i postaci, o których większość z nas ma bardzo mgliste pojęcie. Z przyjemnością zagłębiałem się w rzeczywistość skorumpowanej i skonfliktowanej Wenecji.
Trwało to jednak do pewnego momentu. "Bluźnierstwo", pierwszą część trylogii, przeczytałem wcześniej, więc bohaterów już znałem. W "Herezji" większość z nich pojawia się ponownie, a ponadto, autor wprowadza co najmniej kilkunastu kolejnych. I chyba w tym momencie przesadził. Włoskie nazwiska, które dla przeciętnego czytelnika brzmią bliźniaczo podobnie i częste przeskoki narracyjne powodują, że w trakcie czytania skupiałem się na tym, o jakiej osobie rozmawiają postaci, a nie jak rozwiązać główną zagadkę. Uniwersa Tolkiena, Lewisa czy Browna przyswoiłem bez problemu, więc obawiam się, że mankament tkwi nie w moich umiejętnościach poznawczych.
Niemniej, wartka akcja i kontrowersyjne wątki w tle sprawiają, że "Herezja" to książka raczej dobra, niż zła.
Jeszcze jeden minus, a raczej uwaga do wydawcy - literówki w pozycji tej klasy zwyczajnie rażą.

Mętlik w głowie, który powstał po przeczytaniu "Herezji", jeszcze nie opadł, a ja już biorę się za napisanie recenzji.
Być może wyrażanie swojej opinii na gorąco nie jest najlepszym wyjściem, ale przynajmniej o niczym nie zapomnę.
A faktów do zapomnienia jest naprawdę mnóstwo. Po książkę Jonatana Holta sięgnąłem ze względu na zbliżony sposób budowania fabuły, co u Dana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na pierwszy rzut oka - cieniutka książeczka, właściwie zbiór opowiadań. Zabawne ilustracje, prosty język, w ogóle można pomysleć, że to infantylny tytułł.
Moim zdaniem jest to jednak książka po prostu fantastyczna. I proszę nie uznawać, że to utwór zarezerwowany dla harcerzy. Każdy z nas powinien odkryć w sobie dobroć czy życzliwość i mieć jej trochę dla innych. Lord Baden-Powell w prosty i obrazowy sposób przedstawia nam wzięte z życia anegdotki, które pomogą nam zmotywować się, żeby po prostu być dobrym.
Drużynowi i zastępowi wykorzystają te opowiadania podczas zbiórek, harcerzom może służyć za poradnik, a każdemu człowiekowi jako zestaw wskazówek, że uczciwość czy wytrwałość naprawdę popłaca.
Czyta się lekko i szybko. Szkoda tylko, że takie tytuły nie są popularne wsród dzisiejszej młodzieży.

Na pierwszy rzut oka - cieniutka książeczka, właściwie zbiór opowiadań. Zabawne ilustracje, prosty język, w ogóle można pomysleć, że to infantylny tytułł.
Moim zdaniem jest to jednak książka po prostu fantastyczna. I proszę nie uznawać, że to utwór zarezerwowany dla harcerzy. Każdy z nas powinien odkryć w sobie dobroć czy życzliwość i mieć jej trochę dla innych. Lord...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkę skończyłem czytać ledwie minuty temu i nie potrafię jeszcze odciągnąć myśli od zakończenia, niemniej postaram się sklecić kilka zdań na jej temat.
W skrócie - mój ulubiony gatunek literacki w najlepszym wydaniu. Już od pierwszych stron intrygi i tajemnice przeplatają się z wątkami historycznymi, naukowymi, sztuką oraz religią. A do tego akcja dzieje się w moim ulubionym kraju - Włoszech.
Jonathan Holt w snuciu fabuły wiele podchwycił od Dana Browna, choć u niego więcej jest ekspresji i "dziania sią". Ponadto, autor "Kodu Leonarda" w żadnej powieści nie pozwolił sobie w sposób bezpośredni opisać wątku romantycznego.
Szybka akcja, barwni bohaterowie, sporo naukowych i historycznych "smaczków" oraz niepowarzalny klimat Włoch oraz Wenecji składają się na obraz rewelacyjnej powieści, która nieraz wywoła u nas uśmiech pod nosem.
Czuję jednak pewien niedosyt. Jest to książka warta przeczytania, choć nie idealna. Niedopowiedzenia są pewnym elementem tego gatunku, ale tutaj zdaje się być ich aż za dużo. Zabrakło mi momentu, w którym pomyślałbym "Ach tak, genialne". Zwłaszcza ostatnie rozdziały ... Choć może nie będę mówił za dużo. Każdemu kto będzie miał okazję, polecam przeczytać tę książkę.
I liczę, że wydawca dopilnował, aby w drugiej części nie pojawiło się słowo "głópek".

Książkę skończyłem czytać ledwie minuty temu i nie potrafię jeszcze odciągnąć myśli od zakończenia, niemniej postaram się sklecić kilka zdań na jej temat.
W skrócie - mój ulubiony gatunek literacki w najlepszym wydaniu. Już od pierwszych stron intrygi i tajemnice przeplatają się z wątkami historycznymi, naukowymi, sztuką oraz religią. A do tego akcja dzieje się w moim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dłuższą chwilę zajęło mi sformułowanie myśli na temat tejże książki.
Co mogę o niej powiedzieć? Z pewnością warto zainwestować 30 złotych. Świadomość jaką zyskamy dzięki tej książce z nawiązką zwróci nam wydatek. Oczywiście jest to książka napisana w formie poradnika, ale przeczytanie jej nie powinno sprawić nam większych trudności - napisana jest lekkim językiem (chociaż nie kolokwialnym, rzecz jasna) i zawiera sporo wspomnień z życia autorki. Jeżeli podczas lektury spotkamy się z trudniejszymi pojęciami, wszystkie one są tłumaczone w "chmurkach" na marginesie strony. W tym względzie książka jest bardzo uporządkowana co stanowi jej ogromny plus. Szczegółowy spis treści, różne rodzaje formatowania, uporządkowana treść - to wszystko pozwala nam szybko i łatwo odnaleźć to czego, w danej chwili potrzebujemy. Każdy rozdział zawiera podsumowanie najważniejszych zagadnień, na końcu książki znajduje się spis "chemii", której powinniśmy unikać, a na początku przepisy na zdrowe potrawy.
Bo właśnie o naszym zdrowiu w tej książce jest mowa. Julita Bator dzieli się w niej swoimi kilkuletnimi doświadczeniami w zakresie dietetyki. Jednakże to pojęcie nie do końca zawiera przekaz, o jaki mi chodzi. Autorka nie jest specjalistką w dziedzinie żywienia i całą swoją relację opiera na "eksperymencie", który przeprowadziła na sobie i swojej rodzinie. Bardzo ciekawie opisuje jak dużą zmianę, zupełnie z dnia na dzień, daje dieta pozbawiona cukru, białej mąki oraz chemii sztucznie dodawanej do pożywienia. I wydaje mi się, że każdy, niezależnie od kondycji, wykonywanego zawodu, zdrowia czy majątku powinien zdawać sobie sprawę jak wiele syntetycznych dodatków znajduje się w jedzeniu, które większość z nas codziennie spożywa. Ja już w trakcie czytania przystąpiłem do nawracania mojej rodziny i znajomych na "właściwą ścieżkę".
Więc dlaczego "tylko" 7? Dla mnie po przeczytaniu tego tytułu pozostaje niedosyt. Nie jest to moja pierwsza lektura poruszająca kwestie żywienia, a jestem sportowcem, więc mojemu sercu bliższa jest jeszcze bardziej radykalna dieta.

Dłuższą chwilę zajęło mi sformułowanie myśli na temat tejże książki.
Co mogę o niej powiedzieć? Z pewnością warto zainwestować 30 złotych. Świadomość jaką zyskamy dzięki tej książce z nawiązką zwróci nam wydatek. Oczywiście jest to książka napisana w formie poradnika, ale przeczytanie jej nie powinno sprawić nam większych trudności - napisana jest lekkim językiem (chociaż...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Broad Peak. Niebo i piekło Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński
Ocena 7,7
Broad Peak. Ni... Bartek Dobroch, Prz...

Na półkach:

Co tutaj dużo mowić - książka warta polecenia każdemu!
Napisana w przystępnym języku, zresztą autorstwa dziennikarzy, więc nie ma co się dziwić. Mimo że tytuł wskazuje na wyprawę na Broad Peak to 2013, to ten tytuł w rzeczywistości jest opracowaniem nieograniczającym się tylko do suchej relacji z wyprawy. Lektura z pewnością przypadnie do gustu osobom, które wcześniej nie miały styczności ze środowiskiem jak i tym, którzy trochę już wiedzą o dokonaniach polskich himalaistów. Bo tak się składa, że książka przybliża nam również pokrótce historię himalaizmu w Polsce i osiągnięcia polskich wspinaczy oraz, już obszerniej, życiorysy członków wyprawy, a także reakcje tak środowiska górskiego, jak i mediów na to przełomowe przedsięwzięcie - przed wyjazdem, w trakcie i już po. A to wszystko okraszone wypowiedziami znanych w świecie polskich wspinaczy oraz wieloma cytatami z innych gorskich tytułów.
W takim razie dlaczego nie 10 lub "chociaż" 9? W trakcie czytania miałem kilkakrotnie wrażenie, że autorzy po raz kolejny i kolejny wałkują te same sytuacje.
Niemniej, ta błahostka praktycznie nie rzutuje na całokształt tej fantastycznie przygotowanej i równie ciekawie przedstawionej książki.

Co tutaj dużo mowić - książka warta polecenia każdemu!
Napisana w przystępnym języku, zresztą autorstwa dziennikarzy, więc nie ma co się dziwić. Mimo że tytuł wskazuje na wyprawę na Broad Peak to 2013, to ten tytuł w rzeczywistości jest opracowaniem nieograniczającym się tylko do suchej relacji z wyprawy. Lektura z pewnością przypadnie do gustu osobom, które wcześniej nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka - jak większość tytułów autorstwa Beara Gryllsa - jest niezwykle motywująca. Zawiera kompleksowy zestaw, który zmotywuje nas do ćwiczenia już w trakcie czytania jej. Wprowadzenie, programy treningowe, raport postępów, rozdział poświęcony żywieniu - już od samego pochłaniania tych informacji czujemy się bardziej wysportowani. A najlepsze jest to, że wymienione w książce ćwiczenia nie wymagają prawie żadnego sprzętu ani zbyt dużego nakładu pracy, a co najważniejsze - działają!

Książka - jak większość tytułów autorstwa Beara Gryllsa - jest niezwykle motywująca. Zawiera kompleksowy zestaw, który zmotywuje nas do ćwiczenia już w trakcie czytania jej. Wprowadzenie, programy treningowe, raport postępów, rozdział poświęcony żywieniu - już od samego pochłaniania tych informacji czujemy się bardziej wysportowani. A najlepsze jest to, że wymienione w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Życie Pi" to jedna z najlepszych książek, którą przeczytałem w ostatnich miesiącach. A nie czytam byle czego. ;)

O książce po raz pierwszy usłyszałem, kiedy w kinach pojawiała się jej ekranizacja. Ponadto, wiele razy spotykałem się z pochlebnymi opiniami na jej temat. W końcu zdecydowałem się wypożyczyć "Życie Pi" z biblioteki.
Książka wciąga od pierwszych stron - mimo, że nie należy do gatunku akcji lub sensacyjnych to i tak ciężko się oderwać. Aż nie chce się uwierzyć, że historia chłopca dryfującego po Pacyfiku może być prawdziwa (o wyspie lemurów nawet nie wspominam!). Poza tym, wiele jest tutaj momentów zabawnych lub dających do myślenia, między innymi unikalne podejście chłopca do religii.
Moim ulubionym fragmentem jest dialog księdza, imama, hinduskiego duchownego i tytułowego Pi. Zresztą pochodzenie przydomku tez jest niebanalne.
Każdy kto ma taką możliwość, powinien sięgnąć po ten tytuł.

"Życie Pi" to jedna z najlepszych książek, którą przeczytałem w ostatnich miesiącach. A nie czytam byle czego. ;)

O książce po raz pierwszy usłyszałem, kiedy w kinach pojawiała się jej ekranizacja. Ponadto, wiele razy spotykałem się z pochlebnymi opiniami na jej temat. W końcu zdecydowałem się wypożyczyć "Życie Pi" z biblioteki.
Książka wciąga od pierwszych stron - mimo,...

więcej Pokaż mimo to