rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

No i musiał nadejść ten pierwszy raz - pierwsze rozczarowanie opowieścią ze Świata Dysku. Do tej pory (a czytam powieści Pratchetta z tego cyklu po kolei) zawsze było co najmniej bardzo dobrze, parę razy genialnie, a rzeczy nieprzypadające mi do gustu blakły w świetle całości. Jednak nie tym razem. Szczerze powiem, że nie rozumiem tej książki. Fabuła jest porwana, chaotyczna, wydarzenia nie wynikają jedne z drugich. A może taki był zamysł? Wszystko to mi trochę wygląda jak światodyskowa ilustracja którejś z teorii filozoficznych lub naukowych. Lub kilku. Lub kilkunastu. W końcu Pratchett był też popularyzatorem nauki właśnie. Niestety za słaby jestem w tych dziedzinach żeby to wychwycić. Być może naukowcy lub filozofowie zaśmiewają się do rozpuku przy „Ostatnim kontynencie”, ale ja się uśmiechnąłem paręnaście razy, a to jest „tylko paręnaście”. Nie rozumiem roli kangura, ani kim był, o co chodzi z tym malowaniem na skałach, kim był ten drugi bóg, jak magowie trafili na kontynent Iks, itp. No i niestety powieść wiele traci na tłumaczeniu; nie z winy pana Cholewy. Nie da się po prostu oddać po polsku akcentu, słów czy różnic między australijskim a brytyjskim angielskim. Różnice kulturowe łatwiej już wychwycić o ile coś tam się o Australii słyszało.
To absolutnie nie jest zła książka, ale jak dla mnie odstaje od poprzednich. Ale przynajmniej dowiedziałem się jednego o sobie. Zdecydowanie jestem już zwolennikiem podcyklu o Straży. Magowie i Czarownice mniej mnie pociągają. ;-)

No i musiał nadejść ten pierwszy raz - pierwsze rozczarowanie opowieścią ze Świata Dysku. Do tej pory (a czytam powieści Pratchetta z tego cyklu po kolei) zawsze było co najmniej bardzo dobrze, parę razy genialnie, a rzeczy nieprzypadające mi do gustu blakły w świetle całości. Jednak nie tym razem. Szczerze powiem, że nie rozumiem tej książki. Fabuła jest porwana,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak uwielbiam Gaimana z jego powieści to po przeczytaniu tomu opowiadań "Dym i lustra" nie za bardzo chciałem sięgnąć po kolejny. Tamte opowieści były, jak by to dobrze określić... zbyt osadzone w logice snu? Wolę historie nawet bardzo mocno fantastyczne, natomiast dziejące się w "naszym" świecie gdzie np. pojawienie się ducha jest do uwierzenia, ale musi to wywołać reakcję zdziwienia, szoku itp. Natomiast w "Dymie i lustrach" sporo było opowieści dziwnych zjawiskach, w dziwnych światach, bez odniesienia do naszej "realnej" logiki. Nie jest to zarzut wobec Gaimana - widać, że lubi on czasami taki zupełny odlot w sen, poetyckość. Po prostu MNIE takie opowieści nie odpowiadają. Na szczęście w tym zbiorze takich historii jest dużo mniej (np. "Ptak słońca" zupełnie mi nie podpasował). Większość to zgrabne opowiadania z szybko namalowanymi światami, wciągającymi fabułami i ciekawymi puentami, głównie oscylujące w stronę horroru. Mistrzem jest Gaiman cały czas w tworzeniu nastroju przy pomocy niewielu słów. Zaskoczeniem było opowiadanie ze świata "Matrixa", a radością kolejna przygoda Cienia.

Jak uwielbiam Gaimana z jego powieści to po przeczytaniu tomu opowiadań "Dym i lustra" nie za bardzo chciałem sięgnąć po kolejny. Tamte opowieści były, jak by to dobrze określić... zbyt osadzone w logice snu? Wolę historie nawet bardzo mocno fantastyczne, natomiast dziejące się w "naszym" świecie gdzie np. pojawienie się ducha jest do uwierzenia, ale musi to wywołać reakcję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żeby napisać o tej książce muszę najpierw poświęcić parę słów jej ekranizacji bo dla mnie tak się zaczęła przygoda z „Narzeczoną księcia”. Film z roku 1987, wyreżyserowany przez Roba Reinera, zobaczyłem na pokazie video w szczecińskim klubie fantastyki „Kwant” (tak się kiedyś oglądało filmy, które nie trafiały na polskie ekrany kinowe). Polubiłem natychmiast – jest to dzieło skończone, które mimo średniego zainteresowania w czasie premiery, wraz z upływem lat obrosło kultem. Ale prawdziwym kultem, a nie wyświechtanym pojęciem od paru lat stosowanym wobec każdego filmu, o którym się dużo mówi, a po roku nie pamięta. „The Princess Bride” było słabo rozpoznawane na początku, ale z wraz z upływającym czasem, dzięki wydaniom VHS i DVD oraz emisjom w TV zyskiwało coraz więcej prawdziwych miłośników. Film na liście IMDB ma 179 miejsce wśród najlepiej ocenianych filmów (to wbrew pozorom bardzo wysoko), a odtwórca głównej roli męskiej - Cary Elwes napisał niedawno wspomnienia, dotyczące pracy TYLKO nad tą produkcją. Film – cudo, który nawet po 28 latach oglądam z niegasnącą przyjemnością. Niedostępny niestety na polskim rynku, za to w wersji oryginalnej posiadający mnóstwo edycji DVD i Blu-ray.
Po kilku latach od momentu zobaczenia ekranizacji - niespodzianka – w 1995 roku Prószyński i S-ka wydał książkę, na której podstawie film powstał. I zaskoczenie – książka pokazała się z trochę innej strony – jest głębsza, smutniejsza, bliższa życiu. Dlaczego? Filmowcy zastosowali w sumie manewr, który jest opisany już w książce. Pisarz – William Goldman w wersji książkowej wspomina ukochaną opowieść czytaną mu przez ojca w dzieciństwie. Po latach wraca do tej książki, ale okazuje się ona zbyt ciężką do przeczytania przez jego własnego syna. Pisarz dziwi się – przecież on pamięta ją jako znakomitą opowieść przygodową, która natchnęła go do czytania w ogóle, a ostatecznie do zajęcia się tworzeniem własnych opowieści. Uświadamia sobie jednak, że sam „Narzeczonej księcia” nigdy nie przeczytał, że zna ją tylko z wersji ustnej ojca. Sięga do książki, która okazuje się opasłym tomem pełnym nieciekawych opisów, wstawek historycznych, niemiłosiernie rozciągniętych. I rozumie, że ojciec czytając mu ją, skracał je o te niepotrzebne, nieciekawe dla dziecka fragmenty, wyławiając złote sedno – historię prawdziwej miłości Buttercup i Westleya i burzliwe wydarzenia, przez które musieli przejść. Film również odrzuca z książki Goldmana, wszystko oprócz tego złotego sedna, obejmując to ramą opowieści czytanej wnukowi przez dziadka. Zabieg często stosowany w ekranizacjach – takie są w końcu wymogi kina. I akurat w tym przypadku nie ma co narzekać, w końcu podobny zabieg stosuje się w książce.
Powieść jest bardzo dobra, w bardzo luźny, postmodernistyczny sposób traktuje baśnie, bawiąc się schematami, nawiązując do współczesności. Tak w świecie animacji filmowych zachował się „Shrek”. Pamiętajmy jednak, że książka „Narzeczona księcia” powstała już w 1973, a film w 1987 roku! I wniosek Goldmana – bardzo boleśnie prawdziwy, że „życie nie jest sprawiedliwe” jest łagodzony przez inny - „życie nie jest sprawiedliwe, ale od czego mamy książki?”.

Żeby napisać o tej książce muszę najpierw poświęcić parę słów jej ekranizacji bo dla mnie tak się zaczęła przygoda z „Narzeczoną księcia”. Film z roku 1987, wyreżyserowany przez Roba Reinera, zobaczyłem na pokazie video w szczecińskim klubie fantastyki „Kwant” (tak się kiedyś oglądało filmy, które nie trafiały na polskie ekrany kinowe). Polubiłem natychmiast – jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po skakaniu przypadkowo od książki do książki Stephena Kinga, postanowiłem w końcu zacząć czytać te jeszcze nie ruszone w kolejności ich powstawania. Nadszedł czas więc na powieść, którą odkładałem zawsze na później bo... objętość trochę straszyła. Och, nie przeczytałem jej w dwa wieczory, a raczej w miesiąc (nie czytam już zbyt szybko), ale nie żałuję ani jednej minuty z nią spędzonej.
Świat stworzony powieści jest idealny. Obraz USA po epidemii śmiertelnej grypy dopracowany co do najmniejszego szczegółu. Postacie, a jest ich naprawdę sporo, pełnokrwiste i wyjątkowe. W "Bastion" się zanurza po czubek głowy. Jest to jednak smutna, dość przygnębiająca opowieść. Nie straszy, ale pokazuje stosunek Kinga do naszej cywilizacji, która może upaść, ot tak, z dnia na dzień, a przyroda szybko odzyska władanie nad tym co jej wyrwaliśmy. I nawet nowe społeczeństwo, teoretycznie złożone z wybranych, "lepszych" ludzi niekoniecznie musi pójść mądrzejszą drogą.

Po skakaniu przypadkowo od książki do książki Stephena Kinga, postanowiłem w końcu zacząć czytać te jeszcze nie ruszone w kolejności ich powstawania. Nadszedł czas więc na powieść, którą odkładałem zawsze na później bo... objętość trochę straszyła. Och, nie przeczytałem jej w dwa wieczory, a raczej w miesiąc (nie czytam już zbyt szybko), ale nie żałuję ani jednej minuty z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tym razem wojna na warsztacie u Pratchetta. Wojna, z którą próbuje poradzić sobie niezawodna ankh-morporska Straż. I inni. Terry jak zwykle wybiera sobie temat znany nam wszystkim, umiejscawia go w swoim świecie i pokazuje co na ten temat myśli. Czyli na temat wojny, polityki i polityków, ludzkiej słabości i nietolerancji. Oczywiście nie jest dobrze, a Ankh-Morpork i Klatch trzeba ratować sprytem i odwagą nielicznych, którym "na mózg nie padło".
Książka jest tym razem trochę nierówna. Zaczyna się dynamicznie, natomiast część opisująca podróż do Klatchu grup Vimesa i Vetinariego trochę traci tempo, odzyskane w scenach finałowych. Oczywiście, jak zwykle nie przeszkadza to smakowaniu pratchettowskiej myśli. A sceny z De-Terminarzem opisującym alternatywną rzeczywistość, w której do wojny doszło, chwytają za gardło.
Skończę jedynym słusznym, przychodzącym mi do głowy hasłem: Vetinari na prezydenta Polski!

Tym razem wojna na warsztacie u Pratchetta. Wojna, z którą próbuje poradzić sobie niezawodna ankh-morporska Straż. I inni. Terry jak zwykle wybiera sobie temat znany nam wszystkim, umiejscawia go w swoim świecie i pokazuje co na ten temat myśli. Czyli na temat wojny, polityki i polityków, ludzkiej słabości i nietolerancji. Oczywiście nie jest dobrze, a Ankh-Morpork i Klatch...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść - legenda, zakazana w PRL-u, ale dostępna oficjalnie już pod jego koniec. I to wydanie, zakupione właśnie wtedy, czekało na mojej półce, aż postanowię je przeczytać. Miałem trochę oporów bo poznałem już fabułę, dzięki obejrzanemu filmowi, dobremu swoją drogą. Bałem się ponadto pewnej archaiczności książki, napisanej w końcu prawie 70 lat temu. Nie było jednak tak ciężko. "Problemem" jest zakłócenie sprawnej w sumie narracji przytoczeniem kilku rozdziałów księgi Goldsteina - zakazanej z kolei w świecie "Roku 1984". Jest w zasadzie rozprawa naukowa choć napisana przystępnym językiem. Troszkę zaburza ciągłość fabuły jest jednak niezbędna dla poszerzenia i zrozumienia świata przedstawionego.
Rdzeniem powieści jest oczywiście stworzenie wizji państwa totalitarnego w jego szczytowej, niemal doskonałej formie. Udało się to Orwellowi wyśmienicie bo może i nie istnieje nigdzie na świecie taka Oceania to nawet z historii naszej i krajów ościennych wiemy w jakich kierunkach to wszystko podążało. Uderza niezwykła trafność szczegółów życia Oceanii znanych i nam choć nie w tak drastycznej formie jak w powieści. Czuć tu ponurą rzeczywistość Związku Radzieckiego czy Polski w latach 50-tych. Orwell nie był nigdy w ZSRR, ale musiał dużo czytać na jego temat, oglądać fotografie czy filmy pochodzące stamtąd bo trafność nakreślonego obrazu szarego, zinwigilowanego, biednego i bez jakiejkolwiek nadziei społeczeństwa poraża do dziś. A i wspomniana Księga Goldsteina wyrażająca m.in. pogląd, że od początku ludzkości ZAWSZE istniały i będą ZAWSZE istnieć 3 warstwy społeczeństwa i ŻADNA rewolucja tego nie zmieni, a tylko przetasuje układ, dalej jest trafna.
Nie było natomiast w komunistycznym świecie tak pełnej inwigilacji (policji myśli) jak to pokazał Orwell. Nie było bo nie było do tego odpowiedniej techniki, nawet w naszym roku 1984. Ale teraz jest. Internet, śledzenie upodobań, naszych elektronicznych śladów w zakupach czy przeglądanych stron... Orwellowskie teleekrany sami sobie wstawiliśmy do domów pod postacią komputerów... I znowu "Rok 1984" stał się proroczy.

Powieść - legenda, zakazana w PRL-u, ale dostępna oficjalnie już pod jego koniec. I to wydanie, zakupione właśnie wtedy, czekało na mojej półce, aż postanowię je przeczytać. Miałem trochę oporów bo poznałem już fabułę, dzięki obejrzanemu filmowi, dobremu swoją drogą. Bałem się ponadto pewnej archaiczności książki, napisanej w końcu prawie 70 lat temu. Nie było jednak tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak rzadko sięgnąłem po następnego "Pratchetta" tuż po skończeniu poprzedniego bo "Na glinianych nogach" bardzo mi się spodobało. Jakieś przeczucie czy co bo po zaczęciu "Wiedźmikołaja" nadeszła wiadomość o jego śmierci. Jego czyli Pratchetta i właściwie trzeba by napisać: Śmierci. Strasznie mnie ta Śmierć zasmuciła bo dobrzy ludzie powinni żyć wiecznie, a on na takiego wyglądał, a przynajmniej to co pisał i mówił pozwalało go tak oceniać. Może z powodu choroby i tak by już nic nie napisał, ale powinien żyć choć on zdawał się uważać inaczej...
Co do samej książki. Jakby dodatkowo podkreślając dla mnie Śmierć Autora "Wiedźmikołaj" jest inny niż poprzednie. Niby elementy składowe zostają takie jak do tej pory - pojawiają się znani już nam magowie, Śmierć (w nietypowym zastępstwie), a w epizodach członkowie Straży i żebracy. A jednak jest inaczej bo... poważniej. Och, oczywiście spora ilość doskonałego humoru jest tu jak najbardziej obecna, ale poważne przesłania, które Pratchett zawsze podawał niejako przy okazji, teraz są wykładane niemal na stół. Czy to źle? Nie, po prostu faktycznie inaczej, a to co Autor na przekazuje wprost jest, moim zdaniem, naprawdę mądre i zmuszające do refleksji. Refleksji nad tym czym jest ludzka wiara i w co najlepiej jest wierzyć, nad tym, że ludzkość, generalnie głupia, małostkowa i złożona z egoistycznych jednostek, potrafi jednak stworzyć coś więcej, coś czego we wszechświecie nie ma. Czyli cytując samego Śmierć: "SPRAWIEDLIWOŚĆ. MIŁOSIERDZIE. OBOWIĄZEK. TAKIE RZECZY". Trochę dziwna, zbyt wolno się rozkręcająca, ale bardzo dobra książka.
PS. A pan Herbatka - właściwie seryjny zabójca - jest naprawdę straszny.

Jak rzadko sięgnąłem po następnego "Pratchetta" tuż po skończeniu poprzedniego bo "Na glinianych nogach" bardzo mi się spodobało. Jakieś przeczucie czy co bo po zaczęciu "Wiedźmikołaja" nadeszła wiadomość o jego śmierci. Jego czyli Pratchetta i właściwie trzeba by napisać: Śmierci. Strasznie mnie ta Śmierć zasmuciła bo dobrzy ludzie powinni żyć wiecznie, a on na takiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powtórzę się, ale uważam, że gdy Pratchett oparł swoje książki o solidną linie fabularną zamiast o zlepek świetnych, ale epizodów, jego książki stanowią dzieła skończone. Może za dużo kryminałów ostatnio, ale... a tam, marudzę ;-). Tym bardziej, że przedstawienie Straży pilnującej porządku w Ankh-Morpork, a właściwie jej metamorfozy z przypadkowych kilku leniwych strażników w kolorowo zabawną, ale i sprawną policję to przyjemność sama w sobie. A rozbicie tej metamorfozy na kilka książek jest dobrze przemyślane. Jak zwykle Pratchett w zabawowej formie podsyła nam swoje przemyślenia na tematy różnorakie: arystokracja, władza, tolerancja (krasnoludy i golemy!), równouprawnienie (krasnoludki! - znaczy kobiety krasnoludów), odpowiedzialność za swoje działania i za swoje... stworzenia. Gdzieś głęboko siedzi w tym wszystkim tęsknota za światem, w którym wszystko jest jednak prostsze - skrytobójca jest skrytobójcą, złodziej złodziejem, a policjantowi nie daje spokoju nierozwiązana sprawa. I rządzi tym wszystkim pociągający za wiele sznurków władca, którego ostatecznym celem jest jednak spokój i porządek ze sporą ilością wolności dla obywateli. I to pisze Anglik? To co my mamy powiedzieć...

Powtórzę się, ale uważam, że gdy Pratchett oparł swoje książki o solidną linie fabularną zamiast o zlepek świetnych, ale epizodów, jego książki stanowią dzieła skończone. Może za dużo kryminałów ostatnio, ale... a tam, marudzę ;-). Tym bardziej, że przedstawienie Straży pilnującej porządku w Ankh-Morpork, a właściwie jej metamorfozy z przypadkowych kilku leniwych strażników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Silne 7 gwiazdek. I pół nawet, ale zaokrąglam w dół. Po lekkiej zniżce w "Muzyce duszy" i mniejszej w "Ciekawych czasach", Pratchett wrócił do solidnej, wciągającej, kryminalnej fabuły. O stronie humorystycznej nie ma co wspominać bo jest w zasadzie... genialna, jak zwykle w zasadzie. Historia wciąga, bohaterów w sam raz, intryga ciekawi. No i główny temat wzięty tym razem na warsztat - Opera - wyśmiana niemożebnie, ale Pratchett oddaje jej tu hołd - hołd osoby niezainteresowanej, ale podziwiającej zainteresowanie prawdziwych miłośników. Tak uszanować też trzeba umieć.

Silne 7 gwiazdek. I pół nawet, ale zaokrąglam w dół. Po lekkiej zniżce w "Muzyce duszy" i mniejszej w "Ciekawych czasach", Pratchett wrócił do solidnej, wciągającej, kryminalnej fabuły. O stronie humorystycznej nie ma co wspominać bo jest w zasadzie... genialna, jak zwykle w zasadzie. Historia wciąga, bohaterów w sam raz, intryga ciekawi. No i główny temat wzięty tym razem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czarna Pantera: Kim jest Czarna Pantera? Reginald Hudlin, John Romita Jr.
Ocena 5,8
Czarna Pantera... Reginald Hudlin, Jo...

Na półkach: ,

Moje pierwsze spotkanie z Czarną Panterą. Oprócz jakiś tam ogonów w innych tomach WKKM. Dobre bo przedstawia się tu jeszcze jedną z postaci uniwersum Marvela - dość odmienną od reszty. Ze względu na rasę, miejsce zamieszkania, obszar działania i motywacje. Przy czym jak na gościa, który nie ma nadprzyrodzonych mocy to wygrywanie z Kapitanem Ameryką jaki i Fantastyczną Czwórką wydaje się dość naciągane, ale może za mało znam tę postać. Będzie film to się wszyscy podciągniemy ;-) W tym tomie przedstawia się historię Wakandy - państwa, na którego czele stoi i którego broni król Czarna Pantera oraz dość wybuchową historię współczesną. Jest nawet Batroc, którego z kolei widziałem po raz pierwszy w kinowym "Zimowym żołnierzu". Marvel ma z czego czerpać pomysły na filmy do końca świata ;-)

Moje pierwsze spotkanie z Czarną Panterą. Oprócz jakiś tam ogonów w innych tomach WKKM. Dobre bo przedstawia się tu jeszcze jedną z postaci uniwersum Marvela - dość odmienną od reszty. Ze względu na rasę, miejsce zamieszkania, obszar działania i motywacje. Przy czym jak na gościa, który nie ma nadprzyrodzonych mocy to wygrywanie z Kapitanem Ameryką jaki i Fantastyczną...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mega Marvel #13: Ghost Rider 2099 Chris Bachalo, Len Kaminski
Ocena 6,5
Mega Marvel #1... Chris Bachalo, Len ...

Na półkach: ,

"Ghost Rider 2099" to jedna z części Universum Marvela 2099 czyli umiejscowienie znanych nam bohaterów w dość odległej przyszłości. Ten akurat komiks pokazuje jak i dlaczego odrodził się Ghost Rider. Historia to zasadzie czysty cyberpunk z wszystkimi jego zaletami i wadami. Piekielny jeździec zostaje odtworzony przez sztuczną inteligencję, która ma wobec niego swoje plany. Opowieść jest spójna i ciekawa mimo swego gatunkowego oklepania (żyjący poza prawem hakerzy, mający jednak swój kodeks honorowy walczą z systemem - korporacjami i policją o pakiet tajemniczych danych wielkości całych 500 MB ;-) ). Styl rysunków Bachalo jednak kojarzy mi się z Bisleyem choć nie wiem, który z nich był pierwszy, ale Bisleya znam bardziej. ;-) W porównaniu z poprzednim Mega Marvelem z Ghost Riderem - Świtem synów nocy - ta fabuła prezentuje się znacznie lepiej - mniej chaotycznie i bardziej wciągająco.

"Ghost Rider 2099" to jedna z części Universum Marvela 2099 czyli umiejscowienie znanych nam bohaterów w dość odległej przyszłości. Ten akurat komiks pokazuje jak i dlaczego odrodził się Ghost Rider. Historia to zasadzie czysty cyberpunk z wszystkimi jego zaletami i wadami. Piekielny jeździec zostaje odtworzony przez sztuczną inteligencję, która ma wobec niego swoje plany....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przedwieczni Neil Gaiman, John Romita Jr.
Ocena 6,4
Przedwieczni Neil Gaiman, John R...

Na półkach: ,

Mieszane uczucia. Uwielbiam książkowego Gaimana... No dobrze, raz się zawiodłem - opowiadania z tomu "Dym i lustra" w sporej części mi nie podpasowały. A tutaj - niby jest marvelowsko, jest gaimanowsko a jakoś w ładną całość się nie spaja. Oczywiście nie spaja się na i tak 7 gwiazdek. Oczekiwałem jednak czegoś więcej. Tak jakby fabuła była zbyt skomplikowana na komiks? Trochę brakuje tempa? Zbyt wiele postaci? Może to to, myślę, że powieść Gaimana "Przedwieczni" byłaby lepsza. ;-)

Mieszane uczucia. Uwielbiam książkowego Gaimana... No dobrze, raz się zawiodłem - opowiadania z tomu "Dym i lustra" w sporej części mi nie podpasowały. A tutaj - niby jest marvelowsko, jest gaimanowsko a jakoś w ładną całość się nie spaja. Oczywiście nie spaja się na i tak 7 gwiazdek. Oczekiwałem jednak czegoś więcej. Tak jakby fabuła była zbyt skomplikowana na komiks?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cały King, cały on. Duża, precyzyjna fabuła, kilkanaście rozbudowanych postaci, wszystko splata się ładnie aż do wybuchowego finału. Lubię to, to zanurzenie się w obcym świecie, obcym mieście, obcych życiach, które po skończeniu książki można uważać za własne. Tak to pan King potrafi rozpisać. Nie zmuszał mnie "Sklepik z marzeniami" do nie spania po nocach, ale gdy w wolnej chwili wracałem do powieści to spokojnie ją sobie smakowałem. Jedyne minusy - zbytnia dosłowność samej postaci pana Gaunta, który jest wiadomo kim oraz brak opisu tego co się działo w Castle Rock po tym wszystkim. Czasami King opisuje dalsze losy bohaterów, ale tym razem zostawił ich tuż po zakończeniu krwawego finału. Jego wybór, oczywiście i ja mogę tylko okazać szacunek.

Cały King, cały on. Duża, precyzyjna fabuła, kilkanaście rozbudowanych postaci, wszystko splata się ładnie aż do wybuchowego finału. Lubię to, to zanurzenie się w obcym świecie, obcym mieście, obcych życiach, które po skończeniu książki można uważać za własne. Tak to pan King potrafi rozpisać. Nie zmuszał mnie "Sklepik z marzeniami" do nie spania po nocach, ale gdy w wolnej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki The Amazing Spider-Man: Wyznania John Romita Jr., Joseph Michael Straczynski
Ocena 7,1
The Amazing Sp... John Romita Jr., Jo...

Na półkach: ,

Ta historia koncentruje się na konsekwencjach poznania sekretnej tożsamości Petera Parkera przez jego ciotkę May oraz próbach Petera pogodzenia się z Mary Jane. Ciekawe, jak tak czytam sobie kolejne tomy WKKM widać jak motywy, powiedzmy obyczajowe, zajmują coraz więcej miejsca w komiksach Marvela. Najwyraźniej walka ze złoczyńcami to już za mało. I to w sumie jest dobre. Gdzieś tam w tle Człowiek Pająk przenosi się do innych wymiarów, walczy z Doktorem Octopusem (a nawet dwoma!). Ale pamięta się z tego komiksu rozterki cioci May, bezdomne dzieci ze slumsów czy Mary Jane samotnie leżącą w łóżku w bezsenne noce. Nie jest to wielki komiks, ale porządna historia, prawie "życiowa".

Ta historia koncentruje się na konsekwencjach poznania sekretnej tożsamości Petera Parkera przez jego ciotkę May oraz próbach Petera pogodzenia się z Mary Jane. Ciekawe, jak tak czytam sobie kolejne tomy WKKM widać jak motywy, powiedzmy obyczajowe, zajmują coraz więcej miejsca w komiksach Marvela. Najwyraźniej walka ze złoczyńcami to już za mało. I to w sumie jest dobre....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Daredevil: Diabeł Stróż Joe Quesada, Kevin Smith
Ocena 7,1
Daredevil: Dia... Joe Quesada, Kevin ...

Na półkach:

Jak Kevin Smith - twórca "Sprzedawców" - "filmu znikąd" pisze komiksy? Dobrze pisze, przekornie. Rusza duże tematy - religia, odpowiedzialność, poświęcenie, upadek, śmierć, a potem... rozmienia na drobniejsze. Ale nie dlatego, że je psuje - pokazuje ile z tych poważnych spraw siedzi nam po prostu w głowach, a wszystko może okazać się ułudą, intrygą.
Zakręcony komiks, świetnie narysowany czystą, ale niezwykle rozbudowaną kreską Quesady. Ponieważ nie znam innych Daredevilów oprócz tych z WKKM (gdzieś tam się pęta jeszcze jakiś Mega Marvel z TM-Semica - warto wrócić) to w sumie chciałbym zobaczyć jakąś spokojniejszą historię z tym bohaterem. Mógłby po prostu sprać paru bandziorów z Hell's Kitchen, bez Boga, piekła i aniołów w tle ;-)

Jak Kevin Smith - twórca "Sprzedawców" - "filmu znikąd" pisze komiksy? Dobrze pisze, przekornie. Rusza duże tematy - religia, odpowiedzialność, poświęcenie, upadek, śmierć, a potem... rozmienia na drobniejsze. Ale nie dlatego, że je psuje - pokazuje ile z tych poważnych spraw siedzi nam po prostu w głowach, a wszystko może okazać się ułudą, intrygą.
Zakręcony komiks,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Poległy Syn: Śmierć Kapitana Ameryki John Cassaday, David Finch, Jeph Loeb, Ed McGuinness, John Romita Jr., Joseph Michael Straczynski, Leinil Francis Yu
Ocena 7,1
Poległy Syn: Ś... John Cassaday, Davi...

Na półkach: ,

Jeden tom - 5 rozdziałów - 5 zespołów pisząco-rysujących. Tym razem taki podział się sprawdził - historie, mimo że połączone fabularnie, różnią się od siebie zgodnie z początkowym zamysłem opisania 5 stadiów żałoby po śmierci Kapitana Ameryki. Najlepiej opisana jest reakcja Spidermana bo on wydaje się najbardziej "uczuciowy" ze wszystkich superbohaterów - być może dlatego, że stracił najwięcej. Reszta twardzieli też przeżywa swoje choć stara się nie okazywać zbyt wiele. Byłby smutny komiks do głębi, ale wiemy, że w Marvelu (prawie) nikt do końca nie umiera. ;-)

Jeden tom - 5 rozdziałów - 5 zespołów pisząco-rysujących. Tym razem taki podział się sprawdził - historie, mimo że połączone fabularnie, różnią się od siebie zgodnie z początkowym zamysłem opisania 5 stadiów żałoby po śmierci Kapitana Ameryki. Najlepiej opisana jest reakcja Spidermana bo on wydaje się najbardziej "uczuciowy" ze wszystkich superbohaterów - być może dlatego,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wojna Domowa Steve McNiven, Mark Millar
Ocena 7,4
Wojna Domowa Steve McNiven, Mark...

Na półkach: ,

Zazwyczaj czytam komiksy dość długo. Lubię wniknąć mocniej w ilustracje bo w końcu to sztuka rysowana. Przy "Wojnie domowej" trudno mi było jednak powstrzymać się od przewracania stron bo fabuła bardzo wciąga. Jest rozbudowana, niejednoznaczna, wywraca dużo do góry nogami, wplata aktualne, rzeczywiste problemy świata (kontrola rządów nad obywatelami, zbyt łatwy dostęp do broni masowego rażenia - w końcu superbohaterowie są w stanie wiele zniszczyć). Pełno tu smaczków - dla mnie numerem jeden jest wejście smoka, znaczy Punishera, który jak zwykle jest zbyt ekstremalny dla wszystkich. Ma to wszystko jeszcze znakomite tempo i świetne rysunki. Wolę zamknięte całości tomów WKKM pisane i rysowane przez tę samych ludzi od początku do końca - tu widać, że całość została zaplanowana i wykonana niezwykle starannie choć niby można się było tego spodziewać - taka wojna zdarza się niezwykle rzadko.

Zazwyczaj czytam komiksy dość długo. Lubię wniknąć mocniej w ilustracje bo w końcu to sztuka rysowana. Przy "Wojnie domowej" trudno mi było jednak powstrzymać się od przewracania stron bo fabuła bardzo wciąga. Jest rozbudowana, niejednoznaczna, wywraca dużo do góry nogami, wplata aktualne, rzeczywiste problemy świata (kontrola rządów nad obywatelami, zbyt łatwy dostęp do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fantastyczna Czwórka: Uzasadniona interwencja Mark Waid, Mike Wieringo
Ocena 6,1
Fantastyczna C... Mark Waid, Mike Wie...

Na półkach: ,

Ciąg dalszy historii z tomu "Niepojęte". Doprawdy, skoki z tematu na temat są tutaj niesamowite. W pierwszej historii magia, podróże w czasie, a w drugiej intryga polityczna, dyskusja nad rolą USA w światowych konfliktach, a na końcu podróż do... Nieba. I jeszcze ten fabularny zakrętas na końcu... Rozmach duży, ale czy potrzebny? Mam wrażenie, że w komiksach Marvela opowiedziano już tyle "zwykłych" historii, że autorzy muszą wymyślać coraz bardziej niewiarygodne perypetie. Jest to oczywiście przyzwoicie opowiedziane i narysowane (wolę kreskę Portera od Wieringo), ale bardziej podobają mi się skromniejsze opowieści (tam gdzie niszczy się pół Nowego Jorku, a nie wędruje do bram niebieskich ;-) )

Ciąg dalszy historii z tomu "Niepojęte". Doprawdy, skoki z tematu na temat są tutaj niesamowite. W pierwszej historii magia, podróże w czasie, a w drugiej intryga polityczna, dyskusja nad rolą USA w światowych konfliktach, a na końcu podróż do... Nieba. I jeszcze ten fabularny zakrętas na końcu... Rozmach duży, ale czy potrzebny? Mam wrażenie, że w komiksach Marvela...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Fantastyczna Czwórka: Niepojęte Richard Isanove, Casey Jones, Karl Kesel, Paul Mounts, Mark Waid, Mike Wieringo
Ocena 6,3
Fantastyczna C... Richard Isanove, Ca...

Na półkach: ,

Historia jest ciekawa, zestawienie magii z techniką, przeciwstawienie rodziny Fantastycznej Czwórki samotnemu Doomowi, który ostatecznie odrzuca więzi tego typu, uwikłanie w walkę odwiecznych wrogów małych dzieci i konsekwencje jakie to dla nich niesie. Trochę nie pasują mi jednak rysunki. Po fajerwerkach graficznych w niektórych poprzednich tomach WKKM te są jednak za proste... Być może takie było założenie - komiks jest o dzieciach i skierowany chyba również do młodszego czytelnika stąd i taka oprawa. A być może taki styl miał po prostu śp. Mike Wieringo i tak to po prostu narysował. Nie jest źle, ale wolę inną kreskę.

Historia jest ciekawa, zestawienie magii z techniką, przeciwstawienie rodziny Fantastycznej Czwórki samotnemu Doomowi, który ostatecznie odrzuca więzi tego typu, uwikłanie w walkę odwiecznych wrogów małych dzieci i konsekwencje jakie to dla nich niesie. Trochę nie pasują mi jednak rysunki. Po fajerwerkach graficznych w niektórych poprzednich tomach WKKM te są jednak za...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Wolverine: Geneza Richard Isanove, Paul Jenkins, Andy Kubert
Ocena 7,3
Wolverine: Geneza Richard Isanove, Pa...

Na półkach: ,

Silne 8/10, może nawet 8,5, ale połówek nie ma. Komiks z Marvela, ale początki Wolverine'a to fabuła nie "komiksowa", ale jakby adaptacja powieści, przy czym powieści z ducha amerykańskiej - pierwsza połowa nastrojem przypomina Poe i trochę Lovecrafta, a druga to opowieść z surowej Północy w stylu Jacka Londona czy Curwooda. Eksperyment z rysunkami spowodował, że komiks wyróżnia się także pod tym względem. Godne polecenia. Po raz kolejny idea Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela się broni ponieważ poznajemy chyba faktycznie najlepsze rzeczy, które pojawiły się w tym universum. Całości poznać nie ma chyba szansy, ale i sensu - na tym trzeba by się wychowywać, jak w Stanach. A tak mamy w Polsce rzeczy naprawdę wyróżniające się.

Silne 8/10, może nawet 8,5, ale połówek nie ma. Komiks z Marvela, ale początki Wolverine'a to fabuła nie "komiksowa", ale jakby adaptacja powieści, przy czym powieści z ducha amerykańskiej - pierwsza połowa nastrojem przypomina Poe i trochę Lovecrafta, a druga to opowieść z surowej Północy w stylu Jacka Londona czy Curwooda. Eksperyment z rysunkami spowodował, że komiks...

więcej Pokaż mimo to