Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Thomas Bernhard to bez wątpienia pisarz, który uznał iż rozwlekłe rozprawianie o swojej niezależności myślenia, to istnie interesująca i wciągająca postać sztuki. Nie ironizuję, ale czytając wymazywanie dochodzę do wniosku, że jego bohater, który przez całe życie ucieka przed swoimi korzeniami, tak naprawdę nienawidzi siebie, za to że pomimo ogromnej ilości prób, niknie w świadomej niemożności ucieczki przed genezą własnej tożsamości. W pisarstwie Bernharda jest dużo jadu. Ociekają nim kolejne kartki, w których próbuje udowodnić czytelnikowi, jak obskurancka, ograniczona jest jego rodzina. Każdy jej członek, to ignorant, głupiec i drobnomieszczański idiota. Bohatera Bernharda poznajemy w chwili, gdy otrzymuje wiadomości o śmierci swoich rodziców i brata. I tak zaczyna się kilkusetstronicowa litania skierowana przeciwko jego rodzinie, a idąc dalej w domysłach, Austrii. Lektura tej książki wywołała we mnie skrajne odczucia. Z jednej strony stoję po stronie bohatera, i rozumiem jego nienawiść, na ile da się ją zrozumieć; bardziej akceptuję jego „uniesienie niezadowoleniem” bycia członkiem rodziny, która budzi w nim aksjologiczny bunt. Bernhard drażni skrupulatnością opisów frustrujących go szczegółów życia codziennego. Jak choćby kolor włóczki dobierany przez jego siostry do cerowania jego skarpet. Potrafi pisać o tym parę stron. Choć podkreśla, że uwielbia włochy, jego pisarstwo jest chwilami bardzo ociężałe i dręczące. Oczywiście można uznać to za celowe działanie w celu stworzenia esencjonalnej frustracji również u czytelnika, a tym samym doprowadzić do utożsamienia się z autorem. Momentami przytłaczające, z czasem powoduje prawdziwą ulgę. Wymazywanie, to próba ukazania indywidualizmu nieodkupionego od przeżyć. To starannie ukazana wolność spowita ciężarem pamięci. To również próba usprawiedliwienia swojego jestestwa chybioną relacją z „nieodpowiednią rodziną”, na każdej płaszczyźnie obcowania ze sobą. Nasz bohater świadomy swoich glębi, dusi się w płyciźnie, wulgarnej monotonii Austrii. Ucieka więc do Włoch. I właśnie wiadomość o śmierci bliskich, otwiera jak gdyby puszkę pandory. Prywatną rozpacz bohatera. Bernhard podejmuje ważny, społeczny temat. A brzmi on mianowicie tak: czy rodzina to coś na co jesteśmy skazani? Czy tak naprawdę indywidualizm nie jest sferą potrzebującą całkowitej obojętności bliskich. Czy rozwój nieprzeciętnej jednostki skazany jest na wykluczenie nawet w rodzinnym gniazdku. Czy wzajemnie zadawane sobie rany są warte dbałości o spójność rodziny. I czy nasz autor nie jest do końca pewny, czy jego ucieczka, nie jest jedynie formą oszukiwania się przed świadomością własnej mentalnej biedy. Czy nasz bohater bardziej niż kogokolwiek, nienawidzi siebie poprzez odkrywanie w sobie śladów form znienawidzonych u rodziców? I może jest tak, że Bernhard swoją klęskę przypisuje okolicznościom. Na czym polega ta klęska, każdy odpowie sobie sam… Czy chcąc nie chcąc jesteśmy tylko tym, czym możemy być, niczym ponad to, gdzie sięga nasza przeszłość… wymazywanie to pozycja szczególna, bowiem przekazuje nam prawdę o poszukiwaniu siebie i próbie akualizowania swoich poglądów w obliczu śmierci i przemijania. I może jest tak, iż pozorna niezależność Bernharda, to tak naprawdę uzależnienie się od wiwisekcji własnych obsesji związanych z obliczem siebie jako intelektualisty. Być może świadomość naszego bohatera potrzebuje więcej nieopisywalnej ciszy. I nie mogę nie czuć, że barnhard oszukuje nas tym „wymazywaniem”, przecież iluzją jest twierdzenie, że istnieje możliwość anulowania swojego dzieciństwa, młodości, jak złe one by nie były. I w jakiś sposób, tworzy nas mnogość tegoż.
Chyba jest właśnie tak, że rzeczy najbardziej znienawidzone, tworzą też może i nasze miłości….
Polecam.

Thomas Bernhard to bez wątpienia pisarz, który uznał iż rozwlekłe rozprawianie o swojej niezależności myślenia, to istnie interesująca i wciągająca postać sztuki. Nie ironizuję, ale czytając wymazywanie dochodzę do wniosku, że jego bohater, który przez całe życie ucieka przed swoimi korzeniami, tak naprawdę nienawidzi siebie, za to że pomimo ogromnej ilości prób, niknie w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nowy Jork, trzydziestotrzyletni Miller, który będąc w wieku Jezusa, nie przypadkowo doszukuje się w swoim życiu spełnienia swego przeznaczenia, to jest: zostać pisarzem. Poznaje miłość swojego życia, która wyniszczająca z jednej strony, daje asumpt jednocześnie do podjęcia wyborów, które są niezbędne do zrealizowania marzenia swojego życia. jesteśmy więc świadkami narodzić prawdziwej świadomości artystycznej. miller jest niczym epicki prorok w uśpieniu, na sekundę przed gigantyczną eksplozją. Miłość- wściekła, kłamliwa, siarczysta, wciąga go w wir historii, wydarzeń będących czystym szaleństwem, prawdziwą grą na cienkiej linii samokontroli i poczucia wiarygoności siebie i własnych przeżyć. Miller doskonale odnajduje się w roli odważnego wagabundy, jest obserwatorem nowego jorku, spotyka ludzi, którzy są zwykłymi obywatelami, jednak on potrafi wyłuskać w każdej z postaci, jakąs groteskową treść, szaleńczą obsesję. czytając millera mam wrażenie, że świat jego oczami ma postać karuzeli pełnej zdezorientowanych ludzi, tkwiących w chaosie życia, którego dokładnie nie potrafią zrozumieć, a obecność millera w ich zyciu daje jakieś bezpieczeństwo, choć każdy z nich jednocześnie, daje do zrozumienia, że to miller odbiega od ogolnie przyjętej normy. jest ciągle zapozyczającym się "dużym chłopcem" rozmiłowanym w literaturze, chcącym zostac pisarzem i wyjechac do Europy. potoczysty język wciąga i plastycznie oddaje przeżycia bohatera. w jednym zdaniu możemy odnaleźć dostatecznie dużo powodów do śmiechu jak i płaczu, a to prawdziwa zaleta kunsztu pisarskiego millera. potrafi pisać prawdziwie liryczne i wzniosłe akapity, by za chwilę opisać z calkowitą brutalnością turpistyczną wizję spółkowania. i ta sinusoida formy daje czytelnikowi ciągłe poczucie uczestniczenia w neurotycznej wędrówce bohatera po oswobodzonej z cenzury pamięci. Pisanie jest ucieczką od fikcyjnego życia millera, bo to właśnie lietartura jest jego bytem właściwym i realnym. Sexus to książka o wolności, wolności obserwacji i istnienia w pełni. Z pewnością dla odważnych i bezpruderyjnych.Polecam.

Nowy Jork, trzydziestotrzyletni Miller, który będąc w wieku Jezusa, nie przypadkowo doszukuje się w swoim życiu spełnienia swego przeznaczenia, to jest: zostać pisarzem. Poznaje miłość swojego życia, która wyniszczająca z jednej strony, daje asumpt jednocześnie do podjęcia wyborów, które są niezbędne do zrealizowania marzenia swojego życia. jesteśmy więc świadkami narodzić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to