rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Autor pisze książkę a promocja musi stworzyć tekst, który sam w sobie, musi być dziełem napędzającym sprzedaż produktu. Dwa teksty, które jak w tym, i wielu innych przypadkach, nie mają ze sobą nic wspólnego. Sztampowo musi być mowa o odkryciu, przełomie, mistrzu czy mistrzyni czegoś tam literackiego. Jechaniem po bandzie jest na pewno dawanie tytułu, który jest dosłownym wyrażeniem jakości tekstu. Choć z drugiej strony podziękowania dla wydawcy za to, że wiadomo, co się bierze do ręki. Na własne ryzyko. Wyszła ogólna refleksja, bez merytorycznego nawiązania do treści książki, ale cóż... tam nie ma treści.

Autor pisze książkę a promocja musi stworzyć tekst, który sam w sobie, musi być dziełem napędzającym sprzedaż produktu. Dwa teksty, które jak w tym, i wielu innych przypadkach, nie mają ze sobą nic wspólnego. Sztampowo musi być mowa o odkryciu, przełomie, mistrzu czy mistrzyni czegoś tam literackiego. Jechaniem po bandzie jest na pewno dawanie tytułu, który jest dosłownym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze napisana, ciekawa książka, przyjemnie inicjująca refleksje typu "co by było gdyby". Może czasem to gdybanie jest na bardzo dużym poziomie ogólności. Na pewno znajdą się czytelnicy, którym będzie brakowało analitycznego podejścia do alternatywnych wizji rozwoju konkretnych wydarzeń z naszej historii kosztem rozważań nad ogólnymi procesami historycznymi. Ale cóż, im dalej trzeba wybiec w alternatywną przyszłość tym mniej przecież konkretów na których można bazować, bo punkt wyjścia do budowania alternatywnej historii następnych dekad jest też zmyśloną wersją historii. Stąd bardzo ciekawe rozważania o historii alternatywnej od wybuchu II wojny światowej do czasów powojennych i bardziej ogólne rozmyślania nad kolejnymi latami. Ciekawa lektura i kolejna książka, która może w trochę mniej zasadniczy sposób, ale jednak każe nam się zastanowić nad naszą polską historią i naturą społeczną. Trochę krytyki pod naszym adresem jest. Chyba zasłużonej, bo przecież nie wszystko złoto, co się świeci i nie można wciąż mitologizować naszej przeszłości. Książka trochę rozprawia się z naszym przekonaniem, że gdyby nie wojna to ho, ho... Przecież po odzyskaniu niepodległości wprost zmierzaliśmy ku mocarstwowości. Szczerek może trochę uwierać, szczególnie tych czytelników, którzy mocno wierzyli i wierzą, że jesteśmy zdolni nadawać ton dziejom jeśli nie świata, to Europy. I właśnie chyba tacy czytelnicy dawali najniższe oceny książce. Chciałoby się rzec, prawda o nas samych w oczy kole, ale chyba książka była pomyślna bardziej jako rozrywka, niż rozliczenie się z II RP i tym, czym mogła się stać. Nie mniej poważne refleksje także w tej książce są i dlatego warto ją przeczytać. Dobra, ciekawa lektura.

Dobrze napisana, ciekawa książka, przyjemnie inicjująca refleksje typu "co by było gdyby". Może czasem to gdybanie jest na bardzo dużym poziomie ogólności. Na pewno znajdą się czytelnicy, którym będzie brakowało analitycznego podejścia do alternatywnych wizji rozwoju konkretnych wydarzeń z naszej historii kosztem rozważań nad ogólnymi procesami historycznymi. Ale cóż, im...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dlaczego sięgnąłem po tę książkę? Pewnie dlatego, że Mróz jest wszędzie i że machina marketingowa, piejąca z zachwytów na temat jego książek, przykuła i moją uwagę. Czytywałem fragmenty jego powieści już wcześniej. Jednak by mieć prawo ocenić należycie trzeba przeczytać całość. Tak zrobiłem. To druga książka Mroza, po którą sięgnąłem. Pierwsza - "Kasacja" - spowodowała, że byłem zdegustowany jej poziomem. "Osiedle RZNiW" wywołuje podobne reakcje. Teraz już wiem, że styl prozy Mroza i jej poziom na pewno mi nie odpowiada. Może jeszcze sięgnę czasem po jego książkę, aby upewnić się edukacyjne, jak nie należy pisać, bo raczej nie spodziewam się ewolucji stylu, niezależnie czy będzie to książka kryminalna, obyczajowa czy historyczna.
W czym wg mnie tkwi słabość "Osiedla"? Brak wiarygodności w tej historii. Intryga jest bardzo słabo skonstruowana, a wplątani w nią bohaterowie przedstawieni bardzo płytko przez, co ich motywacja działania jest nieprzekonywująca. Jest w książce powierzchowność, sztuczność oraz brak zejścia w głąb psyche bohaterów, co sprawia, że książkę czyta się bez emocji.
Co najbardziej przeszkadza w lekturze? Nie będę wyliczał wszystkich niekonsekwencji i słabości w tworzeniu historii. To już nieodłączna cecha prozy Mroza. Ale to, co najbardziej uderza wyliczę.
Po pierwsze stylizacja językowa młodych mieszkańców osiedla. Nie potrafię tego do końca racjonalnie ująć, ale warsztatowo nie wyszło. Włożenie w usta przekleństw oraz młodzieżowych zwrotów nie załatwia sprawy. Deso został chyba wymyślony na zasadzie, że jak bohaterem jest hydraulik to niech mówi, co chwila "Daj holajzę" i my czytelnicy już uwierzymy, że to postać z krwi i kości. W książce Mroza język nie pasuje do postaci, bo jest niewiarygodna. Nie potrafię zrozumieć zaangażowania się Deso w poszukiwania zaginionej dziewczyny. On chyba też nie. Bohater przejęty jej zaginięciem udaje się z własnej woli do miejsca, gdzie może być poszukiwana, a jak już tam jest, to za chwilę ucieka stamtąd. Towarzysząca mu koleżanka zmuszona jest przypominać o celu wizyty, a i tak zostaje zignorowana. Twardziel, który nieznaną sobie koleżankę z klasy poszukuje wyręczając policję, bo zakłada, że policja nic nie zrobi w sprawie. O kulisach zaginięcia wiedzą dużo najbliżsi zaginionej i poszukującego, a sporo stron książki trzeba przewertować zanim dojdzie do wymiany informacji między nimi. A już tak intuicyjnie, to wydaje mi się, że autor nie zna świata o którym pisze, a ma za słaby warsztat, żeby to ukryć i stworzyć postacie interesujące czytelnika. Mam wrażenie, że operuje kliszami, schematami, które sprawiają, że w opisie książki można napisać że to powieść w rytmie rapu, czy hip-hopu, ale w czasie lektury widać, że pod powierzchnią nic nie ma. Wspomniany język pełen wulgaryzmów, czy wymienianie katalogu tytułów płyt i piosenek, nie spowoduje, że czytelnik wejdzie w ten świat. Pusta opowieść, bez emocji, bez dobrze motywacyjnie skonstruowanej intrygi, rozwlekła przed dialogi, w których autor dostrzegł szansę wykreowania świata hip-hopu, ale przez ich toporność, szansę te zmarnował.
Ciężka książka, która jak kamień pójdzie na dno literatury.

Dlaczego sięgnąłem po tę książkę? Pewnie dlatego, że Mróz jest wszędzie i że machina marketingowa, piejąca z zachwytów na temat jego książek, przykuła i moją uwagę. Czytywałem fragmenty jego powieści już wcześniej. Jednak by mieć prawo ocenić należycie trzeba przeczytać całość. Tak zrobiłem. To druga książka Mroza, po którą sięgnąłem. Pierwsza - "Kasacja" - spowodowała,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja druga książka z serii o Fjallbace. Zacząłem od "Kaznodziei", ale niewiele lub zgoła nic nie pamiętam z tej książki. Pewnie tak samo będzie z "Księżniczką lodu". Długa opowieść z wieloma postaciami powiązanymi ze sobą rodzinnymi koneksjami, pomiędzy które wpleciono intrygę kryminalną. Snuta jest powoli i raczej w sposób nudny - wydaje mi się, że zabrakło momentów, w których podrzucone informacje intrygują i pozwalają w trakcie lektury prowadzić śledztwo na własną rękę - wyciągając swoje wnioski, wyprzedzając detektywa na drodze do rozwiązania zagadki.
Książkę chyba przytłoczyła warstwa psychologiczna, choć ona też raczej jest mało ekscytująca. Uważam za przesadzone opinie o tym, że to także "opowieść obyczajowa z ciekawie nakreślonymi postaciami". To nakreślenie bohaterów wg mnie zrobiono czasami zbyt grubą kreską. Jest jakaś odrobina infantylności w opisach świeżo zawiązanych relacji damsko-męskich pomiędzy panem detektywem i jedną z bohaterek powieści, a wspomniana gruba kreska jest bardzo widoczna w opisie komisarza Mellberga czy Lucasa, męża despoty, który ciemięży siostrę jednej z głównych bohaterek. Jednej z głównych, bo ciężko powiedzieć, która z postaci jest tą główną, co chyba też powoduje nijakość tej książki i problem z oceną. Poprawnie napisane i nic więcej - ani tu tajemnicy, ani humoru, ani wciągających dialogów. Produkt wydawniczy.

To moja druga książka z serii o Fjallbace. Zacząłem od "Kaznodziei", ale niewiele lub zgoła nic nie pamiętam z tej książki. Pewnie tak samo będzie z "Księżniczką lodu". Długa opowieść z wieloma postaciami powiązanymi ze sobą rodzinnymi koneksjami, pomiędzy które wpleciono intrygę kryminalną. Snuta jest powoli i raczej w sposób nudny - wydaje mi się, że zabrakło momentów, w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Powrót do Jedwabnego Tomasz Budzyński, Ewa Kurek, Wojciech Sumliński
Ocena 7,7
Powrót do Jedw... Tomasz Budzyński, E...

Na półkach:

Książka liczy 300 stron. Jeśli odjąć rozważania o tym, ile pracy kosztowało przekopanie się autorów przez archiwa, zrobienie kwerend oraz przeprowadzenie wywiadów to pozostanie może 100 stron jakieś konkretnej treści. Jakiej? Sztampowo powielone wątpliwości związane z Jedwabnem, czyli rola nazistów w mordzie, liczba ofiar, wiarygodność świadków. Tematy, którymi żyje internet. Kompletnie nie widać tego czasu spędzonego nad materiałami. Żenująca merytorycznie praca za którą stoi niby doświadczony dziennikarz śledczy. Ot, snute w sposób nużący dywagacje osobiste na temat Jedwabnego, nacechowane niechęcią do Żydów, gdzie Jedwabne, użyte w tytule jest tylko jednym z wątków, których wydźwięk jest taki, że społeczność żydowska była antypolska, nie szanowała Polski kiedyś i teraz.
Snucie teorii o zadowoleniu Żydów z powstania getta w Warszawie jest dla mnie numerem jeden tej książki. Brak empatii i zastanowienia się nad sztubackimi i prostackimi teoriami, jakoby stłoczenie na kilkunastu kilometrach kwadratowych 300 tyś. ludzi, miało być ziszczeniem się marzeń żydowskiej społeczności o tak przez nich pożądanej autonomii. Byli tak zadowoleni, że z ochotą finansowali mur, który ich zamknął!
Można stawiać teorie, ale warto podeprzeć się materiałami źródłowymi, jeśli staje się do dyskusji z bogatą literaturą na temat relacji polsko-żydowskich i mordu w Jedwabnem.
Amatorski skład, błędy to wszystko sprawia, że aż sam się dziwię, że sięgnąłem po ten tytuł. To absolutny bełkot amatora. Znajdzie czytelników, ale spodoba się tym, którzy już mają swoje zdanie na temat Jedwabnego i Żydów, a ich poglądy oddaje w pełni rysunek zdobiący okładkę książki.

Książka liczy 300 stron. Jeśli odjąć rozważania o tym, ile pracy kosztowało przekopanie się autorów przez archiwa, zrobienie kwerend oraz przeprowadzenie wywiadów to pozostanie może 100 stron jakieś konkretnej treści. Jakiej? Sztampowo powielone wątpliwości związane z Jedwabnem, czyli rola nazistów w mordzie, liczba ofiar, wiarygodność świadków. Tematy, którymi żyje...

więcej Pokaż mimo to