-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-11-17
Były student Roberta Langdona, multimilioner, informatyk i futurysta – Edmund Kirsch, zaprasza swojego byłego wykładowcę do Muzeum Guggenheima w Bilbao, gdzie zamierza ogłosić swoje odkrycie, które wstrząśnie posadami wszystkich religii. Uchodzący za wizjonera swoich czasów Kirsch, tuż przed wygłoszeniem finalnej części wykładu zostaje zastrzelony przez zamachowca. Robert Langdon ma niewiele czasu, aby odkryć to co chciał ogłosić światu jego przyjaciel.
Kolejny już raz w powieści Browna mamy do czynienia z tym samym schematem. Langdon, piękna kobieta, zagadka oraz atrakcyjne turystycznie miejsca. Dotychczas była to niezawodna recepta na sukces, ale ile razy można serwować dokładnie to samo? Ten powielany schemat jest niczym broń obosieczna. Z jednej strony stało się to potwornie oklepane i nużące, jednak z drugiej strony czy to właśnie nie ta powtarzalność jest magnesem dla milionów czytelników na świecie? W końcu dwa pierwsze tomy z cyklu o Robercie Langdonie sprzedały się w ilości blisko 120 mln egzemplarzy.
Akcja pierwszej części powieści dzieje się w Bilbao, po czym Brown brawurowo transportuje swojego bohatera z jego piękną towarzyszką do Barcelony. Robert Langdon zwiedzi m.in. Casa Milà i monumentalną Sagrada Familia do czego nawiązuje gustowny projekt okładki. Perspektywa połączenia sztuki Gaudiego z wyobraźnią Dana Brown była dla mnie największym wabikiem do sięgnięcia po “Początek”. Niestety mój apetyt musiał obejść się smakiem. Wprawdzie amerykański pisarz sporą część powieści poświęcił na opisy architektury, jednak nie zdołał do tego dobrać żadnej chwytliwej teorii spiskowej do czego przyzwyczaił w najlepszych książkach.
Chociaż fabuła jest niezbyt skomplikowana, książka liczy prawie 600 stron! Opisywana historia, nie ma aż takiego potencjału, żeby rozwlekać ją na tak dużą ilość stron. Z wszystkich książek z cyklu o Robercie Langdonie, “Początek” ma najmniej treści związanej z samym Langdonem. Jako swoisty zapychacz posłużyły liczne wątki poboczne, które niewiele wnosząc do fabuły tylko sztucznie nabijają ilość stron. Mam wrażenie, że nie mając pomysłu na rozwinięcie fabuły, autor na siłę próbował wydłużyć książkę do porównywalnej ilości stron jak we wcześniejszych tomach.
Wszystko można wybaczyć jeśli puenta będzie zaskakująca, ale i tego również zabrakło. Finalnego rozwiązania zagadki domyśliłem się bardzo szybko. Wiedziony doświadczeniem wyniesionym z innych książek Browna, do końca liczyłem na jakiś zwrot akcji lub zaskoczenie, ale nic takiego nie nastąpiło. Zakończenie jest przewidywalne i chyba najprostsze z możliwych. Odkrycie Kirscha, które w domyśle miało być trzęsieniem ziemi, w rzeczywistości nie jest niczym niezwykłym. Do tego klasyczny zabieg mający na celu zmylenie tropów, jest nieudolny i zawodzi na całej linii.
Nie jest tajemnicą, że warsztat pisarski Dana Browna jest dość ubogi. Stylistycznie jest to wyjątkowo średni, a wręcz słaby pisarz. Dotychczas jego największym atutem była umiejętność tworzenia skomplikowanej fabuły opartej na dużej ilości źródeł. Brown pozbawił się wszystkich swoich atutów za wyjątkiem solidnej porcji wiedzy o architekturze. “Początek” jest literacko słaby, pisany bardziej na modłę scenariusza do filmu niż pełnoprawnej powieści sensacyjnej. Poruszane tematy zmuszają do własnych przemyśleń na temat przyszłości religii, ale są przedstawione w niezbyt atrakcyjny sposób.
Jeśli do tej pory nie czytaliście Dana Brown wcale, polecam zacząć od jego wcześniejszych książek. W moim osobistym rankingu spośród 5 powieści o Robercie Langdonie, “Początek” zajmuje zaledwie 4 miejsce przed słabym “Zaginionym symbolem” i po całkiem niezłym “Inferno”. Pozycja tylko dla najwierniejszych fanów jako uzupełnienie cyklu.
www.poruta.pl
Były student Roberta Langdona, multimilioner, informatyk i futurysta – Edmund Kirsch, zaprasza swojego byłego wykładowcę do Muzeum Guggenheima w Bilbao, gdzie zamierza ogłosić swoje odkrycie, które wstrząśnie posadami wszystkich religii. Uchodzący za wizjonera swoich czasów Kirsch, tuż przed wygłoszeniem finalnej części wykładu zostaje zastrzelony przez zamachowca. Robert...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy można coś ciekawego napisać o brudnej robotniczej mieścinie? Marcin Wroński to potrafi. Komisarz Maciejewski rozwiązuje zagadkę zabójstwa młodego zapaśnika. Chełmskie podziemia kredowe w roli głównej. Narracja jest ciekawie prowadzona. Zagadka kryminalna jest interesująca i trzyma w napięciu do samego końca.
/ poruta.pl
Czy można coś ciekawego napisać o brudnej robotniczej mieścinie? Marcin Wroński to potrafi. Komisarz Maciejewski rozwiązuje zagadkę zabójstwa młodego zapaśnika. Chełmskie podziemia kredowe w roli głównej. Narracja jest ciekawie prowadzona. Zagadka kryminalna jest interesująca i trzyma w napięciu do samego końca.
/ poruta.pl
Dla mnie osobiście najlepsza z całego cyklu o Maciejewskim. Piękny renesansowy Zamość, poprawka, brudny i malaryczny Zamość. Występują Leśmian i Młodożeniec. Polecam każdemu na przystawkę cyklu Maciejewskiego, tym bardziej że chronologicznie książka jest pierwsza.
/poruta.pl
Dla mnie osobiście najlepsza z całego cyklu o Maciejewskim. Piękny renesansowy Zamość, poprawka, brudny i malaryczny Zamość. Występują Leśmian i Młodożeniec. Polecam każdemu na przystawkę cyklu Maciejewskiego, tym bardziej że chronologicznie książka jest pierwsza.
/poruta.pl
Chyba jedyna książka katolickiego świętego jaką przeczytałem choć Augustyn wcale taki święty to nie był. Ponadczasowa i uduchowiona. Chrześcijaństwo w duchu neoplatonizmu.
/poruta.pl
Chyba jedyna książka katolickiego świętego jaką przeczytałem choć Augustyn wcale taki święty to nie był. Ponadczasowa i uduchowiona. Chrześcijaństwo w duchu neoplatonizmu.
/poruta.pl
Trudno mi zrozumieć autorów, którzy z uporem maniaka cała czas jadą na sequelach. Własna wizja czy naciski wydawnictwa?
Postać Eberharda Mocka można było z powodzeniem zamknąć na piątym tomie, a już definitywnie na ostatnim prequelu "Mock".
"Ludzkie Zoo" to typowa książka typu przeczytaj (jeśli jesteś fanem) i zapomnij. Zagadki praktycznie nie ma, śledztwa też nie. Brakuje pomysłu na fabułę, jakiegoś zaskoczenia lub chociaż zwrotu akcji. Szybko można zmiarkować się co ma na myśli autor i do czego zmierza. Do końca zagadką pozostaje tylko tożsamość głównego czarnego charakteru.
Na pewno jest to najbardziej brutalna, mroczna, sadystyczna i można powiedzieć zgniła książka z całej serii. Złe charaktery narysowane przez Krajewskiego wzbudzają faktyczne obrzydzenie. Akcja toczy się tuż przed wybuchem I WŚ, Krajewski stworzył studium okrucieństwa i nieludzkich eksperymentów jakie nastąpiły w czasie I WŚ, a później na większą skalę podczas II WŚ.
Sama kompozycja książki jest mocno naciągana. Ostatnią kropkę można postawić mniej więcej na 3/4 długości, kiedy kończy się akcja powieści we Wrocławiu. Rozdział "afrykański" odbieram jako wypełniacz objętości, aby wszystkie książki z serii miały podobną długość.
Mocno przeciętnie, naciągane 5/10 i to tylko z sentymentu. Z książki zapamiętam tylko zawstydzający fakt, że jeszcze całkiem niedawno tytułowe "Ludzkie Zoo" jeździło faktycznie po XX wiecznej cywilizowanej Europie.
www.poruta.pl
Trudno mi zrozumieć autorów, którzy z uporem maniaka cała czas jadą na sequelach. Własna wizja czy naciski wydawnictwa?
więcej Pokaż mimo toPostać Eberharda Mocka można było z powodzeniem zamknąć na piątym tomie, a już definitywnie na ostatnim prequelu "Mock".
"Ludzkie Zoo" to typowa książka typu przeczytaj (jeśli jesteś fanem) i zapomnij. Zagadki praktycznie nie ma, śledztwa też nie....