-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2013-07-06
2013-07-10
Cinder próbuje wydostać się z więzienia, choć wie czym to grozi, ale po tym, czego się dowiedziała musiała coś z tym zrobić. Nawet świadomość zostania najbardziej poszukiwanym zbiegiem we Wspólnocie Wschodniej ją nie zniechęca. Wie, że gdyby siedziała z założonymi rękami czekając swoją egzekucję na nic by się zdały wszystkie trudy. Zaś po drugiej stronie kuli ziemskiej, w Europie Scarlet Benoit próbuje odnaleźć swoją zaginioną babcię. Podczas poszukiwań spotyka Wilka, który prawdopodobnie zna miejsce pobytu babci i który zapoznaje ją ze sprawami, a co najważniejsze z prawdą, którą nigdy nie poznała i której nigdy nie miała poznać. Ale to nie wszystko, bo właśnie w najmniej oczekiwanym momencie na drodze staje im Cinder… Jakie nowe pytania przynosi? Co się stało z babcią Scarlet? Kim tak naprawdę jest tajemniczy Wilk? Czego dowie się Scarlet? Jaką taktykę obrała królowa Luny i w jaki sposób zaatakowała Ziemię?
Marissa sprawnie połączyła losy dwóch bohaterek tworząc z tego jedną i spójną całość. Wszystko jest zależne od czegoś i nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie jest tak, że dziewczyny w jednym momencie po prostu wpadają na siebie na ulicy, bo ich spotkanie jest zależnie od przeszłości i podjętych decyzji.
Choć ciekawych pomysłów i akcji drugiej księdze nie brakuje to nie wiem czemu, ale podobała mi się ona jakby mniej. Nie wiem, czym jest to spowodowane, bo i przy „Scarlet” towarzyszyły mi podobne emocje: szczypta przewidywalności pomieszana z zaskoczeniem i szybko bijące serce spowodowane niektórymi sytuacjami. Pomimo tego jednak nie czułam takiego przywiązania jak z „Cinder”.
I w tej części nie zawiodłam się pod względem bohaterów. Może to wakacje i słońce tak na mnie działają, a może po prostu kunszt Meyer, która tak sprawnie tworzy swoje postacie. Oczywiście w kontynuacji mamy możliwość zapoznania się z nowymi postaciami takimi jak Scarlet, Wilk czy choćby Michelle Benoit, to jedne z tych ważniejszych, bo oprócz tego znajdziemy tutaj wielu innych nowych pobocznych bohaterów. I to właśnie Wilk wzbudził we mnie największe zainteresowanie. Jego czyny, słowa i sama historia.
I znowu zakończenie pojawiło się jakby znikąd. Ostatnio zbyt często doznaję takiego szoku przy zakończeniach książek, bo niewiadomo kiedy, a już czytam podziękowania. A niestety na trzecią księgę będę musiała trochę poczekać, choć nie wiem jak ja to zniosę, bo chciałabym ją mieć w tym momencie i od razu ją zacząć, tak samo jak było ze „Scarlet”, którą na szczęście miałam po zakończeniu księgi pierwszej. A teraz muszę czekać prawie rok na kontynuacje. Będzie to jedna z tych najbardziej wyczekiwanych przeze mnie przyszłorocznych premier. Jestem ciekawa całej historii, losów już poznanych i nowych bohaterów, a co najważniejsze baśniowych elementów, bo to one w głównej mierze mnie interesują.
Druga księga „Sagi Księżycowej” nie porwała mnie może w równym stopniu, co jej poprzedniczka, ale i mnie nie zawiodła. Styl pisania, rozdziały rozpoczynające się krótkim cytatem z baśni, dialogi, po których uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, bohaterowie, połączenie losów Scarlet i Cinder i intrygujące zakończenie sprawiają, że sagę Marissy Meyer mogę polecić każdemu, bo naprawdę jest tego warta. Coś innego w nowościach wydawniczych, które do niedawna były pełne wampirów, wilkołaków i upadłych aniołów, a teraz są pełne różnego rodzaju antyutopii i dystopii. Coś innego i jak dla mnie świeżego, dlatego tym bardziej namawiam do zapoznania się z „Sagą Księżycową”.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/07/saga-ksiezycowa-scarlet-marissa-meyer.html
Cinder próbuje wydostać się z więzienia, choć wie czym to grozi, ale po tym, czego się dowiedziała musiała coś z tym zrobić. Nawet świadomość zostania najbardziej poszukiwanym zbiegiem we Wspólnocie Wschodniej ją nie zniechęca. Wie, że gdyby siedziała z założonymi rękami czekając swoją egzekucję na nic by się zdały wszystkie trudy. Zaś po drugiej stronie kuli ziemskiej, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-06
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/06/reckless-nieustraszony-cornelia-funke.html
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/06/reckless-nieustraszony-cornelia-funke.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-28
Kaja to zwyczajna narzekająca na swój wygląd, mająca na głowie szkołę, interesująca się książkami nastolatka. Jednak jej dotychczasowe spojrzenie na świat się zmienia za sprawą małej Marysi. Wnuczki sąsiadki, którą nagle musi się zaopiekować. Od tego momentu zamienia się dla małej podopiecznej w Dobrą Wróżkę. Jak sobie poradzi? Czy pozbędzie się swojej niechęci do dzieci? Czy Kaja zamieni życie Marysi w bajkę? Jeśli tak, to, na czym będzie polegała ta zmiana?
Agnieszka Tyszka to polska pisarka urodzona w 1964 roku w Toruniu. Jej twórczość była prezentowana w Jedyneczce. Jak sama pisze lubi czytać książki, zachwycać się drobiazgami, zaglądać w swoje sny i słuchać śpiewających kobiet. Jest autorką wielu książek dla dzieci i młodzieży oraz scenariuszy. Napisała między innymi Siostry Pancerne i pies, Świat się roi od Marianów, Miłość niejedno ma imię czy M jak DżeM. Zasupłana historia to jej najnowsza powieść.
Książka zaciekawiła mnie swoją historią. Zwyczajna nastolatka nagle musi zająć się wnuczką swojej sąsiadki, w czym ważną rolę odgrywają bajki i baśnie, które uwielbiam. Pamiętam, jak w dzieciństwie pod choinkę dostawałam wielkie tomiszcze Złotych Ksiąg baśni i bajek właśnie. A przepraszam, od Mikołaja! I pamiętam, jak przez wiele lat lubiłam je wyciągać z szafki na książki, przeglądać, czytać niektóre. Jest to wielka część moich dziecięcych lat, dlatego też, tak uwielbiam do niej wracać. Nawet przez te uwspółcześnione powieści. Lubię nowe spojrzenie na stare dzieła i jestem ciekawa nowej interpretacji innego autora.
Muszę jednak z przykrością przyznać, że Zasupłana historia nie zachwyciła mnie. Spodziewałam się, czegoś naprawdę lepszego. Może gdybym przeczytała tę powieść w wieku dziesięciu czy dwunastu lat powieść Agnieszki Tyszki wywarłaby na mnie większe wrażenie, jednak teraz nie przypadła mi do gustu na tyle, ile myślałam, że mi się spodoba.
Trochę za bardzo magiczna i trochę za bardzo zbyt hm… dobra i ciepła? Nie mam na myśli, że powieść jest dobra, ale że wszystko wyjaśnia się za tak nagle, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki – w dosłowni i w przenośni. Żeby życie było tak łatwe i wszystko szło po naszej myśli, nawet w najbardziej krytycznych momentach. Może jestem już do szpiku kości zepsutą pesymistką, albo za bolesną realistką, ale niestety nie ujmuje mnie takie coś w powieściach. Nawet w tych młodzieżowych. Może się starzeje? Może moje nastawienie do życia spowodowane takim, a nie innym biegiem wydarzeń za bardzo nasączyło mnie pesymistycznym spojrzeniem na otaczający mnie świat? Nie wiem, ale lubię czuć, że powieść jest życiowa, że nie jest zbyt przesłodzona i że nie brak jej lekkiej nutki dramatyzmu – wszakże nasze życie nie jest usłane różami i nie wszystkie komplikacje czy też trudne sprawy się wyjaśniają, ale trzeba to jakoś wytrzymać i umieć sobie z tym radzić. Oczywiście takie powieści dają nadzieję na lepsze jutro i na to, że życie jednak może być piękne. Ale chyba nie aż tak, bo nawet ono musi mieć jakieś swoje słabsze strony, które nas umacniają, ale z jednej strony nie dają nam o sobie zapomnieć.
Kreacja bohaterów też nie jest nie wiadomo, jak wspaniała. Typowe nastolatki, typowe zachowanie, wszystko typowe dla tego typu powieści. Przemiana jest widoczna, jest pożądana, ale to wszystko już było. Często zdarza mi się, że jakoś nie pasuje mi wiek bohatera podany w książce i dla mnie jest on zbytnio zawyżony. I tak jest tym razem, bo w wielu sytuacjach Kaja zachowywała się trochę za dziecinnie. Jest rok starsza ode mnie, a w takich sytuacjach jej spontaniczne zachowanie wydawało się z lekka żałosne. No, ale w końcu każdy człowiek jest inny i może po prostu ja nie spotykam takich ludzi. Jedynie Marysia ratuje sytuację, ale tylko w małym stopniu. Współczułam jej sytuacji, w jakiej się znalazła. W końcu to małe dziecko, które gdyby nie chciwość i bezmyślność innych miałoby naprawdę inne i bardziej udane dzieciństwo.
W Zasupłanej historii mamy także okazję spotkać się unowocześnionymi baśniami i bajkami Kai. Niektóre były naprawdę ciekawe, zaś inne wręcz przeciwne. Straciły już ten swój bajkowy urok, a były po prostu inspiracją. Myślałam, że będą jednak trochę lepsze jakościowo, no ale przeliczyłam się.
Jedyną tajemnicą jest „CDN.”, które widnieją po ostatnich słowach powieści. Czy Agnieszka Tyszka chce tym zabiegiem zakomunikować czytelnikom, że planuje napisanie kontynuacji losów Kai i Marysi? Sądzę, że jest to niepotrzebne, bo Zasupłana historia ma już swój koniec, ale jeśli autorka myśli inaczej… Z pewnością się temu bliżej przyjrzę, jeśli jakieś wieści do mnie dotrą, a i może moja ciekawość dosięgnie tego stopnia, że i nawet tę kontynuację przeczytam. Drugie spotkanie z Tyszką, a trzecie z cyklem wydawniczym Niebieskie Migdały uważam jednak za niezbyt udane. Mam nadzieję, że kolejne pozycje z tej serii będą o wiele lepsze, bo to już niestety drugi zawód i to na polskim autorze. Najwidoczniej jestem wybredna, albo zupełnie inna, bo parząc na opinie ta książka dostaje naprawdę pozytywne. No cóż… ode mnie takiej niestety nie dostała.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/12/zasupana-historia-agnieszka-tyszka.html
Kaja to zwyczajna narzekająca na swój wygląd, mająca na głowie szkołę, interesująca się książkami nastolatka. Jednak jej dotychczasowe spojrzenie na świat się zmienia za sprawą małej Marysi. Wnuczki sąsiadki, którą nagle musi się zaopiekować. Od tego momentu zamienia się dla małej podopiecznej w Dobrą Wróżkę. Jak sobie poradzi? Czy pozbędzie się swojej niechęci do dzieci?...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-06
Królestwo to kraina prawie doskonała. Urodzajne ziemie i lud, który jest wierny Starym Zasadom. Najmłodsza z córek króla wiedzie beztroskie życie na dworze swojego ojca razem z braćmi. Aleksandra mimo wszystko jest bardziej przywiązana do swojej matki, która poświęca jej wiele uwagi ucząc ją co powinna wiedzieć Bystra. Kiedy jednak matka zostaje zabita przez okrutną bestię Aleksandra wie, że to nie był tylko przypadek, próbując uzdrowić matkę wszystkimi znanymi sposobami. Po tym wszystkim jej ojciec każdego dnia wyrusza do lasu wytropić bestię, codziennie wracając z pustą ręką. Ale pewnego razu to się zmienia… Wraca on bowiem z piękną niewiastą znalezioną w lesie. Od tego momentu wszystko nabiera tempa. Kobieta oczarowuje króla i jego poddanych, a ten nie chcąc tracić czasu poślubia ją. Nieudolna próba odkrycia mrocznych sekretów macochy, kończy się wywiezieniem Aleksandry do Midland i wygnaniem jej braci z Królestwa. Co z tym wszystkim mają wspólnego łabędzie? Czy Aleksandra odkryje mroczne tajemnice macochy? Co za bestia zabiła mądrą i bystrą królową? Czy Aleksandra odnajdzie w sobie niezwykłą moc? Czy uczucie, które połączyło ją z Gabrielem przejedzie próbę czasu?
Piękna okładka to jest to, co pierwsze rzuca się w oczy. Jednak z tego, co zauważyłam to znak rozpoznawczy okładek serii „Poza czasem” wydawanej nakładem wydawnictwa EGMONT. Mają w sobie pewien urok i gdy tylko spojrzy się na okładkę od razu widać, że jest to książka z tego cyklu wydawniczego. „Królestwo łabędzi” jest już drugą książką Zoe Marriott wydanej właśnie w tym cyklu wydawniczym, pierwszą były „Cienie na księżycu”.
„Królestwo łabędzi” nawiązuje do pięknej baśni Hansa Christiana Andersena „Dzikie łabędzie”. Muszę przyznać, że wcześniej ich nie znałam, a żeby poznać nawiązanie do niej czym prędzej ją przeczytałam. Co mogę powiedzieć? Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że „Królestwo łabędzi” przeczytałam pierwsze, czy też nie, ale powieść Marriott bardziej przypadła mi do gustu. Może dlatego, że było w niej więcej magii, którą uwielbiam? Była bardziej romantyczna? Jednak nie ma co porównywać baśni do powieści. Co najważniejsze nawiązanie jest tu bardzo widocznie, czego się nie spodziewałam, a co mnie pozytywnie zaskoczyło.
Aleksandra pomimo wieku jest silną osobowością, co pokazała przystąpieniem do zadania. Nie zgadza się na wszystko, wie czego chce i do tego dąży, nie zważając na swój fizyczny ból. Miłość i przywiązanie są dla niej ważniejsze. A Gabriel? Jest dobrze wychowanym młodzieńcem, rozumiejący swoją ukochaną. Tak, z pewnością należy do tego rodzaju bohaterów, z którymi sami, a raczej same z chęcią byśmy się zapoznały i ja tutaj nie jestem wyjątkiem, bo kto by nie chciał przystojnego i troskliwego księcia?
Jeśli autorka tak ciekawie pokazała swoją wizję baśni Andersena, to jestem bardzo ciekawa „Cieni na księżycu”, która z tego, co wiem również nawiązuje to jednej ze znanych baśni. Ciekawa fabuła i sprawnie poprowadzone tempo akcji, a także łatwy w odbiorze język to z pewnością najważniejsze atuty książki brytyjskiej pisarki. „Królestwo łabędzi” polecam wszystkim poszukiwaczom powieści przesyconej magią, miłością i baśniowością, bo to wszystko zaserwowała swoim czytelnikom Zoe Marriott w swojej drugiej już pozycji. Czekam z niecierpliwością na więcej jej książek na polskim rynku wydawniczym i na to, kiedy w końcu będę mogła przeczytać jej debiut.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/04/krolestwo-abedzi-zoe-marriott.html
Królestwo to kraina prawie doskonała. Urodzajne ziemie i lud, który jest wierny Starym Zasadom. Najmłodsza z córek króla wiedzie beztroskie życie na dworze swojego ojca razem z braćmi. Aleksandra mimo wszystko jest bardziej przywiązana do swojej matki, która poświęca jej wiele uwagi ucząc ją co powinna wiedzieć Bystra. Kiedy jednak matka zostaje zabita przez okrutną bestię...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-27
Co by było gdyby lustro w gabinecie ojca nie byłoby takie, jakim go każdy widzi? Gdyby okazało się, że ma swoją drugą stronę podobnie jak szafa z „Opowieści z Narnii”? W jednym momencie jesteśmy w ulubionym pomieszczeniu rodzica, a w drugim w zupełnie innym świecie. Świecie, o którym każdy marzy, śni, czyta, ogląda bajki. Świat pełen smoków, karłów, skrzatów, krasnoludów, a także przeróżnych baśniowych przedmiotów czy miejsc, takich jak szklany pantofelek Kopciuszka, zamek Śpiącej Królewny, kije samobije, samonakrywający się stoliczek czy też zaczarowany worek, dzięki, któremu wróg zniknie bezpowrotnie. Jednak jak w każdej baśni są tutaj także okrutne wiedźmy zjadające dzieci, krawiec szyjący ubrania z ludzkiej skóry i goyle.
W takim świecie znalazł się właśnie Jakub Reckless. Po odejściu ojca, jego mama została sama z nim i jego młodszym bratem. Jakub pewnego dnia po raz kolejny potajemnie wchodząc do pokoju taty odkrywa tajemnicę lustra. Wchodzi w ten piękny i tajemniczy świat pełen magii. Najpierw zostaje tam na kilka godzin, później dni, miesiące, lata. Jednak pewnego dnia popełnia błąd i pozwala przejść na drugą stronę również swojemu młodszemu bratu. Z czasem ciało Willa zaczyna zamieniać się w nefryt. Czemu spotkało to akurat Willa? W co się zamienia? Czy odnajdzie lekarstwo na to, co dzieje się z jego bratem? Jaką cenę będzie musiał za to zapłacić? Cym są kolory Śnieżki po drugiej stronie lustra?
Odkąd zobaczyłam zapowiedź nowej książki Cornelii Funke od razu zapragnęłam ją przeczytać. Pamiętam jak pomimo tych dziesięciu czy jedenastu lat wręcz pochłonęłam „Atramentowe serce” jej autorstwa. Kolejnych tomów niestety nie przeczytałam do dzisiaj, ale mam w planach to nadrobić, bowiem muszę się dowiedzieć jak skończy się cała historia. Widząc już, że Cornelia talent i pomysł na swą powieść ma, więc nie mogłam sobie odmówić przeczytania jej najnowszej powieści.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jakieś dziwne, czarne kartki. Pomyślałam wtedy „kurcze, chyba coś jest nie tak”, tak więc od razu otworzyłam i zaczęłam wertować książkę, a tam co? Bajeczne ilustracje na początku każdego rozdziału. W tym momencie padłam z wrażenia i zaczęłam oglądać ją od początku nie mogąc nacieszyć oczu obrazami w niej zawartymi.
Funke po raz kolejny przeniosła nas do świata pełnego uroku i magii. Jednak pod warstwą tej fantastycznej otoczki kryje się historia o sile braterstwa, miłości, zaufaniu. Z bohaterami jakoś szczególnie się nie zżyłam. Autorka jakoś mi na to nie pozwoliła, jednak można powiedzieć, że zapałałam do nich jakąś tam sympatią, a szczególnie do lisicy. Bohaterowie „Atramentowego serca” bardziej mnie do siebie przekonali.
W tej powieści nie znajdziecie akcji toczącej się w zawrotnym tempie. Tu wszystko ma swój czas i swój moment, jednak mam nadzieję, ze Cornelia zaszczyci nas jeszcze ciekawszą i bardziej dynamiczną akcją, a także pozwoli mi na zżycie się z bohaterami w drugiej części trylogii „Reckless”. Z tego, co czytałam kontynuacja nabiera tempa, więc tym bardziej nie mogę się doczekać, aczkolwiek przez cały czas się zastanawiam, co będzie w kolejnych księgach. „Kamienne ciało” jest pełna baśniowości, więc w szczególności polecam ją fanom tej autorki, ale także czytelnikom poszukującym w pewien sposób powrót do dzieciństwa i do baśni w trochę innym wydaniu.
____
http://szeptksiazek.blogspot.com/
Co by było gdyby lustro w gabinecie ojca nie byłoby takie, jakim go każdy widzi? Gdyby okazało się, że ma swoją drugą stronę podobnie jak szafa z „Opowieści z Narnii”? W jednym momencie jesteśmy w ulubionym pomieszczeniu rodzica, a w drugim w zupełnie innym świecie. Świecie, o którym każdy marzy, śni, czyta, ogląda bajki. Świat pełen smoków, karłów, skrzatów, krasnoludów, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jestem zbyt ciekawska, naprawdę. I uświadamiam sobie to na każdym kroku. A szczególnie, jeśli chodzi o książki. Tu to już w ogóle… Nic, tylko piekło. Bo inaczej chyba tego nazwać nie mogę. Takim jednym schodkiem do tego jakże strasznego miejsca (chociaż mając na uwadze piekło Katarzyny Bereniki Miszczuk to mam, co do tego pewne wątpliwości…) jest pierwsza księga „Sagi Księżycowej”. Książki swego czasu nie miałam zamiaru czytać. Nic mnie do niej nie przyciągało. A nie, przepraszam nawiązanie do baśni i naprawdę przyciągająca okładka. To tylko w jakiś sposób mnie interesowało, ale tak? Nic, kompletnie. Jednak po tych wszystkich ochach i achach nad nią - zmiękłam. Czyli nic nowego u mnie. Moja ciekawość osiągnęła tak wysoki stan, że nie wytrzymałam i powiedziałam, że muszę przekonać się na własnej skórze, co do „Cinder”. Bo ileż można czytać o czymś i to czytać same pochlebstwa? Zmieniłam zdanie i przeczytałam. Czy jestem wdzięczna mojej ciekawości, czy wręcz przeciwnie nienawidzę jej i postaram się nią już nigdy (tak, tak oczywiście) nie kierować?
Nowy Pekin. Świat po IV wojnie światowej. Zdziesiątkowany przez zarazę. Poszukiwanie antidotum trwa. Właśnie w takim miejscu żyje Cinder – cyborg, dziewczyna, która nie pamięta dokładnie swojej przeszłości, obywatelka drugiej kategorii, zwykły-niezwykły, bo jeden z najlepszych w Nowym Pekinie mechanik. Ale do czasu… Do czasu, kiedy na jej drodze staje niezwykle przystojny książę Kai. Od tego czasu zmienia się całe życie Cinder. Z nic nieznaczącego cyborga staje się jedną z ważniejszych osób w międzygalaktycznej walce z bezwzględną królową Luny. Czy ochroni swoją przyszłość? Czego dowie się o swojej przeszłości?
Marissa Meyer jest amerykańską pisarką będącą fanką dziwaczności, od dzieciństwa uwielbiająca baśnie, co chyba widać po pierwszej księdze jej nowej sagi. „Saga Księżycowa. Cinder” jest jej debiutem, choć jak sama mówi, ma niezłą kolekcję powieści niedokończonych.
Tak, tak i oto przyszedł czas na przyznanie się do… chyba już wiecie czego. Tak, tak jestem wdzięczna mojej „chorej” ciekawości, bo bez tego nie poznałabym debiutu Marissy Meyer. Debiutu niezwykle udanego. Choć początek był dla mnie trudny. Aż wstyd się przyznać, ale dokładnie na pierwszej stronie pomyślałam, co też ludzie w niej widzą. Kilka stron, nic. Ale później. Z każdą kolejną stroną, zaczęłam się przekonywać. Tak, Marissa i mnie porwała do swojej historii, do historii dziewczyny, cyborga.
Nie mówię, ze ta książka nie ma wad. Bo ma. Ja dopatrzyłam się tak naprawdę jednej wady. Przewidywalności. Ale... Tak, jest jakieś ale. I to ale dotyczy tego, że autorce w tej przewidywalności udało się mnie zaskoczyć. Czegoś się domyśliłam, czegoś nie, więc tak naprawdę jest dobrze. Do jej debiutu podchodziłam z dużą dawką ostrożności, dlatego też nie zawiodłam się, a wręcz przeciwnie zachwyciłam.
A co z tą baśnią w tle? Jest, bo jakże miałoby jej nie być. Doszukiwanie się podobieństw mnie w pewien sposób bawiło, bo byłam ciekawa, które elementy będą wspólne. I takowe były. Jednak autorka przedstawiła je na swój sposób na potrzeby zupełnie innych realiów. To już nie jest piękna i ckliwa opowieść o Kopciuszku. Tu oprócz tego jest wojna, walka, polityka i przyszłość… Z jednej strony lepsza, bardziej fascynująca, a to za sprawą tych wszystkich nowych urządzeń i nowych możliwości, a z drugiej bolesna i okropna, a to za sprawą zarazy i wojny. A raczej wojen, które ludzkość musiała stoczyć, aby znaleźć się w punkcie i rzeczywistości, którą przedstawiła Meyer.
Bohaterami jestem zachwycona. A szczególnie Iko. Niezwykle zabawna istota, która zdobyła moje serce i zapragnęłam mieć takową również przy sobie. Podobnie jest z księciem, który także znalazł miejsce w moim sercu. Cinder jest postacią niesamowicie ciekawą, tak samo, jak królowa Luny czy nawet doktor Erland. Na uwagę zasługuje również wątek Lunarów, który mam nadzieje zostanie bliżej przedstawiony w kolejnych tomach.
Zakończenie jest niezwykle intrygujące i już nie mogę się doczekać, kiedy dopadnę się do drugiej części, którą na szczęście mam. Jestem ciekawa, co będzie z Cinder i co będzie z tymi baśniowymi elementami. Co tym razem przedstawi Marisssa i w jaki sposób to zrobi. Czy będzie równie dobrze, jak zrobiła to w tej części? Tego dopiero dowiem się po przeczytaniu „Scarlet”, a już dziś polecam wam sięgnięcie po „Sagę Księżycową. Cinder” mając nadzieję, że będziecie równie zadowoleni z lektury.
_____
http://szeptksiazek.blogspot.com/2013/07/saga-ksiezycowa-cinder-marissa-meyer.html
Jestem zbyt ciekawska, naprawdę. I uświadamiam sobie to na każdym kroku. A szczególnie, jeśli chodzi o książki. Tu to już w ogóle… Nic, tylko piekło. Bo inaczej chyba tego nazwać nie mogę. Takim jednym schodkiem do tego jakże strasznego miejsca (chociaż mając na uwadze piekło Katarzyny Bereniki Miszczuk to mam, co do tego pewne wątpliwości…) jest pierwsza księga „Sagi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to