Mags

Profil użytkownika: Mags

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 tydzień temu
14
Przeczytanych
książek
16
Książek
w biblioteczce
4
Opinii
19
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Miałam nic nie pisać, ale po pierwsze zła ocena wymaga wyjaśnienia, po drugie czytając poprzednie opinie stwierdziłam, że może jednak należy wyjaśnić czytelnikom, z czym naprawdę będą mieć do czynienia.
Przyznam, że wzięłam się za tę powieść z wielka ciekawością, bo akurat interesują mnie motywy, jakie miały tam zostać zawarte. Zawiodłam się najpierw językowo (narracja nieporadna, trudno sobie wyobrazić wydarzenia i miejsca, przejścia od jednych do drugich, niewiele świadomie i poprawnie użytych środków stylistycznych, słabe dialogi). Postacie także mnie nie ujęły. Niezbyt wyraziste, zachowania często nieadekwatne do sytuacji – choć tu raczej problemem był brak przygotowania merytorycznego Autorki.
O fabule się nie wypowiadam, bo co kto lubi.
Najgorsza jednak była warstwa historyczno-obyczajowa.
Autorka najczęściej przemyka po szczegółach, uogólnia. Czasem tylko wchodzi w jakiś szczegół, np. opis kamienicy, podwórka (zapewne tu się czegoś dowiedziała, może widziała fotografię). W innych miejscach kompletna pustka (tu już nie wiedziała).
Powieść rozpoczyna się uroczystością zaręczynową (a właściwie końcem tejże – chyba, bo to dosyć chaotycznie opisane, nie ma tam jakiegoś sensu, jakiejś nici, ot, opis jedzenia i oderwane od siebie strzępki dialogów) odbywająca się - jak się za chwilę okaże, ostatniego dnia sierpnia 1939 r.
Zachowania bohaterów są przedziwne (czytaj: współczesne). Panienka z dobrego domu zamyka się z narzeczonym w swoim pokoju! W 1939 r. Narzeczony pochodzenia żydowskiego postanawia dla niej zmienić wyznanie, co dla jego ojca nie jest problemem, bo rzadko i tak chodzi do synagogi (no tu już mi się zapaliła lampka na czerwono). Konwersji dokonywano – owszem, ale nie z takich powodów.I zawsze były to sprawy traktowane poważnie. Zresztą śluby katoliczek i Żydów bywały, częściej kobieta zmieniała wyznanie, albo i nie – wówczas trzeba było zdecydować, co z dziećmi z takiego małżeństwa.
Laura jest w ogóle bardzo infantylnie zarysowana i czytuje powieści Jane Austen, które w języku polskim wydano dopiero po wojnie (Autorka nie zaznacza, że czytała je np. po francusku). No i nasza bohaterka (ZAPAMIĘTAJMY!) jak gdyby nigdy nic, radośnie bieży na rozpoczęcie roku szkolnego 1 września 1939 r.
Ojciec Laury jest stuprocentowym idiotą, albo ostatnie miesiące spędził w odosobnieniu. Że zacytuję:
„Wiedział, że bardzo to kochała i choć lubiła czas wakacji, nie mogła się doczekać początku roku szkolnego. Tak było również teraz. Z niecierpliwością odliczała dni do pierwszego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku.”

„Trochę irytował go ton, w jakim utrzymany był artykuł o zadziwiającej mobilizacji wojsk niemieckich. Miał dość straszenia kolejną wojną. Każdy kraj się rozwijał i w związku z tym kładł nacisk na zbrojenia. Polacy też nie próżnowali. Leopold, jako urzędnik w Magistracie, wiedział, ile pieniędzy jest przeznaczanych na wojsko, ale daleki był od panikowania. Takie czasy, że każde państwo stroszyło piórka. „

Wyjaśniam pokrótce. 1.09.1939 r. dzieci nie poszły do szkoły, bo wiadomo było już od miesięcy (a w sierpniu było już pewne), że wojna wybuchnie. Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego już w połowie sierpnia wydało zarządzenie o przesunięciu rozpoczęcia roku szkolnego, ponowiony 2 września. Ale nie wie o tym ani Laura, ani kierownik szkoły, ani dzieci i rodzice, ani ojciec pracujący w magistracie, ani jak widać Autorka. Ojciec (wspomniany idiota) nie wie także, że od miesięcy atmosfera w mieście była nerwowa, a w sierpniu to już prawie panika - ludzie uszczelniali okna, wzmacniali stropy na schrony, wykupowali maski przeciwgazowe, żywność - pojawiły się spekulacje, które magistrat starał się zwalczać. Ojciec zapewne pracował wtedy w piwnicach i akurat nic nie słyszał, nie miał pojęcia także (no bo siedział w piwnicy), że już w połowie sierpnia prezydent miasta wezwał mieszkańców do kopania rowów przeciwlotniczych, co też uczyniono. No i nie miał pojęcia o finansach, bo magistrat żadnych finansów na wojsko nie przeznaczał, za to od lat istniał FON i od miesięcy intensywnie zbierano pieniądze.
I tak rankiem 1 września rodzina radośnie jadła śniadanie, nikt nie wiedział o Niemcach, Wieluniu, nikt z okolicy nie słuchał radia i nie przybiegł z wiadomością, że wojna, nie zadzwoniono do urzędnika magistratu, żeby przybył niezwłocznie do pracy (przypominam, że akcja dzieje się w Łodzi, nie na zapomnianej wsi pod Lubinem). Laura i Wiesia beztrosko rozmawiają sobie na „rozpoczęciu roku szkolnego”:
– Podobno wybuchła wojna – odpowiedziała cicho Wiesia. – Niemcy napadli na wybrzeże.
– Co?! Jak to?
– Ponoć w radiu podali.
– To niemożliwe.
– Też tak myślę. Lepiej opowiadaj, jak udała się wczorajsza uroczystość?

TADAM. A to dopiero pierwsze kilka stron… Potem jest getto, sprawy żydowskie i in. i już nie będę się nad tym pastwić. I tak już za dużo czasu poświęciłam tej powieści.

Miałam nic nie pisać, ale po pierwsze zła ocena wymaga wyjaśnienia, po drugie czytając poprzednie opinie stwierdziłam, że może jednak należy wyjaśnić czytelnikom, z czym naprawdę będą mieć do czynienia.
Przyznam, że wzięłam się za tę powieść z wielka ciekawością, bo akurat interesują mnie motywy, jakie miały tam zostać zawarte. Zawiodłam się najpierw językowo (narracja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż powiedzieć… Nie jest to dobra książka. Dwa punkty daję za to, że jest jakaś fabuła.
Język bardzo słaby. Autorka nie radzi sobie tutaj ze środkami stylistycznymi, nieumiejętnie żongluje podmiotami, tak że wychodzi w trakcie lektury, iż świeca odwróciła głowę, a chmury stanęły piątkami na placu (swoją drogą, gdzie była redakcja?). Dodawane w ilościach absurdalnych przymiotniki oraz nietrafione metafory śmieszą zamiast budować nastrój. Dialogi są nieadekwatne do okoliczności. Postacie niewiarygodne. Wszystko razem brzmi jak opowieść z nieudanej szkolnej wycieczki, a nie relacja z piekła.
Oczywiście słyszałam, że Autorka opowieść osnuła wokół prawdziwych wydarzeń. Jednak usłyszeć historię (i to z drugiej ręki) to jedno, a opisać ją, to drugie. Trzeba opowieść narażoną przecież z czasem na zniekształcenia, skonfrontować z faktami historycznymi, zrozumieć położenie bohaterów, ich reakcje emocjonalne i psychologiczne, poznać realia. Autorka ewidentnie nie podołała.
Ale jeśli komuś nie przeszkadza słaby język, brak realizmu postaci, realizmu okoliczności oraz brak zrozumienia historii w ogólnie, nadal może się zachwycać tą „literaturą piękną” i mówić, że literatura obozowa taka przyjemna jest.

Cóż powiedzieć… Nie jest to dobra książka. Dwa punkty daję za to, że jest jakaś fabuła.
Język bardzo słaby. Autorka nie radzi sobie tutaj ze środkami stylistycznymi, nieumiejętnie żongluje podmiotami, tak że wychodzi w trakcie lektury, iż świeca odwróciła głowę, a chmury stanęły piątkami na placu (swoją drogą, gdzie była redakcja?). Dodawane w ilościach absurdalnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

We mgle obyczajowych i pseudohistorycznych papek, "Dzwony o zmierzchu" to upragnione światło latarni, wołające do brzegu. Jeśli ktoś oczekuje: naiwnych dialogów, infantylnych emocji i kiepskiego tła historycznego - niech nie czyta tej książki, bo się gorzko zawiedzie. To jest opowieść głęboka i spokojna. Pokazująca w rozbudowanych migawkach parę ludzi zmagających się z trudnym życiem w Płocku lat dwudziestych. Pod tą pozornie zwyczajną egzystencją skrywają swoje marzenia, traumy, emocje, spełnienia i niespełnienia. Są w tym podobni do nas, a jednocześnie bardzo od nas odlegli.
Ogromnym atutem książki jest tło historyczne i obyczajowe - pokazane żywo i realistycznie, pozbawione szkolnego sznytu i pozoru historii. Tam jest historia - ale nie nużąca i szara. To historia żywa, historia brukowanych ulic i małych sklepików. Zdziwi się jednak ten, kto uzna, że to nudne, bo realizm czasów, w jakich żyje Janina i Antoni jest dla nich niekiedy aż bolesny.
Poza historią czasów jest historia bohaterów, którzy chcą zwyczajnych rzeczy – spokojnego bytu, rodziny i miłości. Ich marzenia poniekąd się spełniają, ale nastręcza to kolejnych problemów. Bo przecież w tamtych czasach ludzie nie byli wyzuci z namiętności. Byli po prostu zakładnikami pewnej obyczajowości, która nadawała życiu bezpieczny pozór, chowając frustracje i wewnętrzne zmory. Jak sobie z nimi poradzą bohaterowie „Dzwonów o zmierzchu”, każdy musi się sam przekonać. Szczególnie, że powieść będzie miała swoją kontynuację.
Tym, co powoduje, że historię Gardowskich czyta się miękko i z przyjemnością, jest język, jakim posługuje się Autorka. Lekko stylizowany, subtelny, różnorodny, spójny z opowieścią. To język literacki, pełen zabiegów językowych, niepostrzeżenie kierujących czytelnikiem, rysujących sugestywne obrazy i wywołującym określone emocje.
"Dzwony o zmierzchu" to doskonała pozycja na nadchodzące wieczory, pokazująca jak niewiele różnimy się od ludzi żyjących przed nami, a jak dalece nasze życie jest inne od tego, które wiedli oni.
Polecam.

We mgle obyczajowych i pseudohistorycznych papek, "Dzwony o zmierzchu" to upragnione światło latarni, wołające do brzegu. Jeśli ktoś oczekuje: naiwnych dialogów, infantylnych emocji i kiepskiego tła historycznego - niech nie czyta tej książki, bo się gorzko zawiedzie. To jest opowieść głęboka i spokojna. Pokazująca w rozbudowanych migawkach parę ludzi zmagających się z...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Mags

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
14
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
19
razy
W sumie
wystawione
12
ocen ze średnią 7,8

Spędzone
na czytaniu
91
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]