Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Jutro nie mieści się w głowie. Dzienniki czasu pandemii. Ka Klakla, Jarosław Księżyk, Marek Mżyk, Sonia Pohl, Monika Prylińska, Joanna Stryjecka, Agata Tuszyńska
Ocena 7,6
Jutro nie mieś... Ka Klakla, Jarosław...

Na półkach:

Jestem w trakcie czytania. Bardzo się cieszę, że zbiór powstał. Jest cenny teraz i będzie zyskiwał z każdy rokiem.

Jestem w trakcie czytania. Bardzo się cieszę, że zbiór powstał. Jest cenny teraz i będzie zyskiwał z każdy rokiem.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka tak doskonała, że brak mi słów. Jestem na świeżo z opisywanymi doświadczeniami - mam wrażenie, że autorka pisała o mnie, pisała o tym, o czym ja w swoim pamiętniku. Przy czym Cusk zrobiła to "odrobineczkę" lepiej, celniej i piękniej.

Książka tak doskonała, że brak mi słów. Jestem na świeżo z opisywanymi doświadczeniami - mam wrażenie, że autorka pisała o mnie, pisała o tym, o czym ja w swoim pamiętniku. Przy czym Cusk zrobiła to "odrobineczkę" lepiej, celniej i piękniej.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiem, że te 5 gwiazdek na LC wygląda, jakby ta książka była zła, ale według mnie 5 gwiazdek to jest dokładnie tyle, ile tej książce trzeba. Ma bardzo ładną okładkę, a przepisy są urozmaicone, wymyślne i przepięknie sfotografowane. Jest króciutki nieprzegadany wstęp z foliówkami i kompostem. Tylko co z tego, skoro wciąż dysponuję torbą z suchym chlebem i nie bardzo wiem, jak to przerobić, poza tym, że mogę dać koniom, królikom albo zetrzeć na bułkę tartą? Większość przepisów wymaga kupowania wielu produktów, co jest kompletnie sprzeczne z założeniem książki. A może to ja oczekiwałam czegoś innego, podejścia od strony tytułowych resztek: wskazanie produktów, które często się psują i pokazanie, co można z nimi zrobić. Ostatecznie jako osoba bardzo chętna do gotowania bezresztkowego (a i często grzebiąca po śmietnikach) wyniosłam z tego tyle, że gotowanie bez resztek jest dla bogatych, którzy mają dostęp do dobrze wyposażonego sklepu ;)
I pewna techniczna uwaga, którą powinna wziąć pod uwagę sama autorka, ale też czytelnicy chcący podążać za jej radą: otóż utrzymanie pustek w lodówce jest niezerowastowe - konkretnie, powoduje większe zużycie energii. Jeśli więc po wyczyszczeniu lodówki z zalegajacego żarcia masz dużo miejsca, to masz dwie opcje: trzymać tam także rzeczy, które radzą sobie poza lodówką (puszki, butelki, słoiki), albo przy najbliższej okazji wymianę lodówki na mniejszą.

Wiem, że te 5 gwiazdek na LC wygląda, jakby ta książka była zła, ale według mnie 5 gwiazdek to jest dokładnie tyle, ile tej książce trzeba. Ma bardzo ładną okładkę, a przepisy są urozmaicone, wymyślne i przepięknie sfotografowane. Jest króciutki nieprzegadany wstęp z foliówkami i kompostem. Tylko co z tego, skoro wciąż dysponuję torbą z suchym chlebem i nie bardzo wiem, jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Uznałabym ją jeszcze za lekkie i przyjemne czytadło pociągowe, ale tłumaczenie, jak działa ewolucja i że nie ma duszy było żenujące i pozostawiło niesmak. Aż dziwne, że nie poświęcono znaczącego rozdziału na dowodzenie, że Ziemia jest okrągła i kręci się wokół Słońca.

Uznałabym ją jeszcze za lekkie i przyjemne czytadło pociągowe, ale tłumaczenie, jak działa ewolucja i że nie ma duszy było żenujące i pozostawiło niesmak. Aż dziwne, że nie poświęcono znaczącego rozdziału na dowodzenie, że Ziemia jest okrągła i kręci się wokół Słońca.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciągnęła mnie jak mało co. Świetnie się słucha audiobooka, kawał dobrej rozrywki. Myślę, że lepiej by było, gdyby książka była opisywana jako new adult, wtedy mniej denerwowałaby mnie infantylność bohaterki. Trudno mi uwierzyć, że ma 24 lata - bardziej bym ją podejrzewała o skończenie jakiegoś technikum pielęgniarskiego i 19 lat na karku max. Gdy już sobie przestawiłam odbiór książki, uznając ją w moich kategoriach za młodzieżówkę i uznając, że bohaterka tak naprawdę jest młodsza, jak i potencjalny odbiorca książki, bawiłam się już świetnie ;)

Wciągnęła mnie jak mało co. Świetnie się słucha audiobooka, kawał dobrej rozrywki. Myślę, że lepiej by było, gdyby książka była opisywana jako new adult, wtedy mniej denerwowałaby mnie infantylność bohaterki. Trudno mi uwierzyć, że ma 24 lata - bardziej bym ją podejrzewała o skończenie jakiegoś technikum pielęgniarskiego i 19 lat na karku max. Gdy już sobie przestawiłam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Dałabym 8 (bo nie daję więcej książkom, które nie są arcydziełami), ale chcę podnieść ocenę tej książce ;) Przeczytałam cudze recenzje, że zawód sprawiła zawartość w kontekście tytułu i okładki. Niska ocena książki za to, że nie jest tak naprawdę poświęcona smokom, jest jak niska ocena "Zielonych smażonych pomidorów" za to, że nie jest książką kulinarną ;)

Dałabym 8 (bo nie daję więcej książkom, które nie są arcydziełami), ale chcę podnieść ocenę tej książce ;) Przeczytałam cudze recenzje, że zawód sprawiła zawartość w kontekście tytułu i okładki. Niska ocena książki za to, że nie jest tak naprawdę poświęcona smokom, jest jak niska ocena "Zielonych smażonych pomidorów" za to, że nie jest książką kulinarną ;)

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę od zalet: przeczytałam w pół dnia, nie mogę więc powiedzieć, że książka jest ciężka, trudna, nieprzyjemna w czytaniu, odrzuca itd., bo to nie prawda. Czyta się lekko i pod względem językowym przyjemnie (bo pod względem tematycznym już mniej). Zaliczam tę książkę do grupy "jak się nie ma co czytać...".

Bardzo lubię książki młodzieżowe, zarówno fantastykę, jak i te realistyczne. Teraz jest taki nurt książek hiperrealistycznych, poruszających bardzo trudne tematy. Bezpośrednio przed "Sznurkiem" czytałam "Eleonorę i Parka" Rowell. Dużo podobieństw: pierwsza miłość, patologiczna rodzina, niesprzyjające otoczenie. Różnica zasadnicza: "Eleonora..." to dobra książka, a "Sznurek" nie. Inaczej: byłby lepszy, gdyby wydawnictwo dało książce jeszcze trochę czasu. Moje największe zarzuty: książka zmierza donikąd, nie ma satysfakcjonującego zakończenia dającego rozwiązanie sytuacji (nie mylić z cukierkowym happy endem), a zupełny brak pozytywnych postaci jest, według mnie, szkodliwy dla nastoletniego czytelnika. Zdąży się jeszcze dowiedzieć, że wszystkie kobiety to k... i na nikim nie można polegać. Po co to wkładać do głów dzieciakom?

Cały czas czułam, że książkę napisał jakiś 40-50 latek wspominając swoje dzieciństwo (i może powinien w te klimaty pójść). Koleżanki z klasy w "patologicznej wsi" kochały się w Beatlesach :D To był mój "ulubiony" fragment! Inne: bohater sprawdzał znaczenie słowo "ciul" w słowniku. Niby OK, są słowniki internetowe, ale nikomu z mojego pokolenia (25 lat), a już na pewno nie tego, co ma teraz 18, by do głowy nie wpadło, szukać czegoś w realnym słowniku, a nawet w słowniku z domysłem na internetowy. Właściwe określenia to: wyguglowałem, wklepałem w miejski.com, wrzuciłem na zapytaja, albo weszłem w randomowe komentarze na Kwejku i tam, korzystając z anonimowości, z dupy zawołałem Kapitana Oczywistość.

Inne moje bóle:
1. Internet. W zasadzie nie istnieje. WTF? Tak bardzo realistyczne, jakbym napisała książkę o nastolatkach w latach 80-tych i napisała, że oni wrzucili fotę na Snapa, obczaili koleżankę na Insta i zalajkowali fotę na Fejsie. Obecne 18-latki żyją internetami, w internetach i z internetami. Koniec, kropka.
2. Na wsi wśród młodzieży (i dorosłych często też) punktem honoru jest mieć najbardziej zajebiszczy smartfon pod słońcem. Technologia w świecie Langa nie istnieje. A mimo tego, że wieś to wieś, to w prawdziwym świecie technologia tam dociera! Nawet jest spina o to, a bez technologii żyją kompletne ostateczne biedaki, pijusy i nawiedzone mieszczuchy od jogi i organicznych serków kozich. Dobry smartfon to współczesne białe skarpetki.
3. Mam poczucie, że to tylko wyobrażenie mieszczucha o wsi. BTW, klacze najczęściej źrebią się w środku zimy i wiosną, a nie w środku lata i na jesieni. Może Szlachcic miał swój styl, ale ja bym takie rzeczy opatrywała odpowiednim komentarzem.

A teraz najważniejsze.
4. Po co autor napisał tę książkę? Co autor starał się przekazać? Jakie przemyślenia i uczucia chciał wywołać wśród młodzieży? Wielka niewiadoma. Ani jednej pozytywnej postaci, sami antybohaterowie. Mogę takie rzeczy czytać jako osoba dorosła - widzę pewien proces, własną przemianę, mam dystans. A młodzież? Jakbym to przeczytała jako nastolatka, to by mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że wszyscy dookoła to debile, chamy i intryganckie niedojrzałe świnie. Nie chodzi o to, by książka była na siłę hip hip hurra. Warto przeczytać Rowell. Nie ma hip hip hurra, ale można sobie pomyśleć: ludzie są różni. Niektórych trzeba nauczyć się ignorować lub od nich odseparować, innych można spróbować zrozumieć, a innymi warto się otaczać. Wszystko jest niewyobrażalnie trudne i nie powinno spotkać ani dorosłego człowieka, ani dziecko, ale życie toczy się dalej i trzeba sobie radzić - i da się! A tutaj? Nic tylko wszystkich zamordować, bo to toksyczne dranie. A dziewczyny to już w ogóle, niepojęty syf.
5. Bohater na koniec umiera. Trzeba przyznać, nie spodziewałam się tego. I teraz pytanie: po co ten bohater umarł? Przez całą książkę miał problemy. Liczyłam, że je jakoś rozwiąże, że będzie puenta, no, jakakolwiek satysfakcja, że przeczytałam nie na darmo. Gdyby autor zabił bohatera samobójstwem, to by było pretensjonalne, ale chociaż można było powiedzieć: kochane dzieci, bądźcie dla siebie mili, bo bycie niemiłym może się skończyć jak w "13 powodach". A tu nie. Krystian umiera sobie tak po prostu. To był nieszczęśliwy wypadek. Tak, wiemy, że doszło do bójki, ale nie każda bójka kończy się śmiercią. To był wypadek. Bohater równie dobrze mógłby zginąć w wypadku samochodowym, albo się poślizgnąć na skórce od banana i byłoby to równie sensowne ucięcie filmu w połowie. Może ta jego śmierć miała być symboliczna?
No nie. Bo w ostatnich zdaniach dowiadujemy się, co autor miał na myśli. Więc czytałam całą tę książkę, wszystkie te syfy i młodzieńcze zawirowania (co ogólnie było ciekawe, przywoływało wspomnienia i na pewno niejeden nastolatek zidentyfikuje się z Krystianem) po to, by się na koniec dowiedzieć, że Krystian miał smutne życie, ale jego śmierć to był tylko przypadek, a autor zainteresował się historią, bo winą obarczono jego kolegę po fachu, a nauczyciel był w tej historii niewinny.
Czyli młodzież czyta całą książkę po to, by... no właśnie. Po co? By się dowiedzieć, że nauczyciele nie są tacy źli, umrzeć można w każdej chwili z głupich powodów, ale w zasadzie może i dobrze, bo koledzy są fałszywi, dziewczyny to intrygantki, a dorośli to patole.

Nie wiem czemu, ale przejęłam się tą książką. Mam poczucie, że drobne zmiany - oznaki czasu, spinery czy inne zabawki aktualne ten rok czy dwa lata temu, gdy autor to pisał, internety i slang (więcej niż "nereczki"...), dwie dodatkowe postaci z realistycznym, ale pozytywnym zarysem i bardziej przemyślane zakończenie by zrobiło z tej książki naprawdę super opowieść.

PS. Walking Dead najpewniej było znane bohaterom nie jako komiks, tylko serial. Zakładając, że Krystiana straszono trupami w wieku <8 lat tuż po pierwszym sezonie, musiałby obecnie mieć maks szesnaście lat, a nie osiemnaście. A realnie mało kto oglądał Żywe Trupy od pierwszego wyświetlenia. Nie wiem, czy dobrze obliczyłam, ale skoro książka ma skupiać się na trudnych problemach, to niech nie rozprasza durnymi błędami łatwymi do usunięcia.

Zacznę od zalet: przeczytałam w pół dnia, nie mogę więc powiedzieć, że książka jest ciężka, trudna, nieprzyjemna w czytaniu, odrzuca itd., bo to nie prawda. Czyta się lekko i pod względem językowym przyjemnie (bo pod względem tematycznym już mniej). Zaliczam tę książkę do grupy "jak się nie ma co czytać...".

Bardzo lubię książki młodzieżowe, zarówno fantastykę, jak i te...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to